Były trener kadry siatkarek ostrzega: Taka gra nie wystarczy do awansu na igrzyska!

Po zwycięstwie Polek z Bułgarkami, nasze siatkarki według byłego trenera kadry wyrównały swoje szanse na awans względem innych rywali w kwalifikacjach olimpijskich siatkarek w Apeldoornie. - Faworytem w tym momencie wydają się Holenderki, ale Polki mają możliwość, żeby wywalczyć sobie ten awans - uważa szkoleniowiec.

Mógł być mecz bez historii, było trochę nerwów

Polki wygrały z Bułgarią 3:1 (23:25, 25:20, 25:19, 25:22) we wtorek w pierwszym spotkaniu turnieju kwalifikacyjnego siatkarek do igrzysk olimpijskich w Tokio rozgrywanego w Apeldoornie. Poza pierwszą przegraną partią mecz przebiegał tak, jak przewidywano przed jego rozpoczęciem - Polki dominowały nad Bułgarkami, które nie miały nas czym postraszyć. Jedna Elica Wasiljewa nie wystarczy, żeby nas zatrzymać, ale słabsza dyspozycja Bułgarek, to też ważny znak ostrzegawczy dla Polek - mówi były trener kadry siatkarek Jerzy Matlak. - W pierwszym secie przegraliśmy przez błędy własne i trudno powiedzieć o tym, na co stać naszą drużynę z silniejszymi zespołami. One będą wykorzystywać nasze słabości o wiele częściej niż Bułgarki, zwłaszcza chaotyczne wymiany z 3. i 4. seta, wyrywające nam dość spore przewagi. Gdyby nie to, byłby to raczej mecz bez historii, a tak zawodniczki straciły niepotrzebnie trochę nerwów - zauważył szkoleniowiec. 

Zobacz wideo

Bułgarki nie wykorzystały naszych słabości

Mecz Polek z Bułgarkami mógł nieco przypominać spotkanie, którym otwieraliśmy mistrzostwa Europy przeciwko Słowenii, ale wtedy zakończyliśmy je w 3 setach. Powtarzał się jednak chwilowy brak pewności w kończeniu piłek zarówno na prawym, jak i lewym skrzydle, pomimo ogólnego dobrego dorobku punktowego naszych najważniejszych armat - Magdaleny Stysiak i Malwiny Smarzek-Godek, które łącznie zdobyły we wtorek 37 punktów. 

- Problemem było to, że zanim Smarzek-Godek doszła do dyspozycji, której teoretycznie się od niej oczekuje, minęło trochę czasu - ocenił Matlak, który prowadził Polki w latach 1984-1985 i 2009-2011. - Na szczęście weszła na swój wysoki poziom, podobnie jak Magda Stysiak, która pod koniec meczu dawała sobie radę już niemalże z każdą piłką, a wcześniej wydawało się, że mogłyby być wystawiane przez Wołosz nieco wyżej. Świetnie zasłaniając Stysiak w przyjęciu, zagrała libero Maria Stenzel, ale nie mam pojęcia, dlaczego Bułgarki nie wykorzystały tej naszej słabości i nie celowały w nią zbyt wiele razy tak, jak my to robiliśmy z Wasiljewą. Gorzej będzie, jak innym zespołom już uda się do niej dotrzeć. Gra może być bardziej skomplikowana i miejmy nadzieję, że i Stenzel będzie kontynuowała niezłą grę, i Stysiak nie pozwoli wejść sobie na głowę w przyjęciu - przekonywał. 

Środek nie pomaga, młodzież miała jedynie chrzest

Matlak zwraca też uwagę na jakość gry naszych środkowych, które nie dały nam dużych możliwości prowadzenia spotkania po naszej stronie z wykorzystaniem zawodniczek na tej pozycji. - Słabo z Bułgarkami zagrała Agnieszka Kąkolewska, która wydaje się być w słabszej dyspozycji po tym, jak siedziała trochę na ławce w lidze, we Włoszech. Klaudia Alagierska grała na swoim poziomie, ale nie mieliśmy zbyt wiele punktów zdobytych atakiem przez środek, a jeszcze dziwniejsze było, że przegraliśmy z Bułgarkami blokiem. Musimy się nad tym skupić i ten element powinien włączyć się do gry - opisał. 

Młodzież? Zuzanna Górecka, która weszła na parę piłek w trakcie ostatniej partii miałaby być przesadnie chwalona. - Dla niej to był jedynie chrzest, ale przyjęcie i zagranie paru piłek nie oznacza jeszcze, że wprowadzamy młodzież do kadry. Dobrze, że weszła, ale do oceny jej gry jeszcze daleko, choć wygląda na to, że ma pewne możliwości - rozważał 74-latek.

Czterech faworytów?

- Trudno wyciągać wnioski po pierwszym dniu rywalizacji, ale wygląda na to, że turniej będzie o wiele bardziej otwarty niż myśleliśmy - stwierdził Matlak. - Było powiedziane, że faworytkami są przede wszystkim Turczynki i Holenderki, ale do tego grona już dołączyły Niemki, a ze względu na skład i możliwości powinny być raczej także Polki. Robi się ciekawie. Gra, jaką pokazaliśmy z Bułgarkami na pewno nie wystarczy do awansu, ale mam nadzieję, że w kolejnych meczach będziemy grać równiej i bardziej odpowiedzialnie, żeby nie popełniać tylu kosztownych błędów. W tym turnieju chyba nie ma jednak zespołu, który byłby wyraźnie poza naszym zasięgiem - zakończył.

Polki rozpoczną spotkanie z Holenderkami o 19:30 w czwartek, 7 stycznia. Dzień później o tej samej porze podopieczne Jacka Nawrockiego podejmą Azerki w ostatnim spotkaniu fazy grupowej turnieju w Apeldoornie. Do półfinału awansują dwie najlepsze drużyny z każdej grupy, a bilet na olimpijski turniej w Tokio wywalczy tylko zwycięzca finału rozgrywek. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.