Siatkówka. Andrea Anastasi: Pożegnanie się z Piotrem Gackiem było wyjątkowo trudne

Zespół z Gdańska zakończył sezon 2016/2017 na 8. miejscu w PlusLidze. Jak przyznał trener Andrea Anastasi, nie był to dla niego najłatwiejszy czas. - Trudno się walczy, kiedy nie ma się zbyt wielu możliwości zmiany. Patrząc przekrojowo na nasze mecze, mogę powiedzieć, że zasłużyliśmy na 8. pozycję - powiedział w rozmowie ze Sport.pl były szkoleniowiec reprezentacji Polski.

Kontuzje Mateusza Miki i Miłosza Hebdy, szkolenie młodych zawodników, którzy nigdy wcześniej nie grali w seniorskim zespole, kłopoty z formą w trakcie rozgrywek i na koniec ogłoszenie oficjalnego końca kariery przez jednego z najważniejszych zawodników klubu - sezon 2016/2017 nie był prosty dla Lotosu Trefla Gdańsk. 8. drużyna w Polsce jednak się nie podda i będzie walczyć o poprawienie lokaty w kolejnych rozgrywkach, o czym zapewnił jej trener, Andrea Anastasi, który związał się z zespołem z Północy na kolejne lata.

Jak trudny był to dla pana sezon?

Andrea Anastasi : - Był bardzo ciężki, a powodów tego było wiele. Na samym początku tworzenia zespołu mieliśmy kilka trudności, żeby zebrać taką drużynę, jaką chcieliśmy. Nie chodziło jedynie o pieniądze - od początku było dla mnie jasne, że dysponowaliśmy tak wysokim budżetem, jaki tylko był dostępny. Niestety, w mojej opinii brakowało nam graczy na niektórych pozycjach, więc na koniec sezonu nie osiągnęliśmy takiego rezultatu, jakiego oczekiwaliśmy. To właśnie było dla mnie najtrudniejsze.

Wyszczególniłby pan jeden powód 8. miejsca Lotosu Trefla Gdańsk w rozgrywkach 2016/2017?

- Wydaje mi się, że po prostu zasługiwaliśmy na zakończenie tego sezonu na podobnej pozycji. Nie cieszy nas to, ale pamiętamy, że na początku rozgrywek musieliśmy radzić sobie bez Miłosza Hebdy, szkoląc mniej doświadczonego Pietruczuka. Kiedy w końcu w grudniu zaczęliśmy prezentować się naprawdę bardzo dobrze, to przytrafiła nam się kontuzja Mateusza Miki, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni. Powrót na boisko nie był dla niego łatwy - starał się, grał, ale nie można było od niego od razu oczekiwać najlepszej dyspozycji. Trudno się walczy, kiedy nie ma się zbyt wielu możliwości zmiany. Patrząc przekrojowo na nasze mecze, mogę powiedzieć, że zasłużyliśmy na 8. pozycję.

Pojawiły się głosy, że sukces z pana pierwszego sezonu w Lotosie Treflu Gdańsk był tylko wynikiem szczęścia. Prawda czy fałsz?

- Nie zaprzeczam - wiele razy w moim życiu miałem szczęście, choć taki sezon w prowadzeniu drużyny, jak trzy lata temu, nie zdarza się zbyt często. Nie należę do trenerów, którzy uzasadniają swoje zwycięstwa. Jeśli ludzie mówią, że to wszystko przytrafiło się nam przez przypadek, to jest to wyłącznie ich sprawa i nie moje zmartwienie. Wygraliśmy Puchar Polski, zdobyliśmy 2. miejsce w mistrzostwach kraju, a później potwierdziliśmy to wszystko wygraną w Superpucharze, co dla tak młodego klubu, jakim jest Lotos Trefl Gdańsk, było niezwykłym sukcesem. Jeżeli doszliśmy do tego wyłącznie przez szczęście, to bardzo się cieszę, że tak się stało.

Co zostało w panu jako trenerze zmienione na lepsze przez trudności, których doświadczył Trefl w tym sezonie?

- Przede wszystkim to, że nauczyłem się działać w kierunku tego, co najlepsze dla mojego zespołu, a nie o tym mówić. Nie będę tracił czasu na zbędne narzekanie i szukanie negatywów. Każdy zespół to osobna historia i nawet w tych najlepszych zdarza się, że coś nie idzie po myśli jego członków. Należy wtedy usiąść i spokojnie przeanalizować, co idzie nie tak. Działałem w podobny sposób przez całe rozgrywki, starając się nie stracić optymizmu w kontekście przyszłości.

Kilka dni temu miało miejsce pożegnanie Piotra Gacka. Jak bardzo emocjonalne było ono dla pana?

