Siatkówka. Fabian Drzyzga: Resovia ma cholerny potencjał

- Prawidłowością jest to, że wygrywamy z samą górą tabeli. Pokonaliśmy ZAKSĘ, dwa razy zwyciężyliśmy Skrę Bełchatów, ale faktycznie w spotkaniach z niżej notowanymi rywalami czegoś nam brakuje - powiedział po środowym spotkaniu Asseco Resovii Rzeszów rozgrywający wicemistrzów Polski, Fabian Drzyzga.

W 23. kolejce PlusLigi Asseco Resovia Rzeszów na wyjeździe pokonała GKS Katowice. Potrzebowała na to pięciu setów. Choć utrzymała 2. miejsce w tabeli, to za jej plecami z taką samą liczbą punktów są AZS Olsztyn i Jastrzębski Węgiel.

Asseco Resovia Rzeszów jest w tym sezonie jak kot - zawsze spada na cztery łapy?

Fabian Drzyzga: - Faktycznie, Resovia jest w tym sezonie jak kot. Mam nadzieję, że ciągle tacy będziemy aż spadniemy na mistrzostwo Polski. Jak pokazał mecz z GKS-em Katowice, w którym mieliśmy całe mnóstwo szczęścia, będzie to jednak bardzo trudne. Wola walki i poświęcenie na boisku przyniosły efekty w postaci zwycięstwa, choć generalnie pojedynek z naszej strony nie był dobry. Drużyna z Katowic zagrała za to niezłe spotkanie, więc i tak cieszę się, że ze Śląska wywozimy dwa punkty.

Na ile jest pan zadowolony z tego, co w meczu z katowiczanami działo się po waszej stronie na boisku?

- Nie chciałbym tego oceniać. My jesteśmy tylko od tego, żeby zasuwać, dawać z siebie wszystko na boisku i walczyć, więc cieszę się, że w pojedynku z GKS-em to właśnie pokazaliśmy. W środowym spotkaniu pojawiły się gorsze momenty naszej gry, ale takie właśnie są spotkania w PlusLidze. To jest prawdziwe oblicze siatkówki i jeśli dostanie się lewy sierpowy, to trzeba go wytrzymać, wstać i bić się dalej.

Dużo w takim razie takich lewych sierpowych dostaliście, bo nie jest to pierwszy mecz z teoretycznie słabszym rywalem, w którym wygrywacie dopiero w końcówce. To oznacza, że dla Resovii nie ma w tym sezonie łatwych przeciwników?

- Prawidłowością jest to, że wygrywamy z samą górą tabeli. Pokonaliśmy ZAKSĘ, dwa razy zwyciężyliśmy Skrę Bełchatów, ale faktycznie w spotkaniach z niżej notowanymi rywalami czegoś nam brakuje. Nie wiem jednak, co to jest.

W rozgrywkach de facto nie ma słabych ekip poza dwoma, trzema, które odstają od reszty. W żadnym z zespołów nie występują również zawodnicy z łapanki, ale zawsze to są gracze doświadczeni i z potencjałem. Świetnie to widać na przykładzie naszego ostatniego rywala. Piotr Gruszka poukładał zespół GKS-u Katowice i pokazał, że jego drużyna ma papiery na wygrywanie.

Nie jest łatwo i każda ekipa czasem gra w kratkę - raz lepiej, raz gorzej. I tak wydaje mi się, że u nas jest większa stabilizacja niż w przypadku pozostałych zespołów. W trudnych momentach ważna jest świadomość, że te teoretycznie słabsze zespoły również po coś trenują - na pewno nie po to, by poddać się przed meczem z wicemistrzem Polski, ale żeby walczyć z nastawieniem, że co zdobędą, to ich. Grają bez presji i tym często wygrywają.

Czy byłby pan w stanie wymienić jedno konkretne spotkanie, które udowodniło, że Resovia w tym sezonie zdała siatkarski egzamin dojrzałości?

- Mogę jedynie powiedzieć, że w naszej drużynie jest potencjał, a największym problemem jest pewność siebie. Mieliśmy passę kilkunastu zwycięstw z rzędu, później zdarzyły się dwie porażki i pewność siebie uciekła. Nie zmienia to faktu, że nasz skład jest bardzo szeroki, grają wszyscy zawodnicy, więc logika gry na pewno jest inaczej rozłożona, niż w pozostałych drużynach i to też należy rozumieć.

Bardzo szeroki skład to zawsze jest zaleta?

- To się okaże na koniec sezonu. To jasne, że niebagatelnym czynnikiem dla drużyny jest stabilność składu. Niemniej jednak od kiedy ja jestem w klubie z Rzeszowa, to zawsze drużyna była budowana na takich zasadach, na których stworzona jest teraz. Były gorsze sezony i mecze, ale zdarzały się również kapitalne rozgrywki, więc moim zdaniem w tym przypadku nie ma złotego środka. Rzeszowski zespół ma cholerny potencjał, który pokazał w meczach z najlepszymi w lidze. Oczywiście, pojawiają się wpadki, ale tak dzieje się w przypadku każdej drużyny.

Meczem-kluczem tego sezonu Resovii wydają się dotkliwie przegrane spotkania z Lube. Co od tego czasu zmieniło się w waszej grze?

- Po meczach z Lube za wszelką cenę trzeba było je wymazać z pamięci, żeby nie siedziały w głowie. Tylko to było zrobione, bo mimo tych porażek wiedzieliśmy, że umiemy grać w siatkówkę - zarówno indywidualnie, jak i jako zespół. Tak, przegraliśmy wtedy bardzo wyraźnie, ale po rozgrywkach ligi włoskiej widać, że nawet teoretycznie mocniejsze zespoły niż nasz miały z tą drużyną olbrzymie problemy. Nie zapominajmy o tym.

Czyli takie wpadki, jak tamta, nie deprecjonują tego, że Resovia jest w stanie w tym sezonie sięgnąć po wszystko, co sobie w tym sezonie zakładała?

- Oczywiście, że nie. To tak jakbyśmy powiedzieli, że Skra po dwóch porażkach z nami w regularnym sezonie nie ma już szans na nic. To nie jest tak. W siatkówce każdy dzień i etap sezonu jest inny, więc nie pozostaje nic innego, jak ciężko pracować. Zdarzają nam się lepsze mecze, gorsza forma, czy też mniej lub więcej szczęścia. Mimo tego wierzę, że mój zespół zdobędzie mistrzostwo Polski, awansuje do Final Four Ligi Mistrzów, a takie mecze, jak z GKS-em będą go budować, bo walczenie z samym sobą dużo więcej daje, niż gładkie 3:0.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.