ME siatkarzy 2013. Gacek: W 2009 roku było trudniej, a Polska zdobyła złoto

- Wtedy były konieczne niezwykłe decyzje, jak przestawienie Piotrka Gruszki z przyjęcia na atak, teraz trener Anastasi ma wręcz kłopot bogactwa - mówi Piotr Gacek, porównując kadrę polskich siatkarzy z 2009 roku z obecną. - Zdobyć złoto pomogła nam sportowa złość, teraz też ona jest w chłopakach, bo wokół drużyny zrobił się szum - mówi mistrz Europy i wicemistrz świata. Polska ME 2013 rozpocznie w piątek meczem z Turcją. Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 20.

Relacje z meczów Polaków na siatkarskich ME w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Łukasz Jachimiak: Jest pan w obozie tych, którzy spodziewają się, że polscy siatkarze zdobędą medal mistrzostw Europy, czy tych, którzy będą obgryzać paznokcie już podczas pierwszego meczu z Turcją?

Piotr Gacek: Przede wszystkim bardzo chciałbym usiąść przed telewizorem i ten mecz obejrzeć, ale nie mam na to szans, bo akurat jesteśmy [Zaksa Kędzierzyn-Koźle] w Policach, gdzie zagramy pokazowy mecz z Chemikiem, a zaraz po meczu będziemy w autokarze, w drodze do Poznania. Będę więc tylko obserwował suchy wynik. A czy ze zdenerwowaniem? Nie obawiam się, że ten wynik będzie dla naszej reprezentacji niekorzystny. Start mistrzostw wyzwala we mnie pozytywne emocje. Chociaż w kadrze już mnie nie ma, to czuję coś w rodzaju radości, że zaczyna się duży turniej. Uczestniczyłem w takich, pamiętam, jakie emocje to we mnie wyzwalało, a teraz ich część czuję jako kibic. Jestem kibicem-optymistą. Bojaźni we mnie nie ma.

Kto może zagrozić Polakom? Zobacz naszą analizę "polskiej" grupy

Uspokoił się pan po Memoriale Wagnera? Po zwycięstwach Polski nad Holandią i Niemcami eksperci przestali mówić, że Anastasi tak jak wcześniej Raul Lozano i Daniel Castellani nie poradzi sobie w trzecim roku pracy z naszą kadrą.

- Cieszy mnie, że atmosfera wokół drużyny się poprawiła. Ja do ekspertów nie należę, ale widzę, że chłopaki nabierają świeżości i pewności. Liga Światowa pokazała, że czegoś nam brakuje, a Memoriał Wagnera - że ostre komentarze po Lidze Światowej były zbędne.

Uważa pan, że nie należało się zastanawiać, co złego dzieje się z drużyną, która z 10 meczów wygrała tylko cztery?

- Moim zdaniem forma była szykowana nie na Ligę Światową, tylko na mistrzostwa Europy. Dlatego teraz wszyscy możemy mieć nadzieję, że ten turniej zakończy się dla nas dobrym wynikiem.

Zobacz wideo

Dobry wynik to znaczy medal? Chyba tylko nim możemy potwierdzić, że mimo nieudanych igrzysk olimpijskich w Londynie i jeszcze gorszej Ligi Światowej, nadal należymy do czołówki?

- Sami przyzwyczailiśmy kibiców siatkówki do sukcesów. Mówię to jako zawodnik. A jako kibic dodaję, że właśnie dlatego teraz mamy prawo oczekiwać od chłopaków, że staną na podium. Zresztą, oni sami o tym mówią i dobrze wiedzą, o co grają. To fantastyczne uczucie, kiedy się staje na podium imprezy rangi europejskiej czy światowej. Wtedy dobrze się wie, że zrobiło się coś nie tylko dla siebie, ale też dla wielu innych Polaków.

Mówi pan, że w tym sezonie nasi siatkarze formę przygotowali na mistrzostwa Europy. Czy to znaczy, że przed rokiem do najwyższej dyspozycji doszli za wcześnie - na Ligę Światową, a nie na igrzyska?

- Na pewno w Londynie chłopakom zabrakło odpowiedniej dyspozycji. Było widać, że z meczu na mecz forma nie rośnie, a spada. Myślę, że wnioski zostały wyciągnięte. Dlatego w tym roku pierwsze wyniki reprezentacji były słabe, gra też nie wyglądała dobrze. Uważam, że wszystko zostało podpięte pod imprezę docelową. Wtedy nie udało się utrzymać szczytu formy przez kilka tygodni, pewnie dlatego teraz postanowiono tak zaplanować przygotowania, żeby ten najlepszy moment nie przyszedł za wcześnie.

