Siatkówka. Andrzej Grzyb: "Działacze są jak dzieci we mgle. Wilfredo Leon w polskiej kadrze mógłby grać od razu!"

- Co można załatwić w FIVB, skoro polskie władze nie znają języka i nie wiedzą z kim rozmawiać? Świętej pamięci trener Janusz Strzelczyk mówił, że "głową muru się nie przebije, ale nawet, jak się to zrobi, to co z tego, skoro okażesz się w sąsiedniej celi?". Ja nie wiem, co mam robić. Po prostu tych ludzi nie rozumiem - powiedział na temat sytuacji Wilfredo Leona w reprezentacji Polski jego manager, Andrzej Grzyb

Sprawa gry Wilfredo Leona w polskiej kadrze toczy się już od dłuższego czasu. Mimo wielu zapowiedzi i spełnienia wymogów FIVB Kubańczyk nadal nie może rozpocząć treningów z reprezentacją, którą od tego roku poprowadzi Ferdinando De Giorgi. Rozgrywane w Polsce mistrzostwa Europy są coraz bliżej i niewiele wskazuje na to, że sytuacja przyjmującego Zenitu Kazań ulegnie zmianie.

Sara Kalisz: Dlaczego sprawa gry Wifredo Leona w polskiej kadrze jest beznadziejna?

Andrzej Grzyb : - Nie beznadziejna, ale nic się nie dzieje. Zrobiłem, co mogłem - pisałem listy, rozmawiałem z członkami Zarządu PZPS i... nic. Dałem im informację, że wszystko można załatwić - należy po prostu zabrać ze sobą ministra i polecieć do Hawany. W Zarządzie pojawił się działacz, który miał odpowiadać za sprawy międzynarodowe, potem drugi, chwilowy wiceprezes, i chwalili się, jakie mają dojścia i że mogą dać dyspozycje ambasadorowi w Hawanie, by ten wszystko załatwił. I na tym się skończyło.

Byliśmy z synem na rozmowie w Ministerstwie Sportu z wiceministrem Jarosławem Stawiarskim i obiecano pomoc, bo przecież "załatwienie tego tematu nic nie kosztuje", ale ani ja, ani minister nie jesteśmy w stanie nic zrobić bez inicjatywy PZPS-u.

Dowiaduję się, że ze strony FIVB poczynione zostały pewne kroki, ale są one tak naprawdę dreptaniem w miejscu. Wysłali na Kubę wiceprezesa, żeby porozmawiał w sprawie zwolnienia kubańskich zawodników i ich gry w innych reprezentacjach, ale nic to nie dało. Trudno, żeby coś się zmieniło, skoro tak naprawdę wykorzystywał on Kubę do swoich celów. Przez wiele lat połowę pieniędzy, którą woził na tamtą wyspę w rzeczywistości zostawiał na Dominikanie w formie "sportowych obozów" dla Kubańczyków. O ile to działało w starym układzie, to w nowym go nie tolerują i nie potrafi nic załatwić.

W kuluarach toczą się rozmowy, że prezydent FIVB, Graca, grozi tamtejszej federacji, że jeśli nie zezwoli na granie Kubańczyków w innych kadrach, to odbierze jej pieniądze, które dostarczają z ramienia FIVB. To są wysokie kwoty, których wartość rośnie. Mamy świadomość, że na Gorącej Wyspie zarabia się kilkanaście dolarów miesięcznie.

Jeśli chodzi o nasze podwórko, to żaden z działaczy nawet nie zapytał się, co i jak ma robić, by pomóc sprawie. Nikt też nie mówił mi, że coś załatwił, a nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek sprawy Leona, która miałaby się toczyć bez mojej i Leona wiedzy. Rzecznik Związku mówi, że PZPS działa i wysyła stosowne listy, ale jak może coś takiego robić nie informując nas o tym? Działacze są jak dzieci we mgle. Patrząc na to wszystko, opadły mi już ręce. Ostatnio jeden z moich prawników napisał mi, że postara się wpłynąć jakoś na sądy arbitrażowe i światową federację. Zadałem sobie jednak pytanie, czy to my mamy się tym wszystkim zajmować? Choć przecież już wcześniej, przed kongresem w Argentynie, zaproponowałem, że moi prawnicy przygotują w tej sprawie odpowiednie dokumenty...

