W rywalizacji o finał PlusLigi ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała Aluron Virtu Wartę Zawiercie 2:1 w meczach. Choć zawiercianie nie byli faworytami tej pary, to wygrali pierwsze spotkanie z siatkarzami Andrei Gardiniego, a w drugim prowadzili już 2:0 w setach. Wciąż aktualni wicemistrzowie Polski wrócili jednak do starcia i wygrali 3:2, a w trzecim meczu pokonali przeciwników 3:1. Teraz drużynę z Górnego Śląska czekają zmagania o brązowy medal. Ich rywalem będzie Jastrzębski Węgiel.
Marcin Waliński: - Możemy czuć się wygrani. Wydaje mi się, że z perspektywy czasu nikt nie postawiłby na to, że w rywalizacji z ZAKSĄ czekają na nas trzy wyrównane mecze. Pierwsze spotkanie zagraliśmy fenomenalnie, wszystko nam wychodziło, szczęście było po naszej stronie. W kolejnym starciu prowadziliśmy 2:0, ale to, co stało się później, pokazało nam, jak daleko od awansu byliśmy. Zmiany, które poczynił trener Andrea Gardini wyszły rywalom na dobre i ich ryzyko się opłaciło. W ostatnim akcie rywalizacji nie daliśmy plamy. ZAKSA po prostu była od nas lepsza.
- Nie uważam, że tak było. Nie ma co mówić o tym, że zawierciański zespół jest niedoświadczony w bojach o wielkie rzeczy, bo w swoich szeregach mamy zawodników, którzy już o takie trofea grali. To nie jest przypadek, że trzy razy w ciągu sezonu byliśmy w najlepszej czwórce PlusLigi. Nie dzięki szczęściu w rywalizacji play-off spisaliśmy się tak dobrze. ZAKSA to wicemistrz Polski, który w pewnych momentach zagrał po prostu lepiej od nas.
- To dziwne uczucie, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wtedy byliśmy o seta od finału, ale do wygranej była jeszcze długa droga.
- Jasne, że się to uda. To wszystko, o czym pani mówiła, to sfera mentalna. W ogóle nie myślę o takich sprawach, ponieważ na boisku mam do zrobienia kilka rzeczy, a tymi sprawami powinny się zajmować inne osoby. My mamy się skupić na graniu. Dochodzą nas różne słuchy, ale nie działa to na nas destrukcyjnie.
- Oczywiście - będzie cieszył jak złoto.