Puchar Świata. Siatkarze lecą do Londynu. Czy wrócą ze złotem?

Nie pokonali Brazylii, choć mieli wygraną na wyciągnięcie ręki. Nie złoili skóry Rosjanom, mimo że prowadzili w tie-breaku 14:9. Ale i tak przechodzą do historii. Medalu Pucharu Świata nie zdobyła nawet legendarna drużyna Huberta Wagnera

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Drugie miejsce w Japonii - triumfowali Rosjanie, trzeci byli Brazylijczycy i to te trzy ekipy zapewniły sobie olimpijską kwalifikację - to dowód, że polska siatkówka w męskim wydaniu nie jest już tylko kandydatem na tuza, ale potęgą, która liczy się w walce o podium na każdej imprezie. To także wspaniałe zakończenie fantastycznego roku potwierdzonego aż trzema medalami. Dotychczas naszym drużynom, nawet tym najznamienitszym, się to nie zdarzało.

Drzyzga: Jesteśmy niedocenianym zespołem, podium olimpijskie jest na wyciągnięcie ręki

Można wybrzydzać, że jako gospodarzowi finałów łatwiej było nam sięgnąć po brąz Ligi Światowej, a trzecie miejsce mistrzostw Europy zawdzięczamy głównie słabości rozbitych w półfinale Rosjan. Po Japonii nie ma wątpliwości. Bo nie ma drugiego turnieju, w którym grają rzeczywiście najlepsi ze wszystkich kontynentów. Tu nie da się ustawić sprzyjającego terminarza ani kombinować, na którego rywala nie trafić.

W Pucharze Świata w dwa tygodnie trzeba zagrać ze wszystkimi 11 przeciwnikami, walczyć - jak pokazał przykład Włochów, których Brazylia wyprzedziła stosunkiem setów - o każdą partię czy nawet akcję, ale przede wszystkim należy mieć wyrównany zespół, w którym każdy zawodnik gotowy jest na przejęcie roli lidera.

Taka jest właśnie reprezentacja 51-letniego trenera Andrei Anastasiego. Pierwsza od lat, w której nikt nie może czuć się pewniakiem i do której nie zaprasza się dwa razy. Rządzi w niej wolny od układów szkoleniowiec. Stworzył on drużynę, w której gwiazdy funkcjonują na takich samych prawach jak dopiero co wchodzący do drużyny zawodnicy. Gdzie Paweł Zagumny, jeden z najlepszych rozgrywających świata, staje się rezerwowym. I to nie na kilka akcji, ale całe spotkania. Także te najważniejsze. Właśnie z Łukaszem Żygadłą, a nie z Zagumnym biało-czerwoni wyszli na weekendowe, kluczowe w tym PŚ mecze.

Po piątkowym zwycięstwie z Włochami nasi potrzebowali punktu, by zapewnić sobie miejsce na podium i bilety na igrzyska w Londynie. Naprzeciw nich stanęli Brazylijczycy, najlepsza drużyna ostatniej dekady, której nasi siatkarze nie pokonali w meczu o punkty od 2002 r. Kiedy przez dwa sety drużyna Anastasiego obijała Canarinhos, wydawało się, że nie tylko zrealizuje cel, ale wręcz nie pozwoli utytułowanemu rywalowi wskoczyć na podium. W trzeciej partii, poprzedzonej dziką radością po awansie na igrzyska, Polacy niszczyli przeciwnika do staniu 13:8. I wtedy stanęli bezradnie, nie kończąc ataku w sześciu kolejnych akcjach.

Po raz pierwszy w tym turnieju Polacy nie byli sobą. A właściwie byli sobą z lat, kiedy nagle ogarniała ich przerażająca niemoc. Gdy w niewiarygodny sposób przegrywali wygrane już, zdawałoby się, mecze.

To samo zdarzyło się w niedzielę z Rosjanami. Zabrakło jednej udanej akcji, mimo że od stanu 14:9 mieli w tie-breaku pięć piłek meczowych.

Mimo gorszego finiszu Polacy na podium zasłużyli, rozgrywając jeden z najlepszych turniejów. Gdyby uwzględnić tylko wyniki bezpośrednich meczów między czołową czwórką, kolejność wyglądałaby tak: Brazylia 6, Rosja 5, Polska 4, Włochy 3.

Także indywidualnie był to dla Polaków dobry turniej. Co prawda nagrodę zgarnął tylko Marcin Możdżonek (najlepiej blokujący), ale i inni mogą czuć się bohaterami PŚ, nie tylko naszej drużyny.

Teraz kilka miesięcy odpoczynku od morderczych kwalifikacji. Także dzięki temu nasi siatkarze stają się w Londynie nie tylko kandydatem do podium. Są - zdaniem fachowców - drużyną skazaną na sukces, ze złotem włącznie. Jeśli się uda, sięgną po czwarte podium w 12 miesięcy. To nie udało się nawet legendarnej drużynie Wagnera.

TABELA

Marcin Możdżonek ? wśród najlepszych

Więcej o:
Copyright © Agora SA