- Oj, bardzo! Chyba nie byliśmy gotowi na aż taki przypływ emocji. Trudno mi wyrazić, jak wielki sentyment mam w kierunku do chłopaków, z którymi pracuję. To bardzo specyficzne uczucie. Było oczywiste, że Piotrek jest o dziesięć lat starszy od większości pozostałych zawodników, więc jego koniec kariery był bliżej niż dalej, ale poza tym, że byłem dla niego trenerem, to jest on dla mnie przyjacielem, więc pożegnanie się z wspólną pracą było wyjątkowo trudne. Radziliśmy sobie z tym wszyscy do momentu, kiedy jeszcze mieliśmy przed sobą ostatni mecz na wyjeździe. Gdy wróciliśmy do Gdańska, to w całym klubie było czuć, że coś się kończy. Gato dał nam trzy sezony wspaniałej gry i myślę, że niewielu jej po nim oczekiwało. Będzie mi go bardzo brakowało na boisku, ale chyba jeszcze bardziej jako bliskiego przyjaciela. Takie jednak jest życie. Przed sobą ma wielki projekt i jestem pewny, że sukcesy, które osiągnął w drużynie, jest w stanie przenieść na swój kolejny zawód.

Co takiego szczególnego dostrzegł pan w nim wcześniej jako trener drużyny narodowej i później jako szkoleniowiec Lotosu Trefla Gdańsk?

- Przede wszystkim jakość jego pracy. Poza tym miałem świadomość, że ostatnie dwa sezony spędzone w ZAKSIE nie były najlepsze i atmosfera w klubie również taka była. Pomyślałem wtedy, że drużyna taka jak Trefl, która nie miała zbyt wiele doświadczenia i sporo musiała zbudować od nowa będzie dobrym miejscem dla zawodnika, który miał już za sobą tak długą i bogatą karierę. Podpisanie kontraktu z Piotrkiem było jednym z najważniejszych kroków gdańskiego zespołu na drodze do czołówki PlusLigi, ponieważ dzięki niemu drużyna stała się silniejsza. Abstrahując od wyniku w tym sezonie, to przy rozmowach z managerami wychodzi to, że wiedzą, że Trefl jest świetnym miejscem do rozwoju oraz że klub stał się dobrą i stabilną marką w PlusLidze. Wcześniej tak nie było. Dając swoją energię, Piotrek pracował na to, by los gdańskiego klubu się odmienił. Jesteśmy mu za to wdzięczni.

Co zapamięta pan najbardziej z waszej współpracy?

- To, że był niezwykle pracowity mimo tego, ostatni sezon nie był dla niego najłatwiejszy. Zaczął myśleć o zakończeniu kariery, co odrobinę przełożyło na się na koncentrację na boisku, ale to jest najzupełniej normalne. Pamiętam, jak sam powoli dochodziłem do wniosku, że muszę zawiesić przysłowiowe buty na kołku i zająć się czymś innym - te rozważania wpływały na wszystko, co robiłem. Nie zmienia to faktu, że pierwsze dwa sezony Piotrka były wspaniałe zarówno pod względem techniki, jak i "team spiritu".

To jest człowiek, którego wszyscy uwielbiają i opinie ludzi na jego temat są chyba jego najlepszą reklamą. Nasz ostatni mecz był niezwykły. Wszyscy czekaliśmy tylko na jego koniec, żeby wspólnie w czasie imprezy uczcić jego karierę! Chcieliśmy razem spędzić czas, całą noc się bawić i wspominać nasze najlepsze momenty.

Wiele jednak jeszcze przed panem. Podpisał pan kontrakt na kolejne lata współpracy z Lotosem Treflem chociaż mówił mi pan, że miał inne bardzo interesujące oferty.

- Otrzymałem dwie duże propozycje płynące z drużyn narodowych poza Europą - mam na myśli Iran i Chiny. Mentalność Persów jest zupełnie inna niż pozostałych drużyn. Mają dziwną osobowość i nie wiem, czy jako trener byłbym w stanie wpisać się w ich charakter. Oferta z Chin przyszła troszeczkę za późno. Rozmowy zaczęły się w listopadzie, a władze odwiedziły mnie dopiero w marcu. Po spotkaniu od razu chciano podpisać kontrakt, ale musiałem ich przeprosić i odmówić, ponieważ lista graczy, którą mi przestawili nic mi praktycznie nie mówiła. Bardzo poważnie i profesjonalnie traktuję moją pracę, więc nie chciałem podchodzić do tak poważnego projektu pochopnie i bez wcześniejszego przygotowania się. Powiedziałem, że jeśli w przyszłości będą chcieli nawiązać ze mną współpracę, to powinni przyjechać od razu w listopadzie i wtedy podpisać stosowne dokumenty, tym samym wcześniej rozpoczynając rozważania nad przyszłością zespołu.

