Siatkówka. Finały Ligi Mistrzów nie dla polskich drużyn. Czy trzeba bić na alarm?

Spotkania play-off Ligi Mistrzów nie były szczęśliwe dla polskich zespołów. Zarówno ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, Asseco Resovia Rzeszów, jak i PGE Skra Bełchatów odpadły z dalszej rywalizacji. Czy świadczy to o słabości polskiej ligi na tle rozgrywek europejskich? - Podniesie się larum, że nasza klubowa siatkówka ma się bardzo źle. Aż tak bym tego nie oceniał - mówi Tomasz Swędrowski, komentator siatkówki

W pierwszej fazie play-off Ligi Mistrzów ZAKSA mierzyła się z Biełogorie Biełgorod, Resovia Rzeszów z Azimut Modeną, a Skra z Cucine Lube Civitanova. Mistrzowie Polski dwukrotnie przegrali 1:3, rzeszowianie 2:3 i 1:3, natomiast bełchatowianie w pierwszym meczu ponieśli porażkę 1:3, a w drugim odnieśli nie dające awansu zwycięstwo w tie-breaku. To sprawiło, że sezon 2016/2017 jest najgorszym dla polskiej klubowej siatkówki od 2008/2009, kiedy po raz ostatni nie było krajowego przedstawiciela w Final Four LM. Wyniki te dla wielu będą podstawą do rozpoczęcia dyskusji o kryzysie w polskiej siatkówce.

Trudna droga polskich zespołów w LM

Już faza grupowa polskim ekipom poszła "w kratkę". Co prawda ZAKSA wygrała grupę A, ale zarówno Skra, jak i Resovia miały sporo problemów z uzyskaniem awansu. Wicemistrzowie kraju do play-off dostali się po ostatnim wygranym meczu z Duklą Liberec (awans z 3. miejsca), natomiast bełchatowianie pokonując w 6. kolejce SCM Un. Craiovą 3:0.

Późniejsze losowanie nie było łaskawe dla żadnej z drużyn. Dla kędzierzynian nagrodą za wygranie grupy było mierzenie się z czołowym zespołem ligi rosyjskiej. Los nie oszczędził również Skry, która została zestawiona z dwukrotnym triumfatorem meczów z Resovią w fazie grupowej. Teoretycznie najłatwiejsze zadanie mieli podopieczni Andrzeja Kowala, bo nierówno grający mistrzowie Włoch mieli być dla nich do pokonania.

- Stawiałem na ZAKSĘ w czwórce, a jak się okazało, pomyliłem się. Drobnym usprawiedliwieniem może być włosko-rosyjska fatalna droga, którą miały nasze zespoły do Final Four Ligi Mistrzów. Może warto się zastanowić, czy opłaca się zajmować pierwsze miejsce w fazie grupowej? Nie wiem, na jakich zasadach odbywało się w tym roku losowanie play-off europejskich rozgrywek. Nie chcę tworzyć teorii spiskowych, ale nie mogę pogodzić się z tym, że kędzierzynianie tak imponująco grali w pierwszym etapie europejskich pucharów, a później trafili na tak trudnego przeciwnika. To się chyba nie powinno zdarzyć - powiedział mistrz Polski z 1982 roku, dziś komentator Tomasz Swędrowski. - Nie mieliśmy szczęścia do losowania. Jest to duży zbieg okoliczności. Wygraliśmy grupę, a zespół pokroju drużyny z Berlina miał teoretyczne większe szanse na awans przy słabszej grze - podkreślił były reprezentant Polski, Łukasz Kadziewicz.

Kontuzje nie ułatwiły zadania

W drugim meczu Resovia wystąpiła bez doświadczonego libero Damiana Wojtaszka, zastępując go siatkarzem-juniorem, Mateuszem Masłowskim (grał na 42 procentach dokładności przyjęcia). W pojedynku nie wystąpił również reprezentacyjny środkowy Piotr Nowakowski. Grali za to Marcin Możdzonek (5 punktów), Bartłomiej Lemański (7) oraz Dawid Dryja (1). Ich zdobycze punktowe może nie były imponujące, ale usprawiedliwione tym, że atakowali tylko 12 razy.

