Karol Kłos: Potwierdzam, mam taką nadzieję, do niedzieli spokojnie pracuję w Warszawie i dopiero wtedy okaże się, co dalej. Na razie powoli zaczynam się odrywać od ziemi. I obserwuję sytuację. Mam nadzieję, że kolana nie zaczną znowu boleć. Nie powinny, bo mocno popracowałem na siłowni pod okiem naszego trenera przygotowania fizycznego.
- Zgadza się, jest. Trenowaliśmy w Spale i w Częstochowie, dał mi wytyczne, co mam robić później. Dodatkowo dostałem wskazówki od Stephane'a [Antigi]. Trener też miał kiedyś przewlekłe zapalenie kolan, dlatego doradził mi ćwiczenia dobre na tego typu bóle. Robię dużo powolnych przysiadów i biegam po schodach.
- Nie żartuję, wbiegając, pokonuję po dwa, trzy stopnie i bólu nie czuję. To dobre ćwiczenie, bo praca jest dynamiczna, a nie ma spadania, przy którym dokuczał ból.
- Obawiałem się drugiego meczu w Stanach i niestety miałem rację. Teraz nie będzie łatwiej. Wiem od chłopaków, że podróż była bardzo długa, bardzo ciężka. Trwała 26 godzin, były typowe dla Ligi Światowej przygody [zgubione bagaże, jeden z graczy okradziony]. Będzie więc bardzo ciężko.
- W biznesklasie można się rozłożyć, odpocząć. W tamtym roku raz mieliśmy okazję nią lecieć i to była zupełnie inna bajka. Niestety, teraz takich rarytasów nie ma. Jak zwykle trzeba więc szukać miejsc przy wyjściach awaryjnych, przy przejściach, kombinować, jak choć trochę rozłożyć nogi. I marzyć, by kiedyś żyło się nam jak drużynom NBA, które mają własne samoloty (śmiech).
- Rozmawialiśmy o tym, walczyłem, ale koszty są ogromne, po prostu nie stać nas. Oczywiście temat wróci, bo na najważniejsze mecze sezonu już naprawdę dobrze byłoby polecieć tak, żeby w samolocie choć trochę wypocząć.
- Przede wszystkim o tej imprezie. Rok temu Ligę Światową zaczęliśmy bardzo dobrze w Brazylii, w Marindze, bo właśnie do niej polecieliśmy i mieliśmy miejsca w biznesklasie. Fotele były rozkładane prawie jak łóżka, więc położyłem się spać i po wylądowaniu czułem się prawie jak zwykle.
- Tak, pokazałem wtedy, jak padłem na hotelowe łóżko. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdybyśmy 20 ostatnich godzin tamtej podróży nie pokonali w biznesklasie. Wcześniej umęczyliśmy się okropnie, startując z kwalifikacji ME 2015 ze Słowenii. W efekcie czułem się wtedy tak, jak wyglądałem.
- Różnie bywa, zależy od trenera. Jeden ograniczy się do stretchingu, drugi pójdzie na całość. Pamiętam, jak u Daniela Castellaniego po wylądowaniu w Argentynie przecierałem oczy, nie mogąc dojść do siebie i po locie, i po zmianie czasu, a on prosto z lotniska zabrał nas do hali i zrobiliśmy normalny, szóstkowy trening. Z oczami na zapałki (śmiech).
- Zależy od planu. Teraz rozmawialiśmy już po tym, jak zespół dotarł do Kazania, i mówił mi, że przed podróżą zrobił trzygodzinny trening, żeby wszystkich zmęczyć, żeby było im łatwiej zasnąć. No ale wyszło różnie, bo nawet przy wielkim zmęczeniu trudno spać z kolanami pod brodą.
- Zapraszamy, bardzo byśmy chcieli się dogadać. Wystarczy kroczek w naszą stronę i wszystko pójdzie dobrze, będzie współpraca.
- Nakręcilibyśmy jeszcze lepszą (śmiech)! Naprawdę, niech nam tylko ktoś zaproponuje udział, a będziemy wniebowzięci (śmiech).
Polacy pokonali Rosjan 3:0! Ergo Arena odleciała! [ZDJĘCIA]
źródło: Okazje.info