Siatkówka. Jason De Rocco: Celem jest wyższe miejsce niż w poprzednim roku i ewentualny brak Kevina nie będzie w tym przeszkodą

Mimo że skład Jastrzębskiego Węgla wydawał się kompletny, to kilka dni temu polskie media obiegła informacja, że opuści go Kevin Tillie. To stawia brązowych medalistów PlusLigi w trudnej sytuacji, szczególnie pod względem przyjęcia. - Mam nadzieję, że dostanę szansę na to, by pokazać się na boisku. Nie zmienia to jednak faktu, że jest ona dla nas bardzo trudna, ponieważ Kevin to wyjątkowy siatkarz. Z drugiej strony dopiero powraca po kontuzji, więc nie wiadomo, kiedy byłby w stanie zacząć prezentować swój nominalny poziom - mówi w rozmowie ze Sport.pl zawodnik śląskiego klubu, Jason De Rocco.

Sprawa Kevina Tillie i Johna Gordona Perrina jest jedną z najbardziej elektryzujących media i fanów w ostatnich tygodniach. Obaj zawodnicy mimo podpisanych kontraktów w PlusLidze (kolejno z Jastrzębskim Węglem oraz z Asseco Resovią Rzeszów) postanowili ich nie dotrzymywać i kolejne rozgrywki spędzić w Chinach.

Zarówno dla 3., jak i 4. zespołu poprzedniego sezonu sytuacja kadrowa mocno się skomplikowała, ponieważ o ich zamiarach dowiedzieli się pod koniec lipca, kiedy na rynku transferowym nie ma już wielkiego wyboru.

Dla śląskiego klubu oznacza to, że oprócz Salvadora Olivy z doświadczonych przyjmujących dysponują tylko Jasonem De Rocco, który ostatnio skarżył się na problemy zdrowotne.

Sara Kalisz: Do mediów doszła informacja, że miał pan ostatnio problemy ze zdrowiem. Na czym one polegały?

Jason De Rocco: Chodzi o sprawy związane z odwodnieniem. Ostatnie dni były bardzo trudne, trenowaliśmy intensywnie, sporo wypociliśmy, co przy problemach żołądkowych, które przytrafiły mi się przed meczem spowodowało, że czułem się bardzo źle. Poprosiłem o podwiezienie mnie do szpitala tylko po to, by dowiedzieć się, co w tej sytuacji powinno być zrobione. Nawodnili mnie, dali mi leki, więc czuję się o wiele lepiej i jestem gotowy do gry.

Czuje pan, że musi szczególnie na siebie uważać, ponieważ jeśli coś się panu stanie, to Jastrzębski Węgiel zostanie z jednym przyjmującym?

- Nie, nie przejmuję się. Nikt mi czegoś takiego nie powiedział, a mam też pewność, że niezależnie od mojego stanu zdrowia Jastrzębski Węgiel się mną zaopiekuje. Mam z tym klubem kontrakt i zamierzam się go trzymać.

Kevin Tillie też ma kontrakt, więc dobrze, że pan to mówi.

- Wiem, wiem!

Martwi się pan o przyszłość klubu?

- Nie, wiem, że wszystko się ułoży. Jeśli ostatecznie Kevin nie dołączy do składu, to władze klubu dostaną za niego wiele pieniędzy i wiem, że za to będą w stanie zakupić bardzo dobrego gracza.

Czy na to nie jest jednak za późno? Mamy połowę sierpnia, a kluby już rozpoczęły przygotowania.

- Nie, nigdy nie wiadomo, kto nagle okaże się wolny. Wierzę w to, że uda nam się kogoś znaleźć, a nawet jeśli to nie, to i tak wciąż będziemy mieli naprawę świetny team. Francuski przyjmujący to tylko jeden gracz. Mam też nadzieję, że dostanę szansę na to, by pokazać się na boisku. Nie zmienia to jednak faktu, że ta sytuacja jest dla nas bardzo trudna, ponieważ Kevin to wyjątkowy siatkarz. Z drugiej strony dopiero powraca po kontuzji, więc nie wiadomo, kiedy byłby w stanie zacząć prezentować swój nominalny poziom.

Pozostaje nam jedynie koncentracja na wszystkich pozostałych zawodnikach – on jest jeden, a nas jest wielu.

Żartuje się nawet, że ucieka do Chin, bo nie chciał rywalizować z Jakubem Popiwczakiem na pozycji libero...

- Bardzo adekwatny żart!

Jastrzębski Węgiel w poprzednim sezonie nie składał się z gwiazd – to rozgrywki je stworzyły. To daje panu największy spokój odnośnie do drużyny?

- Jestem bardzo spokojny, znam poziom, na którym nasza drużyna jest w stanie się zaprezentować. Chyba tylko dwóch zawodników z poprzedniego sezonu nie przedłużyło kontraktów, a my dodaliśmy do naszego grona kilku innych, którzy spowodują, że będziemy jeszcze silniejsi. Wydaje mi się, że pomimo wszystkich trudności będziemy mieć bardzo dobry sezon. Wszyscy jesteśmy zdrowi i dodatkowo wiem, że nasz poziom pewności siebie i chemii jest wysoki. Cieszymy się nie tylko wspólną grą, ale również tym, że możemy w ogóle ze sobą przebywać. Nie ma pomiędzy nami kłótni i problemów – jest po prostu radość. To prawdziwa drużyna, a nie zbieranina różnych ludzi. Każdy walczy, na treningach daje z siebie wszystko i dlatego nie mogę się doczekać sezonu klubowego.

Patrząc na roszady na rynku transferowym możecie być chyba jeszcze spokojniejsi. ZAKSA zmieniła trenera, Skra również, a poza tym wymieniła pół składu. A u was stałość, która raczej negatywnie nie zaskoczy.

- Dokładnie tak. Naszym celem jest zajęcie wyższego miejsca niż w poprzednim sezonie i ewentualny brak Kevina nie będzie w tym przeszkodą. Dopiero w treningu zobaczy nasz poziom, ale jestem pewny, że wszystko się ułoży.

Na samym końcu liczy się team-spirit, który już macie wypracowany, a nie indywidualności.

- Mark Lebedew od zawsze nas tego uczy – to siedmiu, dziesięciu czy czternastu zawodników buduje skład, a nie tylko jeden lub dwóch. W poprzednim sezonie każdy z nas zdążył poznać drugiego, zgraliśmy się i pracowaliśmy bardzo ciężko, więc zatrzymanie przez klub większości graczy jest dla mnie bardzo mądrym posunięciem. Nowy miks zawodników jest zawsze ryzykiem, a zwycięskiego składu się nie zmienia!

Należy również zauważyć, że po okresie reprezentacyjnym większość zawodników powróci o wiele silniejsza. Mówię tu o Kubie Popiwczaku, ale przede wszystkim o Maćku Muzaju. Pozostali, jak Damian Boruch, trenowali całe lato i nawet sam nasz szkoleniowiec mówi, że bardzo zaimponował mu tym, jak w tej chwili się prezentuje. Poza tym będzie jeszcze Wojtek Sobala, który powróci po kontuzji. Na niego też liczę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.