Sytuacja w ZAKSIE była jasna od dłuższego czasu. Grający bez kontuzjowanego Kevina Tillie mistrzowie Polski zastępowali go duetem Rafał Buszek-Kamil Semeniuk. - O ile w Polsce ZAKSA poradzi sobie bez Kevina Tillie, to na arenie międzynarodowej mówiłem, że będzie trudno. Nie wiem, jakby się to wszystko ułożyło z francuskim rozgrywającym, ale na pewno jego koledzy czuliby się pewniej, ponieważ ich cała gra była ustawiona pod niego. Nic nie mam jednak do Rafała Buszka, ponieważ zrobił, co mógł. To jest chłopak, który po prostu gra na takim poziomie - dodał Tomasz Swędrowski. Podobnego zdania był Łukasz Kadziewicz. - Nie biłbym na alarm. Jeśli chodzi o ZAKSĘ, to zagrała słabszy pierwszy mecz i dobry drugi. Z kędzierzyńskiej drużyny wypadło najważniejsze ogniwo, tak zwany człowiek od "czarnej roboty", czyli Kevin Tillie, więc jest to jakieś usprawiedliwienie. Przegrała z jednym z lepszych zespołów czołowej na świcie ligi rosyjskiej i naprawdę zaprezentowała się nieźle. Niewiele brakowało jej, żeby przejść do kolejnej fazy. Jako kibic jestem usatysfakcjonowany - podsumował były zawodnik.

Czy wina leży w specyfice polskiej ligi?

30 meczów rundy zasadniczej + faza play-off mistrzostw Polski, do tego walka w krajowym Pucharze oraz zmagania na europejskich boiskach - wielu zadaje sobie pytanie, czy to nie za wiele, jak na jeden sezon. Winą za słabsze wyniki polskich zespołów w Lidze Mistrzów obarcza się zbyt dużą liczbę drużyn w PlusLidze i to, że kandydaci do medali muszą tracić siły na przeciwników z niższej półki klasowej i finansowej. Nie można zaprzeczyć, że momentami polska liga przez takie spotkania nie zyskuje na atrakcyjności, ale czy zmęczenie dużą ilością grania może powodować słabsze rezultaty w najważniejszym momencie sezonu? - Takie drużyny jak ZAKSA, Resovia czy Skra doskonale zdają sobie sprawę z tego, ile meczów przyjdzie im zagrać i ich składy budowane są nie tylko na PlusLigę, ale także na europejskie puchary. Zmęczeniem czy osłabieniem mógłby się tłumaczyć zespół operujący mniejszym budżetem, mający siedmiu lub dziewięciu grających zawodników. Pamiętajmy, to są zawodowcy - wiedzą, jak się regenerować i o co grać. Nie przegrali tego niedomaganiem fizycznym, ale sportowo - stwierdził Tomasz Swędrowski.

Kiedy powrót do zdobywania medali?

Współczesna historia europejskiej siatkówki pokazuje, że nie ma "kryzysów", z których nie można wyjść. Final Four sezonów 2003/2004, 2004/2005 i 2013/2014 obyło się bez przedstawiciela ligi włoskiej, 2000/2001 i 2001/2002 bez rosyjskiej. Większym zmartwieniem powinno być to, że nawet jeśli polska drużyna znalazła się w gronie najlepszej czwórki Ligi Mistrzów, to od 1978 roku sukcesu Płomienia Milowice nie powtórzyła. - Najbardziej swoją grą przekonywała mnie Skra z 2012 roku. Niektórzy przekreślali ją ze względu, że była organizatorem Final Four w Łodzi, ale ja bym tego nie robił. Podobna ekipą wydawała mi się ZAKSA i jej porażka z Biełogorie Biełgorod też tego nie zmieni. Gra najrówniejszą i najładniejszą siatkówkę, a jej wynik w tej edycji europejskich pucharów nie oznacza, że silniejsza nie podniesie się niczym feniks z popiołów w przyszłym sezonie. Na to liczę - zakończył Tomasz Swędrowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.