Łukasz Kruczek o Kamilu Stochu: Lider jest jeden

Kamil Stoch ulgowo traktował letnie starty. Mimo to stawał na podium. Widać, że na stałe wywalczył miejsce w światowej czołówce. Niecierpliwie czekam na Puchar Świata - mówi trener kadry polskich skoczków narciarskich

Robert Błoński: W sobotę konkursem drużynowym w fińskim Kuusamo rozpoczyna się Puchar Świata w skokach. Sezon inny, bo bez Adama Małysza. Mistrz skończył karierę skoczka i został kierowcą rajdowym.

Łukasz Kruczek: Mówiąc żartem, średnia wieku reprezentacji drastycznie spadła. Drużyna jest młodsza, ale to nie znaczy, że oczekiwania są mniejsze. Dla nas to będzie inny sezon, ale Puchar Świata pozostanie taki, jak był. Czyli wyczerpujący.

Męczą pana pytania: "Jak będzie bez Małysza"?

- Pytań i porównań do Adama nie unikniemy, bo to ikona polskiego sportu, nie tylko skoków. Dziś nikt nie jest w stanie go zastąpić.

Na początku przygotowań brak Adama był bardzo odczuwalny. Ale kiedy rozkręciły się treningi, wyjazdy i obozy, nasza praca wskoczyła na normalne tory. Pogodziliśmy się, że Adam już nie skacze, i zamknęliśmy ten temat. Teraz odpowiedzialność spada na następców. Wierzę, że mamy dobrych zawodników i poradzą sobie.

Pan z Adamem startował, trenował i był jego trenerem. Kim był dla kolegów: cieniem, z którego nie dało się wyjść, czy parasolem ochronnym, pod którym się chowali?

- Miał jeszcze jedną rolę: przewodnika do sukcesów. Adam pokazał, jakby to nie brzmiało, że polski skoczek potrafi, że może wygrywać i być najlepszy, zdobywać medale i Kryształowe Kule.

W erze Małysza konkurs PŚ wygrał tylko Kamil Stoch, który w poprzednim sezonie triumfował w Zakopanem, Klingenthal i Planicy.

- W skokach narciarskich rzadko się zdarza, by jedna reprezentacja miała dwóch czy więcej liderów. Wyjątkiem są teraz Austriacy. Od kilku lat błyszczą tylko Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern. Reszta, generalnie, jest dodatkiem. Finowie mieli Janne Ahonena i kilku nieźle skaczących. U Niemców był najpierw Martin Schmitt, potem Sven Hannawald. Szwajcarzy mają tylko Simona Ammanna. My mieliśmy szczęście mieć Adama, inni nasi skoczkowie wielkich wyników nie mieli. A jeśli już, to nikt nie zwrócił uwagi na piąte miejsce Roberta Matei w MŚ w Trondheim w 1995 roku czy 11. Wojtka Skupienia na igrzyskach w Nagano. My zawsze wymagamy zwycięstw. Wicemistrzostwo olimpijskie Adama w Salt Lake City okrzyknięto porażką.

Gwiazdy pojawiają się raz na jakiś czas i trzeba je pielęgnować, by świeciły jak najdłużej. Osiągnięcia zawodników z drugiego planu warto jednak podkreślać.

Jaki to będzie sezon dla Kamila?

- Mam nadzieję, że jeszcze lepszy niż poprzedni. Wtedy zaczął fatalnie, w Kuusamo nie wszedł do trzydziestki. Potem się rozpędzał, aż nadszedł styczniowy konkurs w Zakopanem. Zwycięstwo na Wielkiej Krokwi było przełomowe. Jego aspiracje są wielkie. Mówi, że chce być w ścisłej czołówce, i ma do tego możliwości.

Rok temu i teraz Kamil zajął drugie miejsce w letnim GP. Nie ma obaw, że tę zimę zacznie jak poprzednią?

