Liga Światowa. Wójtowicz: w Iranie przećwiczymy charakter

- Fajnie, że drużyna nam się tworzy w takich warunkach. W najtrudniejszym momencie trzytygodniowego wyjazdu, na koniec zmian rytmu dobowego i niesamowicie uciążliwego podróżowania, przyjdą bardzo trudne mecze. Jeśli w tym przeraźliwym hałasie wytwarzanym przez trąbki tysięcy irańskich kibiców postawimy się gospodarzom, to bardzo dużo zyskamy - mówi Tomasz Wójtowicz przed meczami Iran - Polska w Lidze Światowej. Relacje na żywo w Sport.pl w piątek i niedzielę o godz. 18.30.

W ubiegłym, najlepszym w historii irańskiej siatkówki sezonie, w Teheranie po dwa razy przegrali Włosi i Polacy, a wygrać jeden z dwóch meczów z gospodarzami potrafili tylko Brazylijczycy. Przed tygodniem w obecności 12 tysięcy mężczyzn (kobietom w Iranie wciąż nie wolno wchodzić na trybuny) nawet seta w Azadi Sport Complex nie potrafili wygrać Amerykanie, którzy wcześniej zanotowali sześć zwycięstw w sześciu spotkaniach i pewnie prowadzili w tabeli grupy B Ligi Światowej. W piątek i niedzielę, w przedostatniej kolejce, zagrają tam nasi mistrzowie świata. Już transmisję z meczów w Częstochowie oglądało 15 mln Irańczyków, a przed trzema tygodniami zespół Slobodana Kovaca był jeszcze w dużo niższej formie. Teraz, gdy Marouf, Seyed i ich koledzy weszli na najwyższe obroty i walczą o awans do Final Six w Rio de Janeiro, cały kraj żyje spotkaniami z Polską.

- Trudno podejrzewać, by mogli stać się jeszcze lepsi. Ich bardzo niesie gra u siebie. Są bojowi, przeżywają coś takiego, jak my wiele lat temu, gdy wchodziliśmy do Ligi Światowej i poznawaliśmy wielką siatkówkę - mówi Tomasz Wójtowicz. Legendarny atakujący, który z kadrą Huberta Wagnera zdobył mistrzostwo świata i olimpijskie, uważa, że zespół Stephane'a Antigi może przegrać w Teheranie oba mecze. Podobnie sytuację oceniają bukmacherzy. Firma Fortuna na zwycięstwo Iranu wystawia kurs tylko 1,3 przy kursie 3,15 na triumf Polski.

Łukasz Jachimiak: Aż sześć zwycięstw w ośmiu meczach, styl co najmniej dobry, luk powstałych po odejściu kilku gwiazd nie widać - znajdzie pan coś, o co można by mieć pretensje do naszych mistrzów świata?

Tomasz Wójtowicz: Można by im wytykać kolejne po tej z mistrzostw porażki z USA. Ale to nie ma większego sensu. W Chicago ugrali punkt, mogli więcej, ale najpierw nie wystarczyło szczęścia, a później zdrowia. Tak to jest, nikt nie wygrywa wszystkiego. Wolę popatrzeć na serię z Rosją. W tym roku 4:0, za Stephane'a Antigi już 6:0. Czy ktoś przypuszczał, że to się tak poukłada? Na pewno nie. Zwłaszcza że kadra nam się przebudowuje. Za to, w jaki sposób się to dzieje, sztab zasługuje na wielkie brawa. Jestem zachwycony choćby Mateuszem Bieńkiem.

Przed startem sezonu reprezentacyjnego nikt poza Antigą i jego asystentem Philippem Blainem nie widział w tym chłopaku takiego potencjału.

- To prawda, nie był szczególnie zauważony po grze w Kielcach. A w kadrze wypalił absolutnie zaskakująco. To kolejne odkrycie kadry w ostatnim czasie.

Następnym odkryciem jest Bartosz Kurek [w Iranie na pewno nie zagra w pierwszym meczu z powodu kontuzji pleców] czy jednak pamiętając, ile kiedyś znaczył dla reprezentacji, trzeba było się spodziewać, że zrobi wszystko, by znów być jej ważną postacią?

- Bartek to też odkrycie, bo nawet mocno w niego wierzący spodziewali się trudności z przejściem z przyjęcia na atak. A on radzi sobie świetnie. Mariusz Wlazły nie powstydziłby się takiej skuteczności, jaką prezentuje Kurek.

Wszyscy teraz mówią, jaka ta kadra dobra i wspaniała, a co, jeśli przegra oba mecze w Teheranie?

- Wtedy będzie trzeba powiedzieć, że jeszcze ma co poprawiać. Tylko ważne, żeby o tym mówić spokojnie. Zgranie nie jest, bo nie może być, pełne. Po kilku tygodniach nie działają automatyzmy, kryzysy są normalne, forma powinna się wahać aż do września. Optymalna ma być na Puchar Świata i radzę pamiętać o tym ludziom, którzy chcieliby, żebyśmy wygrywali wszystko już teraz. Tak się nie da, szczyt musi być jeden.

Irańczycy na swój szczyt też jeszcze nie weszli?

- Tego nie wiemy, ale ostatnio wyglądają tak dobrze, że trudno podejrzewać, by mogli stać się jeszcze lepsi. Ich bardzo niesie gra u siebie. Są bojowi, przeżywają coś takiego, jak my wiele lat temu, gdy wchodziliśmy do Ligi Światowej i poznawaliśmy wielką siatkówkę. Dla nich ta impreza ma dużo większe znaczenie niż dla nas. Dlatego są w wyższej formie.

Myśli pan, że mimo to możemy wygrać na ich terenie chociaż jeden mecz?

- Bardzo fajnie, że drużyna nam się tworzy w takich warunkach. W najtrudniejszym momencie trzytygodniowego wyjazdu, na koniec zmian rytmu dobowego i niesamowicie uciążliwego podróżowania, przyjdą bardzo trudne mecze. Sprawdzian będzie bardzo ciężki i bardzo dobrze. Jeśli w tym przeraźliwym hałasie wytwarzanym przez trąbki tysięcy irańskich kibiców postawimy się gospodarzom, to bardzo dużo zyskamy. Gładko na pewno nie wygramy, bo Irańczycy w nagły kryzys nie wpadną. A walczyć będziemy, żeby nie zanotować takiego bolesnego uderzenia jak rok temu [porażki 1:3 i 0:3]. Takie mecze w takich warunkach będą dla nas bardzo pożyteczne. Powyciągamy ważne wnioski, przećwiczymy charakter. To będzie procentowało niezależnie od wyniku.

Ma pan wrażenie, że charakterologicznie nasza kadra rośnie?

- Widać, że gra z dużą pewnością, a kiedy odeszli z niej Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak, nikt nie narzekał, trenerzy nie płakali, że powstała dziura, którą trudno będzie załatać. Wnioski muszą więc być pozytywne.

Obserwuj @LukaszJachimiak

źródło: Okazje.info

Więcej o: