Siatkówka. Od objawienia do znaku zapytania. Co dalej z Bartoszem Kurkiem?

Jeśli należałoby wskazać najbardziej elektryzującą postać polskiej kadry siatkarzy, to na pewno byłby to Bartosz Kurek. Świetne mistrzostwa Europy w 2009 roku, podpora reprezentacji przez kolejne lata, wygranie mistrzostw świata bez niego i powrót, w którym nie prezentował się tak, jakby wszyscy oczekiwali. Po Lidze Światowej 2017, podczas której Kurek spisał się słabo, tematem nr 1 było to, czy w takiej formie przyjmującego biało-czerwoni mają szansę na złoto mistrzostw Europy.

Od zawsze na świeczniku

Bartosz Kurek to syn sportowca, Adama Kurka, wieloletniego gracza zespołu Stali Nysa. Trenował koszykówkę, lecz w wieku 9 lat zamienił ją na siatkówkę i tak już pozostało. - Naprawdę świetnie grał w koszykówkę. Przy jego warunkach fizycznych i motoryce, która wymagana jest do tej dyscypliny, myślę, że mógłby być dziś co najmniej zawodnikiem pokroju Marcina Gortata – mówi jeden z pierwszych trenerów Kurka z czasów Nysy, Roman Palacz.

- Współpracowałem z nim od 4. klasy szkoły sportowej. Jego tata grał w siatkówkę i był znanym w Nysie zawodnikiem, lecz na zajęcia przyprowadziła go mama. Miałem doświadczenie w pracy z młodzieżą i wiedziałem, że dzieci sportowców są zawsze warte uwagi. Bartek dysponował świetnymi warunkami fizycznym, był bardzo zaangażowany, miał także w sobie wiele chęci do zostania profesjonalnym siatkarzem. Poza tym na pewno w tamtym czasie chciał dorównać tacie – opisuje przyjmującego trener Palacz. - Jego talent nie był czymś, co eksplodowało. On wszystko wypracował działaniem u podstaw, spokojnymi, systemowymi ćwiczeniami. W przypadku zawodników jego pokroju postęp zazwyczaj nie przychodzi zbyt szybko. Trening poskutkował i w wieku 16 lat Bartek zaczął występować wraz z ojcem w jednym zespole siatkarskim – dodaje.

Jaki był Bartosz Kurek najmłodszych lat? Na pewno skazany na sukces. Dostrzegano jego możliwości, dzięki którym bardzo szybko stawał się osią zespołu i jego liderem. - Momentami był krnąbrny i trudny w prowadzeniu – tacy są jednak urodzeni liderzy i dzieci siatkarzy. Z każdym rokiem nasza współpraca układała się coraz lepiej. Wiele zakładów wygrałem, ponieważ nikt nie stawiał na niego na początku, gdy centymetry bardziej przeszkadzały mu w trenowaniu niż pomagały. Czułem, że jest w nim coś szczególnego i na większość meczów zabierałem go z chłopakami 2, 3 lata starszymi. Taki był dobry – wspomina trener Palacz.

- Jak sięgam pamięcią, to w życiu nie widziałem chłopaka aż tak zdeterminowanego do osiągnięcia sukcesu - grania w siatkówkę na najwyższym poziomie. Wszystko temu podporządkował. To był facet, który pierwszy przychodził na trening i ostatni z niego wychodził. Oczywiście miał swoje za uszami, ale kto nie ma? Był trochę za bardzo rozbrykany w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uczył się nadspodziewanie szybko i to zaawansowanej taktyki i techniki – przyznaje szkoleniowiec. - Zawsze chciał górować nad rówieśnikami. Był bardzo na tym skoncentrowany. Nie wszystkim się to podobało, jednak on lubił postawić na swoim i wokół siebie skupiał zainteresowanie zespołu. To był Bartosz Kurek, syn Adama Kurka – ten coraz wyższy, coraz mocniej atakujący i wszyscy wiedzieli, że właśnie wokół takiego chłopaka buduje się drużynę – podkreśla trener Palacz.

Siatkarska ekstraklasa i pierwsze sukcesy

W czerwcu 2005 mimo ofert z kilku czołowych polskich drużyn przeszedł do klubu z Kędzierzyna-Koźla. To był strzał w „dziesiątkę”. Zdobył srebro mistrzostw Polski juniorów, szybko dorastał i zbierał doświadczenie, dzięki któremu dostrzeżono jego talent w całym kraju.

- Bartosz Kurek wraz z Grzegorzem Łomaczem, moim synem i Zbigniewem Bartmanem należał do grona bardzo zdolnych siatkarzy. Była to grupa zawodników, która wygrała mistrzostwo Europy kadetów w 2005 roku (Bartosz został wybrany najlepszym atakującym turnieju – przyp. red.), a następnie dzięki mądrym ruchom dobrze się rozwijała. Przez wiele lat w mniejszym lub większym stopniu decydowała o losach naszej reprezentacji - komentuje były trener, Maciej Jarosz. Kurek w 2007 roku dostał pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji. 1 czerwca zadebiutował w meczu Ligi Światowej z Argentyną (3:1). Jego kariera nabrała tempa, co poskutkowało podpisaniem kontraktu ze Skrą Bełchatów.