Zostanie w Treflu było łatwą decyzją. Władze dały mi czas do namysłu i wizję bardzo interesujących kolejnych sezonów. Emocjonalnie czułem, że jest to właściwy wybór i nie mogę się doczekać, żeby w Gdańsku zbudować jeszcze więcej niż dotychczas.

Jak bardzo skład się zmieni? Można oczekiwać choćby powrotu Mateusza Czunkiewicza za Piotra Gacka?

- Mamy wiele pomysłów, ale na razie są one w trakcie realizacji i dla ich dobra lepiej o nich nie mówić. Obecnie prowadzimy rozmowy z graczami, którzy grali u nas w tym sezonie i dopiero zaczynamy spotkania z tymi, których chcielibyśmy do siebie sprowadzić. Za około dwa tygodnie będę w stanie zdradzić więcej.

Michał Winiarski skończył karierę w wieku 33 lat z powodu ciągnących się problemów zdrowotnych. Jakiś czas temu dużo mówiło się o tym, że pański podopieczny, Mateusz Mika, zawiesi na sezon karierę reprezentacyjną. Zrozumiała to dla pana decyzja?

- Nie chcę za bardzo o tym mówić, ponieważ wiem, jak to jest być trenerem reprezentacji i przyjaźnię się z Ferdinando De Giorgim. Jestem też szkoleniowcem Mateusza Miki i wiem, że wszystko w tej sprawie między nimi zostało już powiedziane. Nie skomentuję jego decyzji, ale jasne jest dla mnie to, że przyjmujący, o którym mówimy, jest w złym stanie zdrowia. W ostatnim sezonie nie grał za wiele. Przez to, że brał udział w każdym reprezentacyjnym i klubowym turnieju, nie miał ani chwili odpoczynku. Kiedy jego zdrowie w listopadzie nieco się poprawiło, to przydarzył mu się kolejny uraz, przez co stracił swoją niedawno odzyskaną moc. Nie moim zadaniem jest jednak ocenianie jakichkolwiek ich decyzji. Cokolwiek dany gracz postanowi, to zawsze należy go wspierać i to też będę robił.

Przypadek Winiara jest dokładnie taki, jak pani opisała. Był cennym zawodnikiem dla kadry, ale nie zawsze w niej grał, co było głównie spowodowane przez jego problemy zdrowotne. Czasami przytłaczają one tak bardzo, że są nie do przeskoczenia. Przez ostatnie dwa lata spędził mało czasu na parkiecie i wydaje mi się, że bardzo ciężko było mu nie grać tak, jak oczekiwał. Nie dziwię się więc, że zaczął myśleć o realizacji innego planu na życie. Mam nadzieję, że tak świetny zawodnik, jak Winiar zostanie w Skrze, będzie szkolił lub pracował w siatkówce.

Co więc będzie chciał pan zmienić w stosunku do poprzednich lat współpracy z Treflem, by w kolejnym sezonie było lepiej?

- Okres przygotowawczy z drużyną chcę zacząć wcześniej - sezon 2016/2017 się skończył, ale powinniśmy od razu zająć się kolejnym. Trzy lata pracy w Treflu dają mi pewną perspektywę odnośnie do tego, co powinienem zmienić i jak działać, by było lepiej. W głowie mam wiele świeżych pomysłów. Zamierzam jeszcze bardziej troszczyć się o zespół, sztab szkoleniowy i cały klub. Przed nami trudny okres, ponieważ musimy w nim szybko odbudować zespół, stworzyć nowy, lepszy system pracy, ale jestem pełen optymizmu i nie mogę się tego doczekać.

Kolejny sezon to siódmy rok pana pracy z polską siatkówką. Wierzy pan, że będzie to "szczęśliwa siódemka"?

- Nie wierzę w liczby, ale mam nadzieję, że tak będzie! Przed sezonem 2016/2017 wiedziałem, że nie będzie łatwo, bo nie do końca byliśmy w stanie zbudować stabilną drużynę, więc teraz jestem pewny, że w kolejnych rozgrywkach zaprezentujemy się o wiele lepiej. Postaramy się podpisać umowy z bardzo interesującymi graczami, choć nie nastawiam się, że naszym obowiązkiem będzie dostanie się do najlepszej trójki sezonu. Chcę zbudować team, który nie przegra 14 meczów w rundzie zasadniczej. Pragnę walczyć co najmniej o czołową szóstkę i liczę na to, że władze PlusLigi zmienią zasady play-off tak, by właśnie sześć drużyn mogło grać o medale. To sprawi, że ekipy podobne do tej z Olsztyna nie będą postawione w sytuacji bez wyjścia, jeśli nie dostaną się do czwórki przez punkt czy dwa straty.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA