PlusLiga. Skra i nie ma mocnych?

Siatkarska konstelacja gwiazd z Bełchatowa to drużyna, jakiej w polskim sporcie nie było - seryjnie zgarnia trofea, rywali miażdży, dziś rozpoczyna marsz po siódmy z rzędu tytuł mistrza kraju. Przeciwnikiem jest ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

Nie licząc akademickich monopolistów sprzed kilkudziesięciu lat, Skra jest w naszych halowych sportach zjawiskiem wyjątkowym. Przedsezonowe prognozy od lat ograniczają się do pytania: kto w finale PlusLigi będzie przeciwnikiem bełchatowian i w ilu meczach o złoto z nią przegra. Rywale mają kompleks i często przegrywają z gigantem jeszcze przed wyjściem na boisko.

Pokonując mozolnie od 1994 roku szczeble prowadzące z trzeciej ligi do ekstraklasy, działacze Skry widzieli, jak na przełomie wieków rośnie na krajowych i europejskich salonach potęga Mostostalu Kędzierzyn-Koźle. Drużyny, która przez cztery lata nie dawała sobie odebrać krajowego prymatu, a w Lidze Mistrzów dwukrotnie dotarła do turnieju finałowego, raz wieńcząc go trzecim miejscem. Prostą strategię - zebrać najlepszych Polaków i uzupełnić zagranicznymi gwiazdami - w Mostostalu realizowano wręcz książkowo, bo nie dość, że drużyna była lustrzanym odbiciem reprezentacji Polski, to jeszcze kierowała nią ręka tego samego trenera Waldemara Wspaniałego. Niewiele brakowało, by i Skra, która poszła tą samą drogą i od lat zbiera wszystkich najzdolniejszych siatkarzy nad Wisłą, miała u siebie selekcjonera. Zasypani wątpliwościami ekspertów działacze krajowej centrali nie przystali jednak na ten pomysł, więc 46-letni Jacek Nawrocki pracuje tylko w klubie

Ale kadrowiczów Skra jak miała, tak ma najwięcej. Całej konkurencji, która od 2004 roku przegrała z bełchatowianami sześć kolejnych finałów PlusLigi oraz pięć Pucharów Polski, pozostaje tylko kombinować, jak niwelować braki.

Żadna taktyka nie zdaje egzaminu. Aspirujący do zdetronizowania Skry hurtowo ściągają, a później pozbywają się kolejnych obcokrajowców. I żonglują trenerami.

Skra za to zbiera owoce swojej cierpliwości - przez ostatnie pięć lat pracowało tam zaledwie dwóch trenerów, siatkarze (Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Daniel Pliński) podpisują długoletnie kontrakty, a rekordzista, 33-letni środkowy bloku Radosław Wnuk, pracuje dla niej już dziewięć sezonów.

Bełchatowianie i Mostostal (teraz ZAKSA) przeszły więc bardzo podobną drogę (oba kluby sponsorowane są przez spółki skarbu państwa), ale dopiero pierwszy raz spotykają się w finale. W czwartek o godz. 17.30 pierwsze spotkanie. Czy walka wreszcie będzie zacięta? W styczniowym finale Pucharu Polski bełchatowianie wygrali gładko 3:0...

Atuty faworyta znają wszyscy, jedyną bolączką drużyny Nawrockiego może być powrót po grypie Winiarskiego (jeszcze w sobotę brał zastrzyki). Co przemawia za ZAKS-ą? Po pierwsze, trener Krzysztof Stelmach, który co prawda ze Skrą dotąd nie wygrał, ale zna jej mankamenty jak mało kto, bo w Bełchatowie kończył karierę zawodnika i sposobił się do roli szkoleniowca. Po drugie, jeden z najlepszych rozgrywających na świecie, 34-letni Paweł Zagumny, który mimo bogatej, usłanej sukcesami kariery, po mistrzostwo Polski dotąd nie sięgnął. Po trzecie, byli zawodnicy Skry - libero Piotr Gacek i rezerwowy atakujący Jakub Jarosz, pożegnani co prawda sympatycznie, ale z podrażnioną dumą, że najlepszy klub z nich rezygnuje.

Siatkarze ZAKS-y zaczynają występ w trzecim tegorocznym finale - poza Pucharem Polski grali również w decydujących meczach o Puchar CEV, gdzie ulegli włoskiemu Sisleyowi Treviso. Nawet jeśli polegną i teraz, jako finalista PP razem ze Skrą wystartują w Lidze Mistrzów.

Transmisja wszystkich meczów finałowych w Polsacie Sport.

Przypuszczalne składy.

ZAKSA: Zagumny, Idi, Czarnowski, Witczak, Ruciak, Gładyr, Gacek (libero).

Skra: Falasca, Winiarski, Pliński, Wlazły, Kurek, Możdżonek, Zatorski (libero). Wytłuszczonym drukiem byli lub obecni reprezentanci Polski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.