Afera w PZPS. Iwańczyk: Piłka siatkowa czy piłka kopana? [KOMENTARZ]

Miała być perełka, cacuszko, sport nr 1 wszystkich Polaków. Z każdym dniem działacze siatkarscy robią jednak wszystko, by postawić ich na równi z futbolowymi pobratymcami. Wzajemne kopanie się po kostkach przychodzi im z łatwością, jak tak dalej pójdzie, staną przed szansą, by swój sport skopać na dobre - komentuje wydarzenia w PZPS Przemysław Iwańczyk.

- Mirosław Przedpełski nie zgłosił reprezentacji Polski do Pucharu Świata siatkarek, by miejsce to mogły zająć Włoszki. Dzięki temu miał zapewnić sobie miejsce w komitecie wykonawczym FIVB. To duże zaniechanie, bo Polki mogłyby wówczas zagrać na Igrzyskach Olimpijskich - to największy zarzut , jaki pod adresem prezesa PZPS przedstawił w czwartek Bogusław Adamski, były sekretarz związku.

Blog Przemysława Iwańczyka

Komentarz Przemysława Iwańczyka

Nie czuję specjalnej mięty do większości działaczy sportowych. Obserwując ich światek przez ponad 18 lat, nabrałem wystarczająco dystansu, straciłem empatię, generalnie i z zasady przestałem wierzyć w ich słowa, zapowiedzi i zapewnienia.

W siatkówce uczyłem się tego dłużej, bo początkowo naiwnie oczekiwałem, że wreszcie narodził się gatunek działaczy w polskim świecie sportu niespotykany - sprawnych, niezakotwiczonych w starym systemie menedżerów, którymi kierują ambicje, by swój sport wyciągnąć ponad ogólnokrajową mizerię.

Sportowo szło/idzie im świetnie. Pomijam dwuznaczne sytuacje, w których przestają rządzić zdrowe zasady rywalizacji, a zaczyna liczyć się kupczenie i cwaniactwo. Zresztą te staraliśmy się piętnować dość precyzyjnie. Wielokrotnie zarzucaliśmy na łamach "Gazety" i Sport.pl czy to prezesowi Mirosławowi Przedpełskiemu czy jego najbliższym współpracownikom, że kupno dzikiej karty w jakichkolwiek rozgrywkach to nie jest dobry sposób na wyniesienie siatkówki na poziom dla innych sportów w Polsce galaktyczny.

Dziś Bogusław Adamski, były sekretarz generalny PZPS, który stanął w opozycji do obecnych władz, ujawnił, że Przedpełski nie kupił dzikiej karty dla polskich siatkarek na Puchar Świata (dopiero w konsekwencji Polki mogły jechać na igrzyska). Uczynił z tego zarzut, wyprowadzając kolejny cios, który ma zdyskredytować szefa związku.

Rzeczywiście, Przedpełski zasługuje na to, by go rozliczać, a za rozmaite decyzje nawet piętnować. Ale nie w tym przypadku. Oczywiście pod warunkiem jednak, że karta ta nie była przedmiotem targu prezesa PZPS w walce o stanowisko w światowych władzach, ale tego pewnie nikt nikomu nie udowodni. Polki miały szansę na igrzyska jechać poprzez turniej kwalifikacyjny, ale przegrały z Turczynkami i w Londynie ich nie oglądaliśmy. To jedyny powód, który przynajmniej ja przyjmuję do wiadomości.

Zresztą zostawmy te sprawę, ona niebawem umrze sama. Rzecz w tym, że środowisko siatkarskie - tak samo jak inne sportowe w Polsce niewolne jest od nieczystych zagrywek, koterii i koniunkturalizmu - staje się coraz bliższe środowisku piłkarskiemu. Z tym że na tych działaczy kibice już się uodpornili, ignorują od lat, nie licząc na poprawę, co jakiś czas wyrażając swoją opinię na ich temat tradycyjnym "J... PZPN".

Dzisiejsza sprawa dzikiej karty, która dla mnie żadnym skandalem nie jest, to nie jednostkowy wypadek, w którym środowisko siatkarskie kopie się po kostkach. Wcześniej były inne - nieprawidłowości w przeprowadzeniu wyborów, nieprawidłowości w zarządzaniu, kontrowersyjne umowy, faktury, a po drugiej stronie donosy do CBA, oskarżenia, groźby, etc. Kiedyś w skali mikro, teraz makro, właściwie już bez znaczenia o kogo chodzi i kto siatkówką rządzi - Biesiada, Przedpełski, Adamski i inni.

Nie mnie przestrzegać siatkarskich bonzów, do czego awantury te prowadzą. Jeśli rzeczywiście zależy im na siatkówce i chcą dla niej coś zrobić (choćby wielomilionowa rządowa inwestycja w Szkolne Ośrodki Siatkarskie), to niech swoją energię wykorzystają w tym właśnie kierunku. Oczywiście pilnując się wzajemnie, z ograniczonym zaufaniem patrząc sobie na ręce. Jeśli ich czas zajmować będą tylko podjazdowe wojenki (to naprawdę domena nie tylko obecnej opozycji, dzisiejsi rządzący w podobny sposób obalali przecież Janusza Biesiadę), ci, którzy na ich sport wykładają, a więc budżet państwa, Polkomtel, Orlen, PGE, Asseco, JSW, ZAKSA i inne mniejsze firmy, bardzo szybko zorientują się, że powierzają swoje wielkie pieniądze w ręce ludzi nieodpowiedzialnych. Kibicom z kolei - oddanym, kulturalnym, bez pamięci w siatkówce zakochanym - nie pozostanie nic innego jak takich działaczy ignorować. Oby tylko nie wyrażali o nich opinii wzorem futbolowych bywalców stadionów. No ale skoro przykład idzie z góry.

Więcej o:
Copyright © Agora SA