To są małe mistrzostwa Europy - mówiła przed turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich Anna Werblińska. Wcale nie takie małe! W Ankarze do walki o jedno jedyne miejsce w Rio de Janeiro stawiły się wszystkie czołowe europejskie drużyny, z wyjątkiem jedynie Serbii, która już się na igrzyska zakwalifikowała - zdobyła awans z Pucharu Świata rozgrywanego jesienią w Japonii.
Ten turniej w Ankarze to także mała powtórka eliminacji do poprzednich igrzysk w Londynie. Wtedy Polki zagrały rewelacyjnie, w grupie ograły wszystkich, łącznie z Rosją. Przegrały dopiero w finale z Turcją. To jednak wystarczyło, by na igrzyska w Londynie nie pojechać.
Teraz z każdej z grup pierwszej fazy wychodzą dalej dwie ekipy, a Polska gra z Rosją, Włochami i Belgią. Dalej ewentualnie jeszcze półfinał i finał, z awansem tylko jednej drużyny.
Rosja była rywalem teoretycznie najtrudniejszym z możliwych, bo to aktualny mistrz Europy. Jednakże tam, w Holandii, do meczu Polek z Rosjankami nie doszło, a rosyjski styl gry naszym siatkarkom akurat odpowiada. Trener mistrzyń Europy Jurij Mariczew wiedział o tym, więc od początku starcia próbował grać na dwie libero i wzmacniać przyjęcie, jak tylko się da. Polski trener Jacek Nawrocki ustawienie wyjściowej szóstki wytypował jednak optymalnie, z wracającą do gry w kadrze po przerwie Aleksandrą Jagieło (niegdyś Przybysz), a także niezwykle wysoką, mającą dwa metry wzrostu Gabrielą Polańską (dawniej Wojtowicz). Polki zaczęły grać wyśmienicie, aż do przekroczenia 20. punktu w secie nie popełniły żadnego własnego błędu. Przyjmowały dobrze, nękały rywalki wzmocnionym blokiem i wysoką skutecznością w ataku. W pierwszym secie zupełnie rozbiły Rosję.
To nastawiło je niezwykle bojowo i pozwoliło rozszaleć się w secie drugim, gdzie po kilku świetnych akcjach środkiem i zagraniach Aleksandry Jagieło polskie siatkarki prowadziły aż 7:1! Z mistrzyniami Europy! Rosjanki były zupełnie bezradne, a przewaga znakomicie grającej polskiej drużyny rosła z każdą piłką, aż do stanu 16:7 i 22:12, który dla ekipy Rosji był już wstrząsający. Kolejne rosyjskie zawodniczki - Fietisowa, Obmoczajewa - traciły pewność siebie i musiały być zmieniane. Weszła nawet na parkiet doświadczona 38-letnia gwiazda rosyjskiej siatkówki Liubow Sokołowa (mistrzyni Europy jeszcze z 1999 roku). Nic to nie dało. Uśmiechnięte Polki nokautowały rywalki dalej i dopiero pod koniec partii seria zmian trenera Mariczewa spowodowała, że Rosja odrobiła część strat.
W trzecim secie prowadziła po raz pierwszy w meczu, ale wtedy Katarzyna Skowrońska-Dolata weszła na najwyższy poziom lotu i ataku, bombardując Rosjanki z wysoka. Zespół rosyjski przy słabszym przyjęciu Polek i kłopotach z kończeniem akcji zdołał zdobyć kilka punktów przewagi. W ostatniej chwili, przy stanie 18:20, Polki zdołały jednak złapać kontakt, a bohaterkami tego niezwykłego pościgu były wchodzące z ławki Natalia Kurnikowska i Berenika Tomsia. Zmiany trenera Jacka Nawrockiego zmieniły obraz tego seta na tyle, że doszło do remisu. Wygrać się jednak nie udało.
Ten set pokazał, że bez dobrego przyjęcia nie da się wygrać z Rosją, zespołem wciąż znakomitym, o ile nie gra się przeciw niemu bezbłędnie. A w polskiej drużynie walił się odbiór, walił atak ze skrzydeł i środka. Gra rozsypała się całkowicie, z kapitalnej postawy na początku meczu nie zostało nic.
O losach meczu musiał decydować tie-break. To on dodał temu niezwykłemu meczowi kolejnej dramaturgii, bo po świetnym starcie Polki zostały następnie ugodzone deprymującą serią rosyjskich punktów, by wszystkie te straty odrobić! Działy się wtedy rzeczy niesłychane, gdy rosyjska libero potrafiła obronić piłkę po morderczym wręcz ataku Katarzyny Skowrońskiej. Polki goniły rywalki serwisem, ale Rosjanki także serwisem im uciekały. Skutecznie, pierwszy mecz został przegrany.