Siatkówka. Papke: Bartman poza kadrą z powodów nie tylko sportowych

- Na pewno Bartman w tym sezonie nie prezentował takiej formy jak w poprzednim, ale na decyzję trenera nie wpłynęły tylko względy sportowe - mówi Paweł Papke o braku powołania dla Zbigniewa Bartmana do kadry polskich siatkarzy na mistrzostwa Europy. - Trener Anastasi zdecydował się dać mu trochę czasu na przemyślenie pewnych sytuacji - dodaje były atakujący reprezentacji, a obecnie członek zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

Łukasz Jachimiak: Co robi Andrea Anastasi, stawiając w ataku na Jakuba Jarosza i Grzegorza Boćka? Idzie z szabelką na czołg czy wbrew pozorom zwiększa nasze szanse, bo widzi, że na Bartmana dłużej stawiać już nie może?

Paweł Papke: Na pewno Bartman w tym sezonie nie prezentował takiej formy jak w poprzednim, nie grał na podobnym poziomie jak w Pucharze Świata czy w ubiegłorocznej Lidze Światowej. Ale w moim odczuciu na taką decyzję trenera nie wpłynęły tylko względy sportowe. Towarzyskich spotkań z Serbami [w weekend Polacy przegrali wszystkie trzy mecze w Belgradzie] nie transmitowała żadna telewizja, ale widziałem zdjęcia, które według mnie świadczą o tym, że między zawodnikami doszło do nieporozumień. Trener musiał rozwiązać problemy drużyny, zdecydował się zrezygnować z usług Zbyszka Bartmana i dać mu trochę czasu na przemyślenie pewnych sytuacji.

Wcześniej Ignaczak, teraz Bartman. Kibice są zdezorientowani, bo Anastasi rezygnuje ze swoich pewniaków, dziennikarze zastanawiają się, jaka atmosfera panuje w kadrze, a teraz pan przyznaje, że nie jest najlepsza. Wygląda na to, że wszyscy boimy się nadchodzących mistrzostw Europy?

- Oczywiście, że tak. W sytuacji z Bartmanem dobre jest to, że trener jasno postawił sprawę. Teraz wszyscy wiedzą, że numerem jeden będzie Jarosz, a Bociek będzie mu pomagał. Kiedy w kadrze był Bartman, to nie było wiadomo, kto jest podstawowym atakującym. Zbyszek nie był w takiej formie, żeby wygrać rywalizację, a niepewność na zbyt wielu pozycjach szkodzi drużynie. Dodatkowo, jak już powiedziałem, chodziło też o względy pozasportowe.

Jakie?

- Nie jestem na tyle blisko drużyny, by o tym mówić. Nie znam wszystkich szczegółów. W każdym razie teraz sytuacja jest jasna. Kuba Jarosz będzie grał, a młody, bardzo dobrze rozwijający się chłopak, będzie jego zmiennikiem. Trener wybrał jasną opcję.

Jarosz i Bartman nie mogli się dogadać?

- Akurat tutaj nie było problemu. Spięcia były na innych liniach.

Na jakich?

- Nie znam szczegółów, nie jestem przy drużynie. Rozumiem, że media mają swoje prawa, ale więcej nie powiem.

Proszę w takim razie powiedzieć, czy przed mistrzostwami Europy, mimo obaw o drużynę, ma pan też nadzieję na dobry wynik?

- Więcej jest jednak obaw, niepokoju. Drużyna nam się trochę zmodyfikowała. Zobaczymy, jak zmiany na kluczowych pozycjach - bo jednak libero i atakujący to kluczowe pozycje - wpłyną na zespół. Jeśli na Memoriale Wagnera Polska przegra i z Holandią [6 września], i z Niemcami [7 września, a 8 w Płocku gramy jeszcze z Rosją], to powinniśmy się obawiać o ten półfinał.

PZPS cały czas oczekuje od Anastasiego wprowadzenia drużyny do strefy medalowej mistrzostw Europy?