Co zabawne, przy okazji wizyty Prezydenta Gracy w Krakowie na finałach Ligi Światowej widziałem, jak stał sam w Sali VIP, pił piwo i żaden z naszych działaczy nawet się do niego nie zbliżył! Z synem Bolesławem, również managerem, przez 30 minut omawialiśmy z nim temat transferu Leona i innych Kubańczyków. Graca sam poprosił żeby przygotować mu odpowiednie dokumenty na Kongres FIVB. Na drugi dzień przyjechał pan Mirosław Przedpełski, więc poszliśmy we trójkę do VIP Room'u i spędziliśmy czas na rozmowie. Co można załatwić w FIVB, skoro polskie władze nie znają języka i nie wiedzą z kim rozmawiać?

Marzy mi się, żeby w końcu znalazł się taki człowiek, jak wspomniany przeze mnie były prezes PZPS, który wiedział, jak się poruszać w towarzystwie, znał układy i działaczy. Teraz jest w takiej sytuacji, w jakiej jest i nie może się wypowiadać dopóki nie zakończą się jego sprawy sądowe, co tylko potęguje marazm w polskiej siatkówce.

Większa "ściana" powstaje ze względu na bierność PZPS-u, czy opór strony kubańskiej, dla której wypuszczenie Leona ma być jak "pozbycie się Bartosza Kurka"?

- Kubańska federacja nie mówi nic. Hasło o Bartoszu Kurku to wymysł rzecznika PZPS. Co trzeba zrobić? Należy pojechać na Kubę, przez ambasadę umówić się z ministrem sportu i szefem komitetu olimpijskiego, bo spotkanie z szefem federacji nic nie daje, a następnie prowadzić sensowne rozmowy. Zaproponować wymianę, zaprosić ich do Polski i czekać na rezultaty! Był taki pomysł, ale jak zwykle spełzł na niczym. A przecież jest to bardzo istotny temat! Nikt nie chce, by siatkówka w Polsce upadła, ale jeśli przegramy mistrzostwa Europy w naszym kraju, to ta dyscyplina podupadnie. Wydaje mi się, że inne dyscypliny tylko na to czekają.

Nie zależy mi na tym, by Leon grał w reprezentacji Polski tylko dlatego, żeby po prostu grał. Ja chcę, by dzięki niemu wyniki osiągane przez biało-czerwonych były lepsze, co generować będzie większą oglądalność siatkówki. To jest łańcuch zależnych zdarzeń. Nie mam w tym żadnego interesu - zwyczajnie chcę pomóc.

Chęć Wifredo do grania z Polakami wynika z tego, że zawsze pragnie grać na najwyższym poziomie. Kupił mieszkanie w Warszawie i wyprowadził się z Rzeszowa, ma żonę Polkę i płaci tu podatki mimo tego, że ciągle gra na licencji kubańskiej. Czuje się Polakiem, więc przyświeca mu wyłącznie sportowa ambicja. Choć na początku zwolenników jego występów w kadrze było tyle samo, co przeciwników, to teraz zdecydowana większość opowiada się za zezwoleniem mu na grę w zespole Ferdinando De Giorgiego, który sam jest bardzo zainteresowany grą Wilfredo w reprezentacji Polski.

Ile można odbijać się od muru, żeby ostatecznie nie zwątpić?

- Świętej pamięci trener Janusz Strzelczyk mówił, że "głową muru się nie przebije, ale nawet, jak się to zrobi, to co z tego, skoro okażesz się w sąsiedniej celi?". Ja nie wiem, co mam robić. Po prostu tych ludzi nie rozumiem. Piszę do PZPS-u oficjalne pisma dotyczące tego, że organizuję wyjazdy trenerskie na zgrupowania reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Było to załatwione za darmo, a Związek nie zrobił kroku, by wysłać na nie kilku ligowych szkoleniowców. W końcu sami się zgłosili, bo od kogoś o tym usłyszeli. Pięciu pojedzie na zgrupowanie męskiej kadry, dwóch na żeńskiej.

