• Link został skopiowany

Siatkówka. Świderski: Trzeba było zapalić ogień w drużynie

- Nie widziałem u nas złości. Nawet z sędzią rozmawialiśmy spokojnie, bez agresji. Wyglądało to trochę jak mecz przyjaźni - mówi Sebastian Świderski, były siatkarz reprezentacji Polski. Kadra Stephane'a Antigi przegrała ostatni mecz z Włochami i zajęła trzecie miejsce w Pucharze Świata i o awans na IO w Rio będzie musiała jeszcze powalczyć.
Sebastian Świderski
Fot. Michał Grocholski / Agencja Wyborcza.pl

Jarosław Bińczyk: Czego zabrakło do awansu na igrzyska?

Sebastian Świderski: Z matematyki wynika, że seta w spotkaniu z Włochami albo kilku zgubionych po drodze do niego. Poza tym może zdrowia, szczęścia, jednej zmiany więcej lub mniej. Może nie starczyło nam w końcówce doświadczenia...

Oczywiście od razu znalazło się wielu malkontentów. Jeszcze wczoraj chwalono Stéphane'a Antigę, że nie popełnił takich błędów jak jego poprzednicy, kiedy w roku po sukcesie było źle. Dziś już słyszę, że trzeba go rozliczyć. Po jednej porażce. Ja też o 5.30 miałem nerwy, ale wnioski trzeba wyciągnąć na chłodno. Jedno spotkanie nie powinno rzutować na wizerunek kadry. Przecież rok temu wydawało się, że szybkie zastąpienie Wlazłego, Winiarskiego i Zagumnego nie jest możliwe. Okazało się, że można stworzyć drużynę, która dobrze pokazała się w Lidze Światowej i Pucharze Świata. Potencjał mamy ogromny, a może być jeszcze większy, jeśli dołączy do reprezentacji Kubańczyk Wilfredo León. Przykład Juantoreny z włoskiej reprezentacji powinien dać nam do myślenia.

Największą karą dla nich jest to, że nie udało się awansować na igrzyska. Będzie im ciężko się pozbierać. Przed Polską mistrzostwa Europy, a później styczniowy turniej kwalifikacyjny, który będzie najważniejszy.

Co zdecydowało o porażce?

- Atak w kontrach, który wcześniej był naszą mocną stroną. Mieliśmy bardzo dużo piłek, których nie mogliśmy skończyć. Nie pamiętam, kiedy nasi skrzydłowi tak często nie potrafili zdobyć punktów przy pojedynczym bloku.

To wynikało z braku doświadczenia?

- Nie, bo przez dziesięć wcześniejszych spotkań robiliśmy to dobrze. Może to była właśnie dyspozycja dnia? Ani razu tak wcześniej nie graliśmy w tym turnieju, a Włosi - kilkakrotnie. To też ma znaczenie.

Włosi mieli liderów: Zaytseva i właśnie Juantorenę. Obaj mieli 68-procentową skuteczność w ataku. Nasi siatkarze nawet się do tego nie zbliżyli.

- To jest właśnie umiejętność wykorzystywania swoich atutów. Młody rozgrywający Gianelli nie jest wirtuozem, ale wystawia dokładnie. Na początku turnieju miał problem ze zgraniem się z Juantoreną. W końcu jednak znaleźli rytm i Gianelli maksymalnie wykorzystał mocne strony drużyny. Nie silił się na efektowną grę, skupił się na skuteczności. To charakteryzuje Trentino, w którym występuje. Ta drużyna gra brzydko, lecz efektywnie. Tak jak reprezentacja Włoch z nami.

Polskę stać na dużo lepszą grę?

- W kadrze jest kilku młodych zawodników, którzy się rozwijają. Przykładem Mateusz Mika, dopiero drugi rok grający w kadrze. Niestety, w ważnych momentach trochę zabrakło nam sprytu. W ostatnim spotkaniu biliśmy głową w mur. Można było zagrać coś na wariata, żeby odmienić mecz. Tego mi brakowało, choćby takiego punktu zapalnego jak z Iranem, kiedy Michał Kubiak pod siatką porozmawiał z rywalami, sprowokował ich. W środę próbował jednej czy drugiej zaczepki, ale Włosi nie dali się nabrać. Może wtedy należało pobudzić swoją drużynę. Nie widziałem u nas złości. Nawet z sędzią rozmawialiśmy spokojnie, bez agresji. Wyglądało to trochę jak mecz przyjaźni.

Polska poleci na igrzyska do Rio de Janeiro?

- Trzeba w to wierzyć. Mamy dwa turnieje, w których powinniśmy wywalczyć awans. Nie byłoby fajnie, gdyby zabrakło mistrzów świata.

Facet, który od auta woli hulajnogę, dwaj miłośnicy Harry'ego Pottera i fan Jana Matejki [SYLWETKI SIATKARZY]

Więcej o: