Po ośmiu kolejkach Pucharu Świata z grona 12 uczestników niepokonani są tylko dwaj - ci, którzy zmierzą się ze sobą w poniedziałek. Amerykanie zajmują pierwsze miejsce w tabeli, bo wszystkie spotkania wygrali za trzy punkty, czyli 3:0 lub 3:1. My straciliśmy punkt, pokonując Iran dopiero po tie-breaku.
Mecz z USA będzie dla naszego zespołu bardzo ważny i bardzo trudny. To jedyny przeciwnik, z którym drużyna Stephane'a Antigi wyraźnie sobie nie radzi. Za kadencji Francuza Polska grała z zespołem Johna Sperawa sześć razy, a wygrała tylko raz. Co się stanie, jeśli znów nie znajdzie recepty na tego rywala?
Porażka z USA 0:3 albo 1:3 mogłaby oznaczać utratę drugiego miejsca w tabeli. Kilka godzin wcześniej Rosja zmierzy się z Włochami, a jedni i drudzy tracą do nas dwa punkty. Jeśli więc w ich spotkaniu nie dojdzie do tie-breaka, zwycięzca będzie miał 24 punkty. My w tym momencie mamy ich 23. Jeśli już mielibyśmy przegrać z USA, dobrze byłoby urwać punkt za wygranie dwóch setów. Wtedy bez względu na rozstrzygnięcie w spotkaniu Rosja - Włochy mielibyśmy tyle samo punktów, co zwycięzca tego spotkania albo o punkt więcej, gdyby do wyłonienia wygranego potrzebny był tam tie-break.
Jeśli pokonamy USA, jeszcze wcale nie znajdziemy się na autostradzie do zdobycia Pucharu Świata i tym samym na autostradzie do Rio. Oczywiście nawet przy zwycięstwie 3:2 awansowalibyśmy na pierwsze miejsce. Wtedy i my, i Amerykanie mielibyśmy po 25 punktów, ale to my pozostalibyśmy jedyną niepokonaną drużyną w turnieju. Bylibyśmy w bardzo dobrej sytuacji, bo w spotkaniach z Japonią i Włochami znów moglibyśmy stracić po punkcie, a i tak nie zwracając uwagi na wyniki innych spotkań, wygralibyśmy imprezę. Ale po ewentualnym zwycięstwie nad Stanami, i to nawet za trzy punkty, wciąż nie będziemy mogli być pewni pierwszego lub drugiego miejsca w końcowej tabeli. Załóżmy, że Włosi pokonują Rosjan, a dzień po porażce z nami Rosję ogrywają też Amerykanie. Wtedy z gry o Rio wypadają podopieczni Władimira Alekny, mający już trzy przegrane mecze. Ale zaraz za nami plasują się Amerykanie i Włosi, którzy mają tylko po jednej porażce. Czyli w ostatniej serii, w której zagramy z Italią, musimy walczyć. Jeśli wcześniej za trzy punkty wygralibyśmy nie tylko z USA, ale też z Japonią, to przeciw Włochom musielibyśmy ugrać co najmniej dwa sety. Przy wyniku 3:2 dla rywala Puchar Świata zakończylibyśmy, mając 30 punktów. Włosi, którym liczymy po trzy punkty za zwycięstwa nad Rosją i Argentyną oraz dwa za wygraną nad nami, mieliby ich 29, a to punkty byłyby decydujące, bo oba zespoły miałyby po jednej porażce. Jeden przegrany mecz mieliby też Amerykanie, którzy - o ile po porażce z nami 0:3 lub 1:3 wygraliby za trzy punkty z Rosją i również za trzy z Argentyną - zakończyliby imprezę z 30 punktami.
Skomplikowane? Nie bardziej niż rozważenie również przecież prawdopodobnej opcji, jaką jest porażka Polski z USA przy zwycięstwie Rosjan nad Włochami i Amerykanami. Załóżmy, że ludzie Antigi ulegają ekipie Sperawa 0:3 lub 1:3, natomiast podopieczni Alekny zdobywają trzy punkty, pokonując Italię i dzień później trzy kolejne "oczka" dorzucają za zwycięstwo nad USA. Przy takim rozwoju wydarzeń w ostatniej serii przyszłoby nam liczyć na cud w postaci porażki Rosji z Japonią albo wpadki Amerykanów z Argentyną. Nawet licząc nam trzy punkty za zwycięstwo nad Japonią, bylibyśmy na trzecim miejscu z jedną porażką i 26 punktami. Amerykanie i Rosjanie też mieliby po jednej porażce, ale po 27 punktów.
A co, jeśli to Włosi wygrają z Rosją? 3:0 albo 3:1 dla nich przy naszej porażce z USA 0:3 lub 1:3 oznacza, że po 9. kolejce USA mają 27 punktów, Włochy 24, a my 23. Jeśli w 10. kolejce Włosi wygrają z Argentyną, a my z Japonią, to o drugim miejscu będzie rozstrzygał mecz Polska - Włochy. I wtedy będziemy potrzebowali zwycięstwa. Ważne, że wszystko pozostanie w naszych rękach.
Może być i tak, że w dwóch następnych kolejkach my, Rosjanie i Włosi zdobędziemy po trzy punkty (zakładamy porażki Polski i Rosji z USA, zwycięstwo Rosji nad Włochami i Włochów nad Argentyną), a wtedy przed ostatnią serią sytuacja byłaby identyczna jak w tej chwili, czyli Polska miałaby dwa punkty przewagi nad Rosją i Włochami. Naszym plusem byłaby jedna porażka, rywale mieliby po dwie. W ostatniej kolejce Rosja zapewne wygrałaby za trzy punkty z Japonią, ale to by jej nic nie dawało. O drugim miejscu w PŚ i awansie na igrzyska decydowałoby nasze spotkanie z Włochami. Moglibyśmy je przegrać 2:3, wtedy w ostatecznym rozrachunku bylibyśmy o punkt lepsi od Italii.
- Nie kalkulujemy, nie zastanawiamy się, ile nam brakuje, by awansować na igrzyska. Chcemy wygrać Puchar Świata - powiedział Bartosz Kurek w rozmowie z komentatorem Polsatu Sport Tomaszem Swędrowskim tuż po zwycięstwie nad Australią. I tego się trzymajmy. Niech siatkarze nie zajmują się matematyką, my też nie mnóżmy scenariuszy. Czekajmy na kolejne zwycięstwa. Mistrzów świata bezsprzecznie na nie stać.