- Dla nas najważniejsze jest, żeby chłopcy wygrali swoją grupę, przeszli przez ćwierćfinał i pojechali do Danii. Ale jeśli na Wagnerze coś nie będzie grało w meczach z Holandią i Niemcami, to - nie ukrywajmy - będziemy się obawiać. Oczywiście grupę na mistrzostwach mamy w porównaniu do innych łatwą. Ani Turcy, ani Słowacy do potęg nie należą, z Francją ostatnio przegraliśmy dwa razy w Lidze Światowej, ale to jednak zdecydowanie drużyna w naszym zasięgu. Za to później, w ćwierćfinale trafiamy na Bułgarów, Niemców, Czechów albo, nie daj Bóg, na Rosjan. Meczów z Serbią nikt nie widział, to utytułowany rywal, ale chociaż jedno zwycięstwo nad nią by się przydało. Po trzech porażkach morale znów spadło. Możemy się pocieszać tym, że nasz trener wie, o co chodzi w tej zabawie. Wiele już wygrał i wiele przegrał. Wie, że jak teraz przegra, to może mieć ze związkiem ciężką przeprawę, bo to byłaby już trzecia z rzędu porażka na dużej imprezie [po igrzyskach olimpijskich w Londynie i tegorocznej Lidze Światowej].

W polsko-duńskich mistrzostwach Anastasi będzie grał o posadę, a jego zawodnicy o co?

- Chłopaki wiedzą, że w związku z ewentualną zmianą trenera mogliby sporo stracić. Oczywiście ja wierzę, że jednak zdobędziemy medal, że wszystko dobrze się skończy. Ale gdyby nowy szkoleniowiec się pojawił, to na rok przed mistrzostwami świata, które odbędą się w naszym kraju, mógłby chcieć postawić na nowych zawodników. Wtedy paru chłopaków z aktualnej kadry mogłoby się na tak wielką imprezę nie załapać. Prawda jest więc taka, że teraz wszyscy grają o pełną pulę.

Siatkarze chyba widzą to inaczej. Bartosz Kurek mówi, że nie ma żadnej winy jego, kolegów i trenera w tym, że kadra ostatnio przegrywała, a Marcin Możdżonek twierdzi, że mistrzostwa Europy organizowane wspólne z Danią to zaledwie przystawka przed tylko naszymi mistrzostwami świata.

- To prawda, że oni są za bardzo uspokojeni, że za łatwo odsuwają od siebie presję. Trochę więcej powinno być wewnętrznej mobilizacji. Nie mówię, że jeśli na mistrzostwach Europy nie uda się osiągnąć dobrego wyniku, to reprezentacja będzie miała nowego trenera. Może w takim przypadku prezes Mirosław Przedpełski podejmie inną decyzję. Ale myślę, że trzeciej porażki z rzędu ludzie w Polskim Związku Piłki Siatkowej mogą jednak nie wytrzymać. Turniej odbędzie się też na naszym terenie. Chłopcy muszą zdać sobie sprawę z tego, że zagrają dla kibiców. Ale też i dla samych siebie, bo nowy trener naprawdę mógłby wymieść połowę składu.

Trudno dziś uwierzyć, że zaledwie rok temu wszyscy się nas bali, że na igrzyska do Londynu nasi siatkarze jechali jako faworyci? Szybko skończył się nasz sen o potędze.

- Rzeczywiście się zepsuło, ale ja wiem, że mamy grupę doświadczonych ludzi. Mówię o zawodnikach, trenerach, o całym sztabie. Wierzę, że oni się jakoś wzajemnie zmobilizują, opamiętają, że coś sobie w głowach delikatnie przestawią. Niestety, czas konsumpcji wyników sprzed igrzysk minął. Nadszedł czas, by znów zacząć wygrywać. Bo inaczej wszyscy zaraz będą pod kreską. Liczę na ich bystre spojrzenie na sytuację.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.