PlusLiga. Olsztyn odbija się od dna. Kosztem Politechniki

Siatkarze z Warszawy, którzy są rewelacją ligi, mieli zapewnić sobie miejsce w czołowej szóstce i walkę o mistrzostwo Polski. Sensacyjnie przegrali jednak z najsłabszym w tym sezonie AZS Olsztyn

Drużyna Radosława Panasa, która była murowanym faworytem, była rozczarowana. - Co tu dużo mówić, poza pierwszym setem zagraliśmy słabo - narzekali, dodając, że olsztynianie, przez kilka tygodni zamykający tabelę, rozegrali najlepszy mecz w sezonie.

Gospodarze bardzo dobrze bronili i skutecznie kontratakowali. Kunszt pokazał rozgrywający Kert Toobal, który najczęściej wystawiał piłkę kolegom na pojedynczy blok. Ale początek był mocno jednostronny, bo wśród gości błyszczał na skrzydłach Ukrainiec Oleksandr Statsenko. Po jednym z jego atomowych ataków libero Marcin Mierzejewski próbował interweniować, ale padł jak rażony.

Goście wygrali 17:25. - Jeśli będziemy sprawiać rywalowi prezenty, on chętnie je przyjmie - mówił Ghoerghe Cretu, rumuński szkoleniowiec gospodarzy.

Po łatwej wygranej zespół Radosława Panasa najwyraźniej poczuł się zwycięzcą całego spotkania. I to się zemściło. Sprytne pląsy ze środka Dawida Guni zaskoczyły warszawian i wyprowadziły olsztynian na prowadzenie 5:2. Myliły się za to gwiazdy Politechniki, m.in. Zbigniew Bartman. Przyjmujący gości często bił piłkę po mocnym skosie, a ta lądowała za boiskiem. Nie funkcjonował także warszawski blok, co wykorzystywał Toobal. Estoński rozgrywający miał nawet okazję zaprezentować się w ataku, a tam wciąż był skuteczny.

Udany występ zaliczył także 20-letni środkowy Piotr Hain, któremu zdarzało się w pojedynkę zatrzymać ataki rozpędzonego Michała Kubiaka. Pewne zwycięstwo gospodarzy 25:16 w drugim secie nie było zaskoczeniem.

W trzeciej odsłonie w ataku szalał Francuz Samuel Tuia, który piłki bił z taką siłą, jakby chciał je wbić w boisko. Ale to goście byli blisko wygranej. Kiedy prowadzili 24:21, myślami byli już pewnie w czwartym secie, ale wtedy Olsztyn pokazał klasę - obronił cztery setbole, by triumfować 30:28.

- Zabrakło nam determinacji, nie uniknęliśmy prostych błędów, które wcześniej nam się nie zdarzały. To było przyczyną naszej porażki - nie ukrywał Robert Prygiel, atakujący Politechniki.

Aż pięć punktów przewagi (10:5) wypracowali zawodnicy Cretu w kolejnej partii. Ale i takie prowadzenie można roztrwonić. Kibicom przypomniał się Marcin Nowak. Środkowy z Warszawy najpierw punktował spod siatki, by chwilę później zaserwować nie do obrony (10:7). Kiedy stan meczu wyrównał się po 16, inicjatywę całkowicie przejęli goście. Nie pomógł nawet punkt z zagrywki zdobyty przez Duńczyka, bo nie do zatrzymania był Kubiak, który atakami z drugiej linii pustoszył gospodarzy (20:25).

O wyniku zadecydował tie-break. Im trudniejsza piłka, tym lepiej atakował Marcel Gromadowski. Nie przeszkadzało mu nawet, że często wystawiał mu Marcin Mierzejewski. Nie był to jednak efekt zaufania do swojego libero, ale bałaganu w szeregach olsztynian. Goście jednak momentami wyglądali, jakby gra była dla nich przykrym obowiązkiem. Stanęli. To wystarczyło, by Olsztyn sprawił największą niespodziankę kolejki, dzięki czemu odbił się od dna tabeli.

- To był mecz, który zarówno mogliśmy wygrać za trzy punkty, jak i wcale ich nie zdobyć. Każdy wynik byłby sprawiedliwy, bo Indykpol był drużyną całkowicie inną od tej, z którą wcześniej graliśmy - dodaje Prygiel.

Indykpol AZS UMW Olsztyn - AZS Politechnika Warszawska 3:2 (17:25, 25:16, 30:28, 20:25, 15:12

AZS Olsztyn: Toobal, Siezieniewski, Gunia, Gromadowski, Tuia, Hain, Mierzejewski (libero) oraz Jacobsen, Włodarczyk.

Politechnika: Salas, Bartman, Kreek, Statsenko, Kubiak, Nowak, Wojtaszek (libero) oraz Wierzbowski, Neroj, Prygiel.

PGE Skra nie zwalnia i powiększa przewagę nad rywalami ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.