Niektórzy kibice w to nie wierzą. Twierdzą, że zapowiadanie dobrego występu siatkarzy na polsko-duńskich mistrzostwach to dmuchanie w balon oczekiwań, który pęknie z hukiem. Tymczasem ten zespół jest chyba w dużo lepszej sytuacji od kadry Daniela Castellaniego, która w 2009 roku zdobyła mistrzostwo Europy?

- 2009 rok przypomina mi się bardzo często, bo to są dla mnie wspaniałe chwile. Wtedy mieliśmy duży problem. Po kolei ze składu wypadali nam ważni zawodnicy. Nie mieliśmy Mariusza Wlazłego, przez kłopoty zdrowotne straciliśmy Michała Winiarskiego, fatalna kontuzja wyeliminowała Sebastiana Świderskiego. Do Turcji nie mogliśmy pojechać w pełnym składzie, dlatego niewielu w nas wierzyło. A jednak udało nam się osiągnąć wielki sukces. Wspaniale wystrzelił formą Bartek Kurek, to pozwoliło nam mieć ogromną siłę ataku. Zwłaszcza że drugą młodość na tych mistrzostwach przeżył Piotrek Gruszka. On się zaprezentował fantastycznie, zasłużenie dostał tytuł MVP turnieju.

Zobacz wideo

Castellani miał więcej problemów niż teraz Anastasi. Gruszkę w ostatniej chwili przestawił z przyjęcia na atak.

- Zgadza się, niezwykłe decyzje były wtedy konieczne, odwaga trenera przyniosła skutek. Teraz jest jednak inaczej. Mamy w kadrze kilku ambitnych, dobrze zapowiadających się zawodników, trener Anastasi ma wręcz kłopot bogactwa. To, że zrezygnował z "Igły" i Zbyszka, na pewno jest spowodowane tylko sprawami sportowymi. Jak słyszę komentarze o pozasportowych przyczynach, to się denerwuję. Aż się nie chciało pewnych rzeczy czytać, bo ludzie, którzy nie są wewnątrz zespołu i nie wiedzą, jak to wszystko wygląda, nie powinni mówić o tym, co im się wydaje. Trener nie powołał dwóch ważnych zawodników na jeden turniej, ale to nie skreśla tych graczy w walce o miejsce w kadrze na następne imprezy.

Uważa pan te decyzje trenera za dobre?

- Dyspozycja Pawła Zatorskiego robi wrażenie. On się świetnie prezentuje. Grzegorz Bociek też wchodzi do tej kadry z wielkim impetem. Ich obecność w drużynie może być zaskoczeniem dla naszych przeciwników. Myślę, że to istotny element gry dla Anastasiego.

W 2009 roku w Lidze Światowej przegraliście wszystkie cztery mecze z Brazylią, aż trzy z czterech z Finlandią, a lepsi byliście tylko od Wenezueli. Po krytyce, jaka na was spadła, byliście zdenerwowani i prosiliście, żeby nie roztrząsać, ile drużyna traci przez brak kilku graczy. Sportowa złość chyba wam pomogła?

- Była dla nas bardzo ważna. Jej pojawienie się przed dużą imprezą jest kluczowe, bez niej nie da się wygrać żadnego medalu. Wtedy ona rzeczywiście była wywołana sytuacją wokół nas i teraz też delikatny szum wokół kadry się zrobił, więc złość w chłopakach jest. To dobrze, bo bez niej naprawdę nic się nie ugra.

Kiedy cztery lata temu odlatywaliście na turniej do Turcji Bartosz Kurek nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Schował się w jednym z saloników prasowych na lotnisku. Jak bardzo was wtedy denerwowaliśmy?

- Mówię szczerze - nie pamiętam, żebyśmy jakoś szczególnie na ten temat rozmawiali. A później sukces, który odnieśliśmy, smakował nam tak bardzo, że wszystkie trudne historie sprzed mistrzostw wykasowały nam się z głów w sposób naturalny. Oby teraz też drużyna miała tak fajne powitanie zgotowane i przez dziennikarzy, i przede wszystkim przez kibiców.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA