Największym zaskoczeniem 20. kolejki PlusLigi była porażka PGE Skry Bełchatów z ONICO AZS-em Politechnika Warszawska. W zespole Jakuba Bednaruka zabrakło Pawła Zagumnego, którego zastąpił Jan Firlej. Nie było straty w jakości, wręcz przeciwnie - gospodarze popełniali mniej błędów w ataku (1:8 bełchatowian), a młody rozgrywający radził sobie mimo słabszego przyjęcia jego zespołu (46 do 52 procent dokładności).
- Nie tak sobie wyobrażaliśmy to spotkanie. Nie przyjechaliśmy, aby przegrać. Wyszliśmy na mecz z chęcią zdobycia trzech punktów, ale stało się inaczej. Tak być nie może - powiedział libero Skry, Kacper Piechocki, który powrócił do gry po miesięcznej przerwie spowodowanej kłopotami zdrowotnymi.
W meczu z warszawianami na pozycji atakującego Bartosz Kurek (48 procent dokładności ataków, 16 punktów) zastąpił Mariusza Wlazłego, pojawiającego się wyłącznie zadaniowo. Mimo wszystko nie był to zły pojedynek Skry - indywidualnie mogła martwić jedynie postawa powracającego po urazie Artura Szalpuka, który dokładnie przyjmował jedną na pięć piłek i w ataku zdobył 3 punkty (38 procent skuteczności).
Przez porażkę Skra spadła na 4. miejsce tabeli PlusLigi i ma tyle samo punktów, co piąty Indykpol AZS (44).
Bardzo blisko niespodzianki było w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie ZAKSA podejmowała Cerrad Czarnych Radom. Po pierwszym przegranym secie mistrzowie Polski na przewagi wygrali kolejny. Choć później goście prowadzili już 2:1 w partiach, to gospodarze doprowadzili do tie-breaka, który również wygrali na przewagi (19:17).
- Widać, że nasi rywale w PlusLidze nie śpią. Szczególnie te młode drużyny, sklasyfikowane na miejscach gdzieś w środku tabeli wraz z przebiegiem całego sezonu robią naprawdę duży postęp. Cerrad Czarni Radom to zespół, który bardzo się rozwinął. Bardzo nas cieszy to zwycięstwo. Ten tie-break jest równie ważny i daje tyle samo powodów do radości, co wygrana w pięciu setach z Jastrzębskim Węglem, gdy również wyrwaliśmy rywalom zwycięstwo - skomentował wynik spotkania libero ZAKSY, Paweł Zatorski.
Choć radomianie zyskali mniej punktów po błędach przeciwnika (29:36), to potrafili wykorzystać choćby nieobecność na boisku Kevina Tillie, którego zastąpili Kamil Semeniuk i Rafał Buszek. Młodszy z nich zdobył tylko 1 punkt, dokładnie przyjmował jedną na trzy piłki i na siedem prób skończył jeden atak. W piątym secie zmęczenie dało się jednak gościom we znaki - popełnili 11 błędów, co zagwarantowało ZAKSIE zwycięstwo.
Pięciosetowy mecz Resovii z Cuprum także był jednym z największych zaskoczeń 20. kolejki. Choć nie sprawdziło się powiedzenie, że kto przy prowadzeniu 2:0 nie wygrywa 3:0, ten przegrywa spotkanie 2:3, to okazało się, że by zatrzymać rzeszowian wystarczy wzmocnić zagrywkę. Pokazał to Łukasz Kaczmarek, który w trzeciej partii odwrócił losy spotkania pięciokrotnie serwując asy. To właśnie on był najczęściej punktującym zawodnikiem swojego zespołu (26 punktów, 44 procent dokładności, 1 blok) i w parze z Robertem Tahtem (21 punktów) doprowadził Cuprum do tie-breaka.
Sporo gościom dało także pojawienie się na boisku Rafaila Koumentakisa (14 punktów), który w trzecim secie do końca meczu zastępował nieskutecznego Keitha Puparta. Większa dokładność defensywy i ataku (53 do 36 procent; 53 do 39 procent) zadecydowała o losach ostatniego seta - zwycięstwie rzeszowian i ich utrzymaniu 2. miejsca w tabeli.
Espadon Szczecin poprawił swoją sytuację w tabeli dzięki zwycięstwu za trzy punkty z wyżej notowanym zespołem Andrei Anastasiego. Tylko w pierwszym secie beniaminek ligi okazał się słabszy od gdańszczan. Duży udział w jego końcowej wygranej miał wypożyczony z Trefla Bartłomiej Kluth, który zdobył aż 40 punktów w spotkaniu (61 procent dokładności w ataku). Wśród gości brakowało równie skutecznego gracza - najwięcej punktów zdobył Damian Schultz (24).
Po raz pierwszy od dłuższego czasu na boisku na dłużej pokazał się Mateusz Mika i zaprezentował się nieźle - punktował jedenastokrotnie i przyjmował z 42 procentową dokładnością. To było jednak za mało, by pokonać szczecinian, ponieważ ci byli lepsi od rywali zarówno w bloku (9:7), jak i zagrywce (7:5 asów).
Dzięki poniedziałkowej wygranej nad Treflem Espadon ma w tabeli trzy punkty przewagi nad ostatnim AZS-em Częstochowa i tylko dwa straty do 14. Effectora Kielce.
Sporo emocji było również w spotkaniu będzinian z Jastrzębskim Węglem. Zespół Stelio DeRocco zaprezentował się z dobrej strony, w polu serwisowym grając otwartą siatkówkę przez wszystkie cztery sety. Gospodarze starali się wykorzystać nieobecność w zespole Scotta Touzinsky'ego i aż 39 razy zagrywali na Kubańczyka Salvadora Olivę. Ten jednak przy asyście Jasona DeRocco poradził sobie nieźle i przyjmował z 41 procentową dokładnością (punktował przy tym 18 razy). Choć MKS wygrał z rywalami w bloku (10:5), to gorzej spisał się w defensywie (37 procent do 42) i w zagrywce (6:13 asów).
- Myślę, że w szczególności w pierwszym secie była to zacięta walka. To frustrujące kiedy gra przestaje się "kleić" po dwudziestym punkcie, po którym powinieneś dać z siebie wszystko. Przegrana to dla nas zawód, ale są także jej pozytywne aspekty, ponieważ byliśmy zgrani i walczyliśmy z otwartymi umysłami. Osobiście wolę jednak kończyć spotkanie wygraną - skomentował spotkanie rozgrywający MKS-u, Jonah Seif.
Trzy punkty z meczu z będzinianami przy porażce Skry dały Jastrzębskiemu Węglowi awans na 3. miejsce PlusLigi.
Skuteczniejszy blok (11:7), lepsza postawa w ataku (51 procent dokładności do 40) oraz brak Pawła Adamajtisa w składzie - te czynniki pozwoliły AZS-owi Olsztyn wygrać z częstochowianami. Wiele o przebiegu spotkania mówi fakt, że po stronie gospodarzy najczęściej punktował środkowy, Bartosz Buniak (9 punktów).
- W pierwszej partii zagraliśmy bardzo dobrze na zagrywce, ale zwycięstwo wcale nas nie uśpiło. Drużyna z Częstochowy była rozbita od początku do końca. Spodziewaliśmy się takiego spotkania, jakie miało miejsce zarówno w drugiej i trzeciej partii. Nasi rywale ryzykowali w każdym elemencie, a my staraliśmy się grać swoją siatkówkę. W mniejszym bądź większym stopniu realizowaliśmy założenia taktyczne i dzięki temu wygraliśmy za trzy punkty - skomentował mecz w Radiu UWM FM kapitan olsztynian, Paweł Woicki. - Mamy 14 bardzo dobrych zawodników i każdy jest gotowy, aby w danej chwili wejść na boisko i pomóc zespołowi. Możemy cieszyć się, że za każdym razem zmiany przynoszą pozytywny skutek - dodał rozgrywający.
Wciąż bez zwycięstwa pod wodzą nowego trenera Sinana Tanika są siatkarze Effectora Kielce. W 20. kolejce PlusLigi tym razem we własnej hali ulegli GKS-owi Katowice, z którym wygrali w pierwszej rundzie. Jest to 11 porażka z rzędu tego zespołu.
Choć mecz nie stał na najwyższym poziomie, to w podstawowych elementach lepsi byli katowiczanie. Wygrali 43 do 37 procent dokładności w ataku, 41 do 36 procent w przyjęciu, 10:5 w bloku i 7:0 w asach serwisowych. Sportowe szczęście kielczan wyczerpało się w pierwszym secie, bo kolejną partię przegrali 13:25.
- Zacznijmy od tego, że chyba nie wyszliśmy na ten mecz z szatni. Nie wiem dlaczego tak prezentowaliśmy się w pierwszym secie, ale nie byliśmy skoncentrowani na swojej grze i dość łatwo przegraliśmy. Na szczęście w kolejnych dwóch odsłonach graliśmy swoje i to od razu przełożyło się na wynik. W czwartym secie też odskoczyliśmy na parę punktów, ale w końcówce znów było nerwowo - powiedział po meczu atakujący GKS-u, Karol Butryn. Było to czwarte zwycięstwo z rzędu katowiczan. - Taka seria dodaje pewności siebie, tym bardziej, że mamy teraz kilka trudnych spotkań. Zaczynamy od MKS-u Będzin, z którym również chcemy wygrać. Później czeka nas mecz w Kędzierzynie-Koźlu. Nie będziemy mieli nic do stracenia i pragniemy pokazać się z jak najlepszej strony - dodał zawodnik.
Emocje w dole tabeli zapewnił mecz pomiędzy BBTS-em Bielsko-Biała a Łuczniczką Bydgoszcz. 13. i 12. drużyna PlusLigi rozegrały pięciosetowy pojedynek, w którym zwyciężyli goście.
- W spotkaniu z BBTS-em mieliśmy wiele trudnych momentów, ale cały zespół swoją determinacją sprawił, że rywalizację rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść i przywieźliśmy do Bydgoszczy dwa punkty. W naszym przypadku każdy zdobyty punkt ma szczególną wartość. Będziemy walczyć, aby na naszym koncie było ich jeszcze więcej - powiedział po meczu atakujący Łuczniczki, Bartosz Filipiak.
Zawodnik ten wszedł na boisko pod koniec pierwszej partii, zastępując Marcela Gromadowskiego . W sumie zdobył osiemnaście punktów i już drugą nagrodę MVP w meczu z bielszczanami w tym sezonie. - Na pewno każde zwycięstwo buduje pewność siebie. Przez to gra się nieco łatwiej w kolejnych spotkaniach. Sama nagroda oczywiście jest miła, ale najbardziej i tak cieszy wygrana całego zespołu - dodał. Była to trzecia porażka z rzędu BBTS-u. Kibiców bielskiej drużyny cieszyć może jednak powrót do lepszej dyspozycji Bartosza Janeczka, który z 55 procentową dokładnością punktował 23 razy, a także środkowego Bartłomieja Grzechnika (14 punktów, 64 procent skuteczności, 5 bloków).