Co roku inicjuję również wyjazdy na konferencje naukowe i kursy do USA. Nikt z PZPS-u się tym nie zainteresował, a w Ameryce wszyscy stoją z otwartymi rękami. Chcę, by studentki mogły wyjeżdżać, uczyć się tam siatkówki i wracać gotowe do grania w polskiej kadrze. Zamiast wsparcia działaczy jestem blokowany, bo nie może przejść to, że dajemy Amerykanom Polki do szkolenia. Nikt nie patrzy jednak na to, że to Stany inwestują 50 tysięcy dolarów rocznie na szkolenie zawodniczki, która do Polski wróci gotowa do walki w reprezentacji i ze znakomitym wykształceniem.

Ilu polskich trenerów siedzi na ławkach w naszym kraju? A jak wielu jest z zagranicy? U nas nawet w I lidze szkolą Włosi! Paweł Papke jako wiceprezes PZPS miał odpowiadać za takie sprawy, a nie zrobił nic. Mam uprawnienia FIVB do szkolenia trenerów, robiłem to krajach rosyjskojęzycznych. Po rozmowie z szefem trenerów FIVB, Hugh McCutcheon'em, zaproponowałem zorganizowanie kursu trenerskiego FIVB dla 30 byłych i obecnych reprezentantów. Wszystko na koszt FIVB i MKOl-u. Zero reakcji ze strony PZPS.

Drugi przykład - rozmawiałem z władzami na temat piłek. Jak długo można zachowywać różnicę między siatkarską ekstraklasą a pozostałymi ligami? Nasza młodzież gra gumowymi Moltenami, kiedy na całym świecie, czyli również na międzynarodowych turniejach, w użyciu są Mikasy. Zawodnicy SMS PZPS grają w światowych rozgrywkach właśnie Mikasami, a szkolą się odbijając Molteny. Przecież zamówienie takiej samej liczby piłek Mikasy to żaden problem, a korzyści byłoby wiele.

Widzi pan jakikolwiek promyk nadziei?

- Tak, znalezienie takiego człowieka, jak Mirosław Przedpełski. Wśród ludzi, którzy są obecnie w Związku, nie ma osób na tyle kompetentnych, by prowadzić taką instytucję na poziomie międzynarodowym. Dobrzy w swoim fachu działają wyłącznie na poziomie regionalnym, a nie międzynarodowym. Większość działaczy ma doświadczenie regionalne, bo pracę w takim charakterze zna wyłącznie z klubów i okręgów.

Byłem na Kubie z 15 razy, starając się pozałatwiać poszczególne tematy i nigdy nie robiłem tego poprzez pisanie maili i tym podobne. Czasami kiedy chciałem dostać się do federacji, podawałem się za dziennikarza, brałem tłumaczkę i rozmawiałem z prezesami. Na żywo widziałem, jak tam wszystko działa i przekonałem się na przykład o tym, jak funkcjonuje kubańska korespondencja. Tam czegoś takiego nie ma, ponieważ oni w federacji nie mają nawet internetu! Wszystkie informacje dochodzą do nich przez Biuro Bezpieczeństwa, Inder, który najpierw je cenzuruje. Dlatego trzeba rozmawiać w cztery oczy, by osiągnąć jakikolwiek skutek.

A jeśli teraz wszystko by przeszło, to ile trzeba by czekać na grę Wilfredo w polskiej kadrze?

- Mógłby grać od razu. Przepis FIVB mówi o dwóch latach od momentu złożenia aplikacji, a myśmy ją podpisali 23 lipca 2015 roku. Została ona wtedy przekazana PZPS-owi. W związku z upływem wymaganego okresu ostatnio wysyłaliśmy do FIVB dokumenty świadczące o jego ciągłości pobytu i zatrudnienia w Polsce. Warunki wszystkie spełnił. Jedyny problem może być w przypadku, jeżeli któryś z działaczy zawalił i nie przekazał dalej naszego wniosku w wymaganym terminie.

Nic pana już nie zdziwi?

- Chyba już nic.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.