Miał tylko 20 lat, kiedy trafił do hegemona polskiej ligi. Wiele osób wyrażało wątpliwości, czy to dobry kierunek dla tak młodego i niedoświadczonego gracza. Obawiano się, że talent zmarnuje na ławce rezerwowych. Tak się jednak nie stało. Z bełchatowskim klubem zdobył 3 mistrzostwa i Puchary Polski, dwa srebra Klubowych Mistrzostw Świata i medale Ligi Mistrzów. Po złocie na mistrzostwach Europy był gwiazdą, a 2012 rok okazał się dla jego kariery kluczowy. Biało-czerwoni wygrali Ligę Światową, a Bartosz w wieku 24 lat został wybrany MVP rozgrywek. Był na absolutnym topie.

- Jeśli chodzi o samego Bartka, to w mojej opinii w pewnym momencie pomimo wieku był jednym z najlepszych siatkarzy na świecie na pozycji przyjmującego – stwierdza Maciej Jarosz.

Zagranica nie tak gościnna

Po sukcesach nie przedłużył kontraktu ze Skrą i po raz pierwszy wybrał zagraniczny klub. Padło na rosyjskie Dynamo Moskwa (2012-2013). Ten wyjazd był dla niego jednak wyjątkowo trudny. Przyjmujący reprezentacji Polski podczas meczu z Iskrą Odincowo w ramach 2. kolejki rozgrywek ligowych doznał kontuzji. Sam zawodnik wspominał ten czas jako chyba najważniejszy w karierze – powtarzał, że zrobił on z niego lepszego siatkarza.

- W pewnym momencie wszystko się pogmatwało, według mnie po przestawieniu na atak. Po mistrzostwach świata nie może się odnaleźć i być takim zawodnikiem kadry i klubu, na jakiego wszyscy liczymy. Łatwo mu nie jest. MVP Ligi Światowej został w 2012 roku i od tego czasu przeżywa raczej chudsze lata - komentuje Maciej Jarosz. - U mnie rozpoczynał jako atakujący. Bądź co bądź, w młodszych kategoriach wiekowych chcieliśmy wygrywać, a przez jego warunki fizyczne potrzebował czasu, by oswoić się z szybkim przemieszczaniem się po boisku. Zostawiłem go wyłącznie w ofensywie, jednak po przejściu do Kędzierzyna-Koźla i u trenera Raula Lozano zaczął grać na pozycji przyjmującego. Ostatnio go o to pytałem i powiedział mi, że dla niego pozycja już tak naprawdę nie robi większej różnicy, co jest też miarą jego wszechstronności – przyznaje Roman Palacz.

Choć później występował w Lube Banca Macerata i z tym klubem zdobył mistrzostwo i Superpuchar Włoch, to nie grał tyle, ile chciał. Mimo tego w Polsce wciąż był gwiazdą. - Nie wiem, czy zmiany klubów na zagraniczne mogły poskutkować pogubieniem się zawodnika. Te wyjazdy jednak mu się nie udały, o czym wszyscy razem z Bartkiem wiedzą. Najlepiej by sam zainteresowany mówił o przyczynach tego, dlaczego na dłużej nie zagościł w Rosji i we Włoszech. Nie był to jednak sportowo udany czas i miał wpływ na jego dalszy rozwój - dodaje Jarosz.

Wszystko to zbiegło się z 2014 rokiem, kiedy kadra wygrała złoty medal mistrzostw świata bez Bartosza Kurka. Choć w wywiadach zarówno sam zawodnik, jak i ówczesny trener Stephane Antiga zapewniali, że nie ma między nimi konfliktu, to siatkarskie media śpieszyły z doniesieniami o tym, że siatkarz dobrowolnie opuścił zgrupowanie, ponieważ nie mógł się pogodzić z rolą zmiennika. - To jest lider – podkreśla Romana Palacz.

Japońska zmiana i zaskoczenie Skry

Choć przywykł do gry za granicą, to w 2015 roku powrócił do Polski. Podpisał kontrakt z Asseco Resovią Rzeszów, która celowała w złoty medal PlusLigi. Wszystko układało się do momentu, kiedy drugi atakujący klubu, Jochen Schoeps, nabawił się urazu, który wyeliminował go z gry do końca sezonu. Bartosz został sam na placu boju. Grał cały czas. Choć wynik zespołu nie rozczarowywał, to styl, w którym rzeszowianie przegrali finały z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, już tak.

Po dobrym sezonie zawodnik wrócił do kadry. Jej celem był medal igrzysk olimpijskich, jednak skończyło się na niczym. To bardzo mocno wpłynęło na Bartosz Kurka, dla którego Rio było wtedy ambicją numer jeden. Choć później podpisał kontrakt z japońskim JT Thunders, to cała sprawa rozeszła się po kościach po oświadczeniu o problemach mentalnych Kurka po turnieju w Brazylii. Rozstał się z zespołem i chciał odpocząć od sportu. Wtedy jednak pojawiła się PGE Skra Bełchatów, z którą niespodziewanie związał się umową.