- W poprzednim sezonie Kamil się ożenił i opuścił dwa pierwsze letnie konkursy. Po powrocie startował wszędzie, gdzie się dało. To był błąd, za tę nadmierną eksploatację organizmu zapłacił gorszym początkiem zimy. Teraz zadeklarował, że celem jest pierwsza szóstka GP, w nic więcej nie celował. W tym roku odpuścił starty w Japonii i Kazachstanie. Minione lato potraktował ulgowo, a mimo to potrafił wygrać i stawał na podium. To świadczy o jednym: na stałe wywalczył sobie miejsce w światowej czołówce.

Widział pan w nim przemianę w tamtym sezonie?

- Kiedy słabo skoczył w Kuusamo, było trochę nerwowo. Po bardzo dobrym sezonie letnim, kiedy nie schodził z podium, liczyliśmy, że zimą uniknie wpadek. Zapanowała więc konsternacja: zastanawialiśmy się, czy coś zmieniać? Kamil powiedział: "Spokojnie, wszystko ruszy".

Jak na niego podziałały zwycięstwa?

- Wszystkie miały historię. Wygrać w Zakopanem w takich okolicznościach to był kosmos. Prowadził po pierwszej serii, w której paskudny upadek miał Adam. Został zwieziony ze skoczni, trybuny zamarły, nikt nie wiedział, jak poważny jest uraz kolana. Skręcenie wyglądało paskudnie. Do tego zawody odbywały się w ekstremalnych warunkach, sypał gęsty śnieg. Ale Kamil wytrzymał, obie próby miał najlepsze. Widziałem później, jak wiele go to kosztowało. Był wyczerpany psychicznie, ale szczęśliwy. Zwycięstwo dało mu potężny zastrzyk wiary. Tydzień później, w Klingenthal, znów wygrał. Tam majstersztykiem był pierwszy skok, kiedy odleciał daleko mimo niekorzystnych warunków. W drugim odrobił ponad 18 punktów do lidera Michaela Uhrmanna. W Planicy wygrał na mamucie konkurs, po którym Adam skończył karierę. Teraz ma być liderem drużyny i to będzie dla niego bardzo trudne wyzwanie. Nie pójdzie gładko, liderem nie staje się z dnia na dzień. Nie wszyscy skoczkowie sobie radzą z tą rolą. Ale Kamil ma duży potencjał i wcześniej czy później podoła.

Czym dla pana, jako trenera, były wygrane Kamila?

- Nie byłoby ich, gdyby nie praca całego sztabu. Kiedy są porażki, do raportu staje trener. Sukces ma wielu ojców. Kibice mało widzą i wiedzą z tego, co się dzieje dookoła skoku dającego wygraną albo medal. Na to, by trener machnął chorągiewką, a zawodnik ruszył z belki startowej, pracuje wielu. Ja wszystko trzymam w ryzach, żeby się nie rozlazło, ale pomysł na trening rodzi się w rozmowie. Nasze grono to Zbyszek Klimowski, Piotrek Fijas, Grzesiek Sobczyk, fizjoterapeuta Łukasz Gębala, psycholog Kamil Wódka, serwismen Maciek Maciusiak, trenerzy młodzieży z Robertem Mateją na czele i ja. Czasem ktoś rzuci fajny pomysł, czasem inny storpeduje, wydawałoby się, koncepcję idealną. Jedna osoba ma tendencje do zapędzania się i potrzebuje hamulca. Nasza siła tkwi w organizacji.

Jak przebiegały przygotowania do tego sezonu?

- Sprawnie. Były inne od poprzednich, nie eksploatowaliśmy najlepszych. Postanowiliśmy, że niektóre starty odpuszczą. Założyliśmy, że skaczą w Pucharze Kontynentalnym i letnim GP, żeby wywalczyć jak najwięcej miejsc na zimę. Udało się to bez wysiłku. Dobrze skakali zawodnicy z kadry B i sami wywalczyli sobie miejsca w Kontynentalu. Seniorzy mieli więcej czasu na regenerację. Wcześniej niż rok temu skończyliśmy też skakać na igelicie. W październiku polecieliśmy na Cypr na zgrupowanie kondycyjne. Pracowaliśmy tam nad siłą i dynamiką. W domu różnie to wygląda - między jednym a drugim treningiem zawodnik ma do wykonania tysiąc zajęć niezwiązanych ze sportem. One obciążają organizm. Na zgrupowaniu mieliśmy pewność, że odpoczywają i na drugi trening przychodzą zregenerowani.

