Siatkarskie ME. Na co stać polskich siatkarzy

W normalnych okolicznościach oczekiwalibyśmy, że przeciwników klasy Czechów (mecz w środę) oraz Słowaków (w czwartek) obrońcy tytułu zestrzelą z boiska i swobodnie podfruną do półfinału mistrzostw Europy. Ale okoliczności normalne nie są.

Redaktor też człowiek. Zobacz co nas wkurza na Facebook.com/Sportpl ?

W poniedziałek mieliśmy tradycyjną już w siatkówce, rujnującą ten sport, paranoję - bezpieczniej było przegrać ze Słowacją i osiąść na zaledwie trzecim miejscu w grupie, by w ćwierćfinale uniknąć potężnej Rosji. Polacy się już z takimi paradoksami oswoili, identycznego doświadczyli podczas ubiegłorocznego mundialu.

Wtedy nasza reprezentacja walczyła do utraty tchu z każdym rywalem, i to ją zgubiło - w kolejnej fazie pozwoliła się wychłostać Brazylijczykom. Teraz zareagowała inaczej. Poniedziałkowy mecz odfajkowali rezerwowi i zgodnie z przewidywaniami przegrali.

Czołowi kadrowicze, którzy przestali wieczór obok boiska, czuli się po porażce źle. - Ten mecz był dla nas trudny pod względem mentalnym - wzdychał kapitan Piotr Gruszka. - Na mistrzostwach świata też było niesmacznie, tyle że wtedy my padliśmy ofiarami systemu, wyszliśmy na frajerów. Tam wybraliśmy sport, tutaj taktykę. To robią już wszystkie drużyny, także najsilniejsze na świecie. Niestety, na siatkarskich turniejach nic nie sprzyja normalnej rywalizacji.

Dziwaczny finał rundy grupowej pogłębił naszą dezorientację i niepewność co do aktualnych możliwości reprezentacji, która przyjechała do Pragi zdziesiątkowana, przygnębiona beznadziejnym występem w Memoriale Wagnera, przygnieciona spadającą zewsząd krytyką.

I jak dotąd jej bilans na turnieju wygląda skromniutko. Zwyciężyła raz, z fatalnie dysponowanymi Niemcami. Drużyna Raula Lozano grała byle jak - popełniała średnio sześć serwisowych błędów na set, czyli myliła się częściej niż jakikolwiek inny uczestnik ME w jakimkolwiek innym meczu. Nazajutrz Polacy ulegli Bułgarom, aż wreszcie postanowili nie krzywdzić Słowaków, z czego nie wolno wyciągać żadnych wniosków. To nie był sport, lecz farsa.

Kup tanie bilety na półfinał do Wiednia >

Na razie wiemy niewiele. Widzimy, że siatkarze wydźwignęli się z dołka po Memoriale Wagnera i grają z pasją, a zarazem utwierdziliśmy się w przekonaniu, iż muszą przetrwać z potężną wyrwą na pozycji atakującego. Rekonwalescent Gruszka wciąż miewa tylko przebłyski, jego zmiennik Jakub Jarosz sprawia wrażenie przerażonego skalą reprezentacyjnych wyzwań.

Czesi w ataku dysponują strzelcem wyborowym - Jan Stokr jest kolegą Łukasza Żygadły w składzie triumfatora Ligi Mistrzów, tyle że w przeciwieństwie do osadzonego w rezerwie Trento polskiego rozgrywającego Stokr zyskał tam status gwiazdy. Mimo to gospodarzy ME od kontynentalnej czołówki dzieli otchłań. Do turnieju olimpijskiego nie zakwalifikowali się od 1980 r., do czołowej dziesiątki mundialu nie zajrzeli od 1990 r., na ME medali nie zdobywają, do Ligi Światowej się ich nie zaprasza. Gdyby biało-czerwoni utrzymywali poziom przyzwoitości z ostatnich lat, to powinni pokonać ich bez mrożących krew przygód.

Ale na wspomnianym Memoriale przegrali do zera. I teraz Czesi utrzymują, że bardziej niż Polaków obawiają się Słowaków.

Ci leżą w hierarchii jeszcze niżej. W rankingu FIVB zajmują 33. miejsce, ich gwiazdy nie świecą najjaśniej nawet w naszej lidze; tutaj muszą obyć się bez rozgrywającego Michala Masnego (oficjalnie z powodu kontuzji, nieoficjalnie z powodu konfliktu z trenerem), w eliminacjach LŚ nie sprostali Kanadzie, a federacja jest tak biedna, że nie wysłała na turniej pełnej, 14-osobowej kadry.

Na razie jednak Słowacy grają rewelacyjnie. Choć skazywano ich na rolę statystów, mkną od zwycięstwa do zwycięstwa. Przypominają się dwie poprzednie edycje mistrzostw Europy, które wieńczyły absolutne sensacje. Bezprecedensowe dla siebie złoto zdobywali Hiszpanie i Polacy, każdy z sześciu kompletów medali wpadł w inne ręce, ośmioma miejscami w półfinałach podzieliło się aż siedem drużyn - prócz wymienionych Rosjanie, Serbowie, Finowie, Francuzi i Bułgarzy.

Teraz o podboju kontynentu śnią Słowacy, którzy zdumiewają samych siebie. Kiedy Lukasz Divisz zapowiadał, że z Polską będą bić się o pozycję lidera w grupie, zaraz potem dodał, że nie wierzy, iż wypowiedział te słowa.

On i jego koledzy stoją przed życiową szansą; reprezentacja z krainy siatkarsko tak bogatej jak Polska powinna obijać Czechy czy Słowację niemal mimochodem. Także w składzie mocno okrojonym. Niepowodzenie byłoby zdarzeniem z pogranicza klęski.

Siatkarze przed Euro: Zaniechania trenera, błędy w selekcji, tak źle jeszcze nie było

Platenik i Stokr ? najgroźniejsi wśród Czechów

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.