- Na pewno Bartosz inaczej podchodzi do swojej kariery niż wcześniej. Nie rozmawialiśmy na ten temat, ale widzę, że sporo o sobie decyduje. Każdy z zawodników jest dorosły i ponosi odpowiedzialność za to, co robi. Wyjazd, czy tak naprawdę „niewyjazd” do Japonii to znak, że coś u niego się nie układa. Myśli trochę inaczej, niż wcześniej - przyznaje były manager Bartosza Kurka, Ryszard Bosek.

Po większości sezonu spędzonej w kwadracie dla rezerwowych, Bartosz Kurek wrócił na parkiet już jako przyjmujący. To w dużej mierze dzięki niemu zespół trenera Philippe'a Blaina w sezonie 2016/2017 zdobył srebrny medal PlusLigi. Choć wiele mówiło się o tym, że władze klubu ustaliły warunki przedłużenia kontraktu, to zawodnik finalnie się na to nie zdecydował, przenosząc się do Ziraatu Bankasi Anakara.

Atmosferę wokół niego podgrzał fakt, że w pierwszym sprawdzianie kadry pod wodzą Ferdinando De Giorgiego nie poradził sobie tak, jak wielu oczekiwało. Mimo że selekcjoner chciał budować jego pewność siebie grą w szóstce, to w ostatnim turnieju fazy interkontynentalnej Ligi Światowej Kurek większość czasu spędził na ławce rezerwowych.

Co dalej z Bartoszem Kurkiem?

- Bardzo trudno w tak młodym wieku udźwignąć odpowiedzialność bycia najlepszym siatkarzem. Wszystko przez to, jak bardzo popularnym sportem jest w Polsce siatkówka. Jeżeli chce się uprawiać profesjonalny sport, to trzeba mieć mocną psychikę, by radzić sobie z oczekiwaniami. Stres w siatkówce? On zawsze funkcjonuje! Brzemię Bartka polega na tym, że od kilku lat pokłada się w nim olbrzymie nadzieje, a później coś nie wypala. Musi sobie dać z tym radę, lecz my powinniśmy mu w tym nie przeszkadzać – mówi Maciej Jarosz.

Podobnego zdania są i inni, wskazując, że Liga Światowa to nie był czas, w którym Bartosz Kurek miał być w najwyższej formie. A o tym, jak bardzo potrzebny jest kadrze na mistrzostwa Europy, nie trzeba chyba nikomu przypominać. Potęguje to również fakt, że w tym sezonie w reprezentacji nie zagra inny istotny zawodnik defensywy, Mateusz Mika.

- Teraz na pewno trudno mu się skoncentrować, ponieważ nie jest w wysokiej formie. Z tego, co wiem w ostatnim czasie trenował bardzo mocno. Mimo wszystko wydaje mi się, że tym, czego przede wszystkim oczekuje, jest zaufanie - przyjmujący nie grał najlepiej, zaczęto go dość mocno krytykować i ludzie już tak w niego nie wierzą. Na pewno powinien otrzymać pomoc całego środowiska, ponieważ polska kadra go potrzebuje – podkreśla Ryszard Bosek.

Czy jest więc się o co obawiać? - Myślę, że wszyscy za bardzo zajmują się w tej chwili Bartoszem. Wiemy, jak popularną dyscypliną w naszym kraju jest siatkówka, ale jednocześnie dałbym przyjmującemu trochę spokoju i może nawet odsapnięcia od kadry? Niech jedzie do Turcji! Uważam, że w każdym miejscu w Europie czy na świecie można grać w siatkówkę i to wcale nie jest coś złego. Oczywiście wszyscy byśmy chcieli, by miał możliwość występowania we Włoszech czy w Zenicie Kazań, ale wybrał jak wybrał. To już nie jest ten sam Bartek, który ma 19 lat, ale dorosły 29-letni facet. Nie wiemy, co znalazło się pomiędzy sportem a życiem prywatnym. Być może pewne rzeczy Bartkowi przeszkadzały, a inne przestały zawadzać. Wydaje mi się, że przez to potrzeba mu wyciszenia - dodaje Maciej Jarosz.

O potrzebie zaufania Kurkowi mówią wszyscy. W wywiadzie dla Sport.pl asystent trenera De Giorgiego, Oskar Kaczmarczyk, podkreślił, że przyjmujący jest jednym z wielu zawodników w drużynie, i że w założeniach nie był kreowany na lidera totalnego. Potrzebuje czasu. - Kiedy ostatnio rozmawiałem z nim w Spale przekonałem się, że stał się bardzo dojrzałym mężczyzną. Warto obdarzyć go kredytem zaufania, niż pisać pseudokomentarze na jego temat. Nie zagrał najlepiej w Lidze Światowej, ale nie tylko on wyglądał słabo. Robienie z niego kozła ofiarnego jest śmieszne. Proces dojrzewania jako zawodnika nie był dla niego łatwy i nie nastąpił nagle. Zawsze był wrażliwy i myślę, że warto pamiętać, iż nadal taki jest – kończy Roman Palacz.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.