PlusLiga: Bartman i Kubiak rozstrzelali wicemistrza Polski

Nieobliczalna drużyna z Warszawy niespodziewanie robiła na inaugurację Jastrzębski Węgiel, wicemistrza kraju, obrońcę Pucharu Polski i jedną z dwóch naszych drużyn w Lidze Mistrzów

To, że jesteśmy młodzi i głodni gry, nie oznacza, że należy nas traktować jak jeźdźców bez głowy - mówił po ostatniej, zwycięskiej piłce Michał Kubiak uznany za zawodnika meczu. - Cieszymy się, bo siatkówka to całe nasze życie. Gramy dla siebie, gramy dla kibiców, dlaczego nie mielibyśmy zaskakiwać.

22-letni Kubiak wrócił do Polski po krótkiej przygodzie we włoskiej drugiej lidze. Tak jak jego rok starszy przyjaciel Zbigniew Bartman. Obydwu Politechnika pozyskała, aby straszyć nie tylko ze skrzydeł, ale i w polu zagrywki. Obu także dlatego, że kiedyś grali razem w parze w siatkówkę plażową, a na boisku świetnie uzupełniają się charakterologiczne - Bartman jest żywiołowy, niekiedy nawet szalony, a Kubiak to zawodnik chłodno myślący, który, zanim mocno uderzy, dwa razy pomyśli.

Już inauguracyjne spotkanie z Jastrzębskim Węglem pokazało, na czym polega to ich uzupełnianie się. Bartman atakował aż 42 razy, Kubiak dokładnie połowę mniej, ale za to w kluczowych momentach dla losów meczu. Z zagrywką było podobnie - obaj uderzali mocno, ale Kubiak robił to w niezwykle ważnych momentach. Bartman dla odmiany atakował z piłek sytuacyjnych. Im trudniejsza, tym lepiej mu to wychodziło. Obaj dostali także wsparcie od nominalnego atakującego Oleksandra Statsenki. To przyniosło sukces.

Koniecznie trzeba jednak dodać, że siatkarze i szkoleniowiec Jastrzębia też zrobili wiele, aby z Warszawy wrócić bez punktu. Przy remisie 1-1 w setach, przy przewadze 16:12 na drugiej przerwie technicznej, trener Igor Prielożny zarządził podwójną zmianę. - Dotknął się tego, co dobrze funkcjonowało - tłumaczył później Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu i Sport.pl. - Nie pomógł, zaszkodził.

A do tego, przy przewadze 4 pkt, Prielożny wziął czas, na którym zrugał w obecności kamer swojego rodaka Lukasa Divisa. Po chwili go zdjął, tracąc jeden ze swoich największych atutów.

Politechnika miała wielkie szczęście, że trafiła na tak rozedrgane Jastrzębie. Drużynę pozbawioną dwóch ważnych ogniw - Pawła Abramowa (wrócił do Iskry Odincowa) i Patryka Czarnowskiego (przeszedł do ZAKS-y Kędzierzyn) - która momentami była taktycznym monolitem, ale im bliżej końca, tym słabiej rozumiejącym się zlepkiem zawodników.

- Nie było łatwo - mówił Kubiak. Politechnika rzeczywiście przetrzymała kryzys, panować musiał także trener Radosław Panas, który nie mógł ganić swoich zawodników, raczej zwracał się do nich po prośbie. Szczególnie widać to było w trudnych momentach rozgrywającego Bartłomieja Neroja, bo na ławce Politechniki nie było dla niego zmiennika. Kubańczyk Maikel Salas, który przeszedł przed sezonem z Jadaru Radom, obserwował mecz z trybun, bo za jego transfer działacze FIVB (światowej federacji) zażądali 15 tys. franków szwajcarskich.

- Nie poddajemy się, przed nami mecz ze Skrą Bełchatów - analizował Marcin Wika, rezerwowy Jastrzębia. - Mój nowy klub zasługuje na to, aby mówić o nim: czołówka ligi. Mimo wzmocnień ZAKS-y i Resovii wciąż walczymy o to, co najcenniejsze.

Politechnika zagra w drugiej kolejce z Resovią, w meczu rozgrywanym na Torwarze (środa, godz. 20.30). - Może to i dobrze, że trafiamy na tych największych u progu sezonu - zastanawiali się siatkarze Politechniki. Jeśli będą grać z taką determinacją jak w niedzielę, zabiorą punkty niejednemu faworytowi.

AZS Politechnika Warszawska - Jastrzębski Węgiel 3:1 (25:23, 19:25, 25:23, 25:22)

Politechnika: Neroj, Bartman, Nowak, Statsenko, Kubiak, Kreek, Wojtaszek (libero), Żaliński, Prygiel. Jastrzębski Węgiel: Łomacz, Divis, Polański, Yudin, Hardy, Gawryszewski, Rusek (libero), Pająk, Gasparini, Pawliński, Nowik, Wika.

Klubowe MŚ. Znamy rywali Skry Bełchatów  ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA