PlusLiga siatkarzy: PGE Skra liderem na półmetku

Gdyby przed sezonem, a nawet już po jego rozpoczęciu, ktoś powiedział, że po ośmiu kolejkach mistrz Polski będzie miał sześć punktów przewagi nad Resovią czy pięć nad Zaksą, to zostałby uznany za siatkarskiego laika. A to jest prawda

PGE Skra początek sezonu miała średni: przegrała 1:3 z Resovią, straciła po punkcie z Jastrzębskim Węglem i Zaksą Kędzierzyn-Koźle. Ten ostatni mecz został rozegrany 3 listopada. To ważna data, bowiem od tego czasu bełchatowianie nie stracili nawet seta w pięciu kolejnych pojedynkach (czterech ligowych i w europejskich pucharach). A rywalami były w tym czasie wicelider AZS Częstochowa czy Delecta Bydgoszcz, która w niedzielę rozbiła Resovię.

- W pierwszych kolejkach na tle silnych przeciwników wyszły nasze błędy. Mieliśmy więc okazję je poprawić - mówił niedawno Bartosz Kurek. Bełchatowianom sprzyja też kalendarz ligowy, bowiem w końcówce rundy trafiają na teoretycznie słabszych przeciwników. Tydzień temu nie dali szans AZS-owi Olsztyn, zaś w sobotę pewnie pokonali Pamapol Wielton Wieluń. Dzięki temu umocnili się na prowadzeniu w PlusLidze i niezależnie od wyniku ostatniej kolejki (zagrają w Warszawie z AZS-em Politechniką) zostaną na tej pozycji.

Jeśli ktoś liczył na to, że mistrzowie Polski stracą punkty z Pamapolem Wieltonem, mylił się bardzo. Wielunianie nie byli w stanie wykorzystać nawet tego, że siatkarze Skry w środę rozegrali mecz w Lidze Mistrzów, choć na ich dyspozycję fizyczną większy wpływ niż gra miała męcząca podróż (stracili przez nią noc ze środy na czwartek). Być może z tego powodu gospodarze wyszli na boisko trochę rozkojarzeni i przy wyniku 2:5 trener Jacek Nawrocki musiał wziąć czas, by trochę nakrzyczeć na swoich podopiecznych. Pomogło, bo wkrótce wszystko wróciło do normy.

Goście z Wielunia nie byli nawet w stanie wykorzystać aż 12 błędów Skry w pierwszym secie, choć trzeba przyznać, że starali się utrudniać przeciwnikom życie mocną zagrywką. Co ciekawe, ani razu się nie pomylili. Trener Dariusz Marszałek zdecydował się na wielkie zmiany w zespole. W kadrze zabrakło Mikołaja Sarneckiego, Marcin Lubiejewski zaś, drugi potencjalny atakujący, był tylko rezerwowym. Zamiast niego zagrał Sergiej Antanowicz i na pewno nie był lepszy od Sarneckiego czy Lubiejewskiego. Z jednym jednak Marszałek przesadził - jako libero wystawił swojego syna Igora (w miejsce Roberta Milczarka). Zamiast strzelić w dziesiątkę, strzelił sobie w kolano, bowiem Marszałek junior zagrał bardzo źle. Przyjmował zagrywkę ze skutecznością 17 proc., podczas gdy najgorszy w tym elemencie w Skrze Kurek ponad dwa razy lepiej.

W Pamapolu Wieltonie jak zwykle nie zawiódł Serhij Kapelus, większych zastrzeżeń nie można mieć do Andrzeja Stelmacha. I tyle. Nic dziwnego, że im dłużej trwała gra, tym bełchatowianie bardziej się rozluźniali i mieli większą przewagę. Ostatni set to już był pogrom, a w roli kata wystąpił wielunianin Mariusz Wlazły. Kapitan Skry zapowiadał, że jest w stanie zagrać od początku, ale trenerzy woleli nie ryzykować. Dlatego w dwóch setach wprowadzali go na boisko w końcówkach, trzeciego zaś zaczął w podstawowej szóstce. Wypadł świetnie - w ataku miał 60-procentową skuteczność, do tego dodał jeden blok i dwa asy. Kilka razy po jego zagrywkach rywale nie byli w stanie wyprowadzić ataku. To optymistyczny prognostyk przed środkowym spotkaniem z Trentino.

Różnica w umiejętnościach obu zespołów była tak duża, że gospodarze potraktowali mecz treningowo. Przede wszystkim Miguel Falasca (kolejny dobry występ) ćwiczył z kolegami tzw. pajpa, czyli atak ze środka drugiej linii. Najlepiej szła mu współpraca z Michałem Winiarskim, wybranym na MVP spotkania. Za to Kurtek najskuteczniejszy był w najtrudniejszych sytuacjach.

PGE SKRA - PAMAPOL WIELTON 3:0

Sety: 25:22, 25:22, 25:14.

PGE Skra: Falasca 2, Winiarski 11, Możdżonek 7, Novotny 7, Kurek 14, Pliński 7, Zatorski (libero) oraz Antiga, Wlazły 9, Woicki 1, Kłos 1.

Pamapol: Stelmach 1, Babkov 8, Buniak, Antanowicz 4, Kapelus 8, Zajder 5, Marszałek (libero) oraz Lubiejewski 2, Błoński 1, Blanco Costa 2, Matejczyk 1.

DLA GAZETY

Jacek Nawrocki, trener PGE Skry

Poziom ligi w tym sezonie jest wyższy niż w poprzednim, a będzie jeszcze lepszy. Drużyny mają chwile słabości, bo muszą grać co trzy dni. Z tego powodu nie ma możliwości normalnego trenowania czy nawet odpowiedniego przygotowania się do meczu. Jestem przekonany, że każdy będzie miał słabsze chwile. My gramy tak od kilku lat, więc jesteśmy trochę przyzwyczajeni.

A zaskakujące rezultaty świadczą właśnie o wyrównanym poziomie. Gdy ktoś ma dołek, to nawet najlepsi zawodnicy nic nie są w stanie zrobić. Ciężko wtedy coś zrobić, bo siatkówka rozgrywa się także w sferze psychicznej. Naszą postawę chciałbym zostawić bez komentarza. Cieszę się, że chłopaki wychodzą na boisko skoncentrowani, skupieni i dobrze umotywowani. Znakomicie wykorzystują swoje umiejętności.

Daniel Pliński, środkowy PGE Skry

Gramy lepiej niż rok temu, a przyczyn tego jest kilka. Przede wszystkim w kolejnym sezonie mamy praktycznie taki sam skład, dlatego jesteśmy bardziej zgrani. Poza tym mamy 13-osobową wyrównaną kadrę, dlatego trener co trzy dni może zmieniać skład bez wpływu na jakość gry. Takie roszady dają zawodnikom motywację i utrzymują poziom sportowy. Poza tym jesteśmy już przyzwyczajeni do gry z tak dużą częstotliwością. To daje efekty. Oby tak dalej. Na rywali nie zwracam większej uwagi, choć oczywiście śledzę wyniki. Najważniejsze patrzeć na siebie, zamiast oglądać się na innych.

not. jar

Poziom sportowy PlusLigi w sezonie 2010/11 jest:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.