Awans na igrzyska z kwalifikacji w Berlinie mogła wywalczyć tylko jedna ekipa, takie zasady ustaliła międzynarodowa federacja. A w grze o bilety do Rio byli mistrzowie świata Polacy, mistrzowie olimpijscy Rosjanie i mistrzowie Europy oraz zwycięzcy Ligi Światowej 2015, Francuzi. Zasady kwalifikacji absurdalne i możliwe tylko w siatkówce, ale znane od dawna.
Polacy nie zdołali wywalczyć kwalifikacji już teraz w Berlinie, przegrywając niezwykle emocjonujący półfinał z Francuzami. Pierwsze dwa sety stały na najwyższym poziomie i były znakomitą promocją siatkówki. Tylko dlaczego obie tak grające ekipy nie mogły od razu zakwalifikować się do Rio? Ostatecznie wygrali Francuzi i to oni zagrają w finale z Rosją. Obie drużyny są jednak pewne tego, że jeśli nawet nie wygrają w Berlinie, o awans powalczą w Japonii. Polacy musieli o to prawo bić się z Niemcami w meczu ostatniej szansy.
Tych biało-czerwoni mieli ostatnio sporo. W Pucharze Świata, po dziesięciu zwycięstwa, w jedenastym starciu ulegli Włochom i zajęli trzecie miejsce, a tylko dwie pierwsze drużyny kwalifikowały się do Rio. Podobnym meczem był wspomniany półfinał z Francją podczas turnieju w Berlinie. Na szczęście spotkanie o brąz berlińskiej imprezy Polacy zdołali już rozstrzygnąć na swoją korzyść, choć nerwów nie brakowało, a nasza gra pozostawiała wiele do życzenia. Ale Polacy znów pokazali charakter mistrzów!
Stawka spotkania spowodowała, że w grze biało-czerwonych widać było ogromne spięcie. To, co często było siłą naszego zespołu, czyli mądra i cierpliwa gra na kontrach tym razem zawiodło. Mimo nienajgorszego przyjęcia w pierwszym secie, Grzegorz Łomacz rzadko wykorzystywał środkowych, a ponad połowę piłek posyłał do Bartosza Kurka. Atakujący naszej kadry musiał zbijać głównie z sytuacyjnych, trudnych piłek. Ale to nie był jego dzień. Mimo tego nasi dość długo trzymali wynik. Niemcy odskoczyli dopiero w samej końcówce za sprawą atomowych zagrywek Georga Grozera. Przy pierwszej pomogła mu siatka, przy kolejnych trafiał już bardzo mocno i dał prowadzenie gospodarzom, którzy grali cierpliwiej i zdecydowanie skuteczniej na kontrach. Podbijali więcej piłek i więcej kończyli, a wśród Polaków w tych elementach zapanowała niemoc.
Obraz gry nie zmienił się w drugiej partii. Kurka zmienił Dawid Konarski, ale też nie był w stanie pomóc na prawym skrzydle. Polacy zaczynali jednak wygrywać sytuacyjne piłki, tyle tylko, że chwilę zamiast pójść za ciosem, psuli zagrywki. Momenty, w których to robili było najgorsze z możliwych.
Od czego jednak w reprezentacji Polski są zmiennicy?! Fabian Drzyzga w końcówce wszedł za Łomacza, Marcin Możdżonek zmienił na bloku Mateusza Bieńka i... biało-czerwoni zatrzymali rozpędzonych Niemców. Dwa bloki na Grozerze, dwa na Denisie Kaliberdzie dały naszym oddech i wyrównanie stanu meczu, a Możdżonek po raz kolejny udowodnił, że w końcówkach setów jest niezastąpiony.
Ale na boisku nie został. Trener Antiga wrócił do gry z Karolem Kłosem, który do tej pory nie skończył żadnego ataku, a w bloku zdobył ledwie punkt. Wrócił na boisko też Kurek, ale ze skutecznością wciąż był na bakier. Dodatkowo zaciął się Mateusz Mika, który tej drużynie do tej pory był niezbędny do odnoszenia ważnych zwycięstw. A samym Michałem Kubiakiem wygrywać się nie da. Efekt był bardzo gorzki i szybki. Niemcy rozbili naszych do 16!
Wyjazd na turniej ostatniej szansy oddalał się od Polaków coraz bardziej. A sami nie byli w stanie zbliżyć się do niego. Już na początku czwartej odsłony oddali rywalom aż pięć punktów po własnych błędach! Później trzeba było gonić wynik. Niemcy jednak grali swobodnie, cieszyli się grą, która zresztą nieźle im wychodziła. Nasi byli zbyt spięci, a widmo najważniejszej porażki od lat mocno wiązało im ręce. Grając na luzie zdecydowanie lepiej się choćby zagrywa, a ten element u naszym zespole kulał. A bez zagrywki nie da się wygrywać w dzisiejszej siatkówce. Na szczęście mylić zaczęli się też Niemcy, a po raz kolejny Polakom pomógł skuteczny blok i jeszcze można było powalczyć o przedłużenie spotkania. I właśnie ten element okazał się kluczowy po raz kolejny, tym razem w grze na przewagi. Mateusz Mika w pojedynkę złapał Georga Grozera i trzeba było grać tie-break. Nie dość, że sprawa awansu musiała się rozstrzygnąć dopiero w piątym secie, to w tym jeszcze grano punkt za punkt. Polacy zagrali dużo lepiej niż wcześniej, w grę włączyli się Kurek i Mika, ale najlepszy i tak był nasz kapitan Michał Kubiak. W końcówce znów pomógł nam blok, ale decydujące piłki, poodbnie jak w finale mistrzostw świata w 2014 roku, należały do Mateusza Miki. W efekcie hala w Berlinie oszalała z radości, ale nie sektory zajmowane przez niemieckich kibiców, a te polskie. Polacy zajęli trzecie miejsce w Berlinie i w maju zagrają o kwalifikację olimpijską w Japonii.
Tam, oprócz gospodarzy i Polaków zagrają też, Chiny, Iran i Australia, Kuba lub Kanada (przegrany z finału kwalifikacji, które odbywają się w Kanadzie) oraz Wenezuela i przegrany z berlińskiego finału, czyli Francja. Tam o awans będzie zdecydowanie łatwiej, ponieważ na uczestników czekają aż cztery bilety do Rio. Trzy zgarną najlepsze zespoły tego turnieju, a czwarty zarezerwowany jest dla najlepszej ekipy azjatyckiej (Japonia, Chiny, Iran, Australia), bowiem turniej ten będzie jednocześnie kwalifikacją kontynentalną właśnie dla tych zespołów.
Andrzej Wrona relacjonuje turniej kwalifikacyjny do igrzysk na Snapchacie Sport.pl