Skoki narciarskie. Kamil Stoch: Małysza nigdy nie zastąpię

- Do sezonu przygotowywałem się także mentalnie, bo wiem, że spadnie na mnie ogromna presja wyniku - mówi najlepszy polski skoczek narciarski Kamil Stoch.

Profil Sport.pl na Facebooku - 32 tysiące fanów. Plus jeden? 

W piątek w Kuusamo kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego. Stoch ma w nim zapewniony udział, bo w poprzedniej edycji Pucharu Świata zajął dziesiąte miejsce. W pierwszej serii będzie jednak skakał ósmy od końca, bo Szwajcar Simon Ammann (drugi w PŚ w minionym sezonie) do Kuusamo nie przyjedzie, a Małysz (trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej) - najwybitniejszy polski skoczek w historii - skończył karierę.

Robert Błoński: W poprzednim sezonie w Kuusamo zajął pan 31. miejsce i nie wszedł do drugiej serii.

Kamil Stoch: Wtedy przyrzekłem sobie, że więcej tam nie pojadę. Naprawdę miałem takim zamiar, ale że na koniec sezonu zająłem dziesiąte miejsce, to złość mi trochę przeszła. Nie muszę skakać kwalifikacji. Pojadę tam potrenować, bo akurat do tego skocznia w Kuusamo nadaje się świetnie. Konkursy zawsze są ciężkie. To jedna wielka loteria, o wszystkim decyduje wiatr, a nie dyspozycja zawodnika. Ale skoki to nasz zawód. Jedni chodzą do pracy od poniedziałku do piątku, a my na pierwsze zawody PŚ jeździmy do Kuusamo.

Jakie ma pan marzenia i cele na ten nadchodzący sezon?

- Marzenia na pewno nie zrealizuję, bo to nie jest sezon olimpijski [Stoch marzy o złotym medalu na igrzyskach - rb]. Moim celem są wyniki lepsze niż w poprzednim sezonie, w którym wygrałem konkursy w Zakopanem, Klingenthal oraz Planicy i skończyłem go na dziesiątym miejscu. Teraz celuję w pierwszą szóstkę. Nie boję się tego mówić. Uważam się za skoczka ze ścisłej światowej czołówki.

Turniej Czterech Skoczni?

- Nie stawiam sobie konkretnego celu, zobaczymy, jak będę skakał w grudniu. Nie mówię tu o zawodach w Kuusamo, ale kolejnych startach - w Lillehammer, Harrachovie i Engelbergu. Po nich wszyscy będziemy mądrzejsi i lepiej zorientowani, kto w jakiej jest formie. Kto "zawali" początek, temu później bardzo ciężko dogonić i wskoczyć do czołówki. Ja to już przerabiałem kilka razy i nie chcę powtórzyć starych błędów. Chcę się maksymalnie skoncentrować i skoczyć swoje.

Do tej pory nie skakaliście na śniegu, to może mieć jakiś wpływ na wyniki?

- Nie sądzę, bo nikt nie skakał na śniegu. Skocznia w Ramsau jest czynna dopiero od soboty, a w Rovaniemi od niedzieli. Szanse powinny być równe dla wszystkich. Nie przypominam sobie jednak, bym kiedykolwiek wcześniej zaczynał sezon "z marszu".

Nie lubi pan pytań o Adama Małysza....

- Dlaczego? Lubię.

To pierwszy sezon bez niego. Da się utrzymać popularność skoków?

- Nie wiem. Uważam, że prawdziwy kibic tej dyscypliny ogląda skoki bez względu na to, kto startuje. Nie dla jednej osoby, ale dla przeżycia emocji. I tu już wiele będzie zależało od naszych wyników. Im będą lepsze, tym zainteresowanie większe.

Jest pan w stanie zastąpić Adama Małysza?

- Nie. I dobrze o tym wiem. Nawet nie będę próbował. Chcę maszerować swoją drogą. Mam nadzieję, że moich wyników będą zadowoleni wszyscy. Ze mną na czele.

Pod nieobecność Małysza, to na pana spadnie największa odpowiedzialność.

- Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego ostatnie miesiące poświęciłem nie tylko na przygotowanie fizyczne, ale również mentalne. Mam świadomość oczekiwań i presji. Ale w ogóle się tego nie boję. To może mnie tylko ponieść, a już na pewno cały czas motywuje do pracy. Miłe jest poczucie, że ktoś wierzy w moje możliwości i liczy na nasze zwycięstwa.

Na czym polega przygotowanie mentalne?

- Głównie na rozmowach z psychologiem, Kamilem Wódką. Cenię sobie współpracę z nim. Rozpisaliśmy konkretny plan i priorytety na zimę. Wymieniliśmy rzeczy ważne i ważniejsze. Na nich mam się koncentrować. Nie wzbraniam się przed rolą lidera grupy. Nie chcę jednak, by z tego powodu ktoś mnie w jakikolwiek sposób faworyzował. Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie jestem najlepszy w grupie i "ciągnę" ją pod względem sportowym oraz wynikowym. Ale wiem też, że któregoś dnia rola się zmieni i to któryś z kolegów będzie skakał lepiej ode mnie.

W letniej Grand Prix zajął pan drugie miejsce. Jest pan w stanie powtórzyć ten wynik latem?

- Jak najbardziej. Nikt mi tej drugiej lokaty nie dał, sam ją sobie wywalczyłem dobrymi skokami. Teraz chodzi o to, by dobrze zacząć sezon. Oby jak najwięcej zawodników było w wysokiej formie, wtedy konkursy będą ciekawsze.

Ma pan 25 lat. Forma Adama Małysza eksplodowała kiedy był niewiele młodszy.

- To najlepszy wiek, by osiągać sukcesy w skokach. Ale nie jestem drugim Adamem Małyszem i na pewno nie wszystko zadziała tak, jak dziesięć lat temu. Koncentruję się na sobie i ścieżce, której podążam.

Jak pan jest przygotowany do sezonu w porównaniu z ubiegłym sezonem?

- Cała drużyna jest dobrze przygotowana. Ja czuję się dobrze fizycznie i mentalnie. Dopóki nie oddam pierwszego skoku w zawodach, nic więcej nic mogę powiedzieć. Plany mamy bardzo ambitne.

Zdarzało się panu oglądać latem zwycięskie konkursy z poprzedniej zimy?

- Nie. To już za mną. Wspomnienia zostaną na całe życie, bo wygranej w Zakopanem, gdzie są najwspanialsi kibice na świecie, nie da się porównać z niczym, ale w tym momencie liczy się wyłącznie nowy sezon.

Chciałby pan skończyć go na trzecim-czwartym miejscu, ale nie wygrać żadnego konkursu?

- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem.

Jak z pana studiami?

- Niedawno je skończyłem. Do napisania została tylko praca magisterska. Postaram się obronić w przyszłym roku. I to raczej koniec edukacji. Nie pójdę drogą Justyny Kowalczyk, która otworzyła niedawno przewód doktorski. To nie dla mnie.

Najlepsi polscy sportowcy pierwszej dekady XXI wieku. Kogo pominięto?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.