Plany na ostatnie dni przed sezonem?

- W ubiegłym tygodniu mieliśmy pięć treningów w Klingenthal. Żegnaliśmy jesień, witaliśmy zimę. Zawodnicy zjeżdżali po oblodzonych torach, takich jak w Pucharze Świata, a lądowali jeszcze na zielonym. We wtorek lecimy na północ. Planujemy trening w Rovaniemi, a potem przenosimy się do Kuusamo. Nigdzie nie ma śniegu, stąd taki pomysł. W Rovaniemi skocznia jest czynna od niedzieli. Do Skandynawii pojedzie siedmiu skoczków, sześciu startuje w piątkowych kwalifikacjach. Kamil, dziesiąty zawodnik PŚ poprzedniego sezonu, ma zagwarantowany udział w konkursie.

W tym sezonie nie ma imprezy głównej.

- Punktem kulminacyjnym są dla nas lutowe MŚ w lotach w Vikersund.

Co dla kadry skoczków może być najtrudniejsze?

- Czasem kłopoty wyrastają jak spod ziemi. Na szczęście każdą przeszkodę można przeskoczyć.

W jakiej formie są zawodnicy?

- Parametry siły i mocy, czyli to, co możemy zmierzyć, pokazuje, że w dobrej. W skokach jednak jest wiele elementów, na które zawodnik i trener nie mają wpływu, dlatego trudno pokusić się o prognozy. Formę zweryfikują zawody. Ale nawet z wyników w Kuusamo nie można wyciągać wniosków na cały sezon. Wystarczy popatrzeć, jak do tych zawodów podchodzą inni. Szwajcar Simon Ammann nie przyjedzie do Finlandii. Dla Rosjan to będą pierwsze skoki na śniegu czy choćby w torze lodowym. Finowie, Czesi i Słoweńcy robili to, co my. Kiedyś ciężko było sobie wyobrazić początek sezonu bez kilkudziesięciu skoków na śniegu. Teraz to nic dziwnego. Każdy chce zacząć w Kuusamo, a lokomotywa rozpędzi się później.

Faworyci?

- Zapowiada się kolejny sezon - "Austria kontra reszta świata". Nie sądzę jednak, by Schlierenzauer i Morgenstern, potrafili wygrywać z tak dużą przewagą jak ostatnio. Poziom skoków rośnie z każdym rokiem, a najlepsi nie mają już dokąd uciekać. Dopóki nie nastąpi jakaś rewolucja w sprzęcie, na szczycie zrobi się gęsto. Finowie, z którymi skakaliśmy, nie błysnęli w Klingenthal. Niewiadomą jest forma Norwega Toma Hilde, ale Niemcy Severin Freund i Richard Freitag mogą być groźni. Na niespodzianki mogą się zdobyć Roman Koudelka i Jakub Hlava z Czech. Mocny będzie Ammann. Ale mam też nadzieję, że w ścisłej czołówce będzie Kamil.

Kadra na Kuusamo

Kamil Stoch, Maciej Kot, Jan Ziobro, Krzysztof Miętus, Stefan Hula, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Stefan Hula.

Program zawodów

Piątek : godzina 16 - dwie serie treningowe; 18 - kwalifikacje do niedzielnego konkursu.

Sobota : godzina 14 - seria próbna; 15 - pierwsza seria konkursu drużynowego.

Niedziela : godzina 12.15 - seria próbna; 13.15 - pierwsza seria konkursu indywidualnego.

Wielka Wisła Kraków w małej Limanowej [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.