Hit kolejki, czyli mecz pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a PGE Skrą Bełchatów, miał przynieść odpowiedź na pytanie, w jak dużym kryzysie jest zespół Andrzeja Kowala. Choć w pierwszym secie wydawało się, że lepsza skuteczność gości w polu serwisowym (3 asy) i ich pewniejszy atak (50 do 39 procent rzeszowian) wpłynęły na pewność siebie gospodarzy, to Gavin Schmitt (25 punktów w meczu) dał swojemu zespołowi argumenty do pokonywania bełchatowian w kolejnych partiach. Pod koniec spotkania Resovia miała na swoim koncie 10 punktów zdobytych bezpośrednio z zagrywki. - Ta porażka boli mniej niż ewentualna przegrana w Bełchatowie. Pierwsze partie pojedynku graliśmy bardzo dobrze, ale pod koniec trzeciego seta przegraliśmy kilka ważnych punktów i później było nam ciężko. Rywale zaczęli prezentować się lepiej, a nasza gra się pogubiła - skomentował mecz w Rzeszowie przyjmujący Skry, Nikołaj Penczew. Po tym spotkaniu bełchatowianie spadli na 3. miejsce w tabeli, zamieniając się miejscami z Resovią.
Istotne ze względu na układ sił w tabeli było również starcie lidera rozgrywek z ostatnio nieźle spisującym się Lotosem Treflem Gdańsk. Wynik starcia był jednak rozczarowujący - tylko w pierwszym secie goście byli w stanie dorównać rywalom, a dwa kolejne wyraźnie przegrali. W przyjęciu mistrzowie Polski odnotowali 51 procent dokładności (w tym 71 Sama Deroo), natomiast ich rywale tylko 36 procent. Atak to 55 do 48 procent, blok 7:3, zagrywka - 10 do 2 asów. ZAKSA zaprezentowała się jako zespół kompletny, przygotowany na różne warianty gry przeciwnika, natomiast w drużynie Andrei Anastasiego brakowało wsparcia w defensywie za słabiej spisującego się Bartosza Pietruczuka. W tabeli kędzierzynianie utrzymali przewagę nad rywalami, natomiast gdańszczanie znajdują się dopiero na 8. miejscu z 33 punktami.
Choć zespół ze Szczecina zapowiadał, że do Warszawy pojedzie po trzy punkty, to plany beniaminka szybko zostały zweryfikowane. Dla siatkarzy ze stolicy było to cenne zwycięstwo - pierwsze odniesione we własnej hali od prawie dwóch miesięcy. Największą różnicą był blok, w którym gospodarze wygrali 14:2. -Nie wierzę w zabobony, ale kiedy ubierałem się na mecz, pomyślałem, że muszę coś zmienić. Zmieniłem więc zegarek, który miałem na ręce na każdym dotychczasowym spotkaniu w hali COS Torwar. Nowy przyniósł mi szczęście, zostaje więc ze mną na kolejne ligowe potyczki - powiedział po sobotniej wygranej trener AZS-u, Jakub Bednaruk. - Nie "sprzedaliśmy" dziś nic z naszych obecnych możliwości. Wielka szkoda - ocenił szkoleniowiec beniaminka, Michał Mieszko Gogol.
Mecz pomiędzy BBTS-em Bielsko-Biała a Jastrzębskim Węglem zakończył zmagania 18. kolejki. Był to pojedynek nierówny - początkowo na prowadzeniu byli bielszczanie, by od drugiego seta oddać wynik w ręce gości. Mocno rotowany skład gospodarzy momentami gubił się w akcjach, co jego rywale wykorzystali poprzez większe ryzyko w zagrywce oraz skuteczniejszy atak (52 procent jastrzębian do 40 BBTS-u). Indywidualny pojedynek pomiędzy Bartłomiejem Grzechnikiem a Damianem Boruchem był jednym z ciekawszych w meczu. Młodszy ze środkowych zdobył 9 punktów w tym aż 5 z bloku, natomiast zawodnik Jastrzębskiego Węgla atakował z 83 procentową dokładnością (11 punktów) i sześciokrotnie zablokował rywali.
Po zwycięstwie z Łuczniczką Bydgoszcz AZS Olsztyn jest coraz bliższy 4. miejsca w tabeli. Z dorobkiem 41 punktów ustępuje jastrzębianom o jeden, zachowując trzy przewagi nad Cuprum. W meczu z zespołem Piotra Makowskiego stracił tylko set. - Zaczęliśmy źle trzecią partię, przez co trudniej było nam później odrobić straty. Nasi rywale złapali wiatr w żagle i wygrali to rozdanie. W czwartej odsłonie walka toczyła się punkt za punkt. Choć w paru akcjach zdarzały nam się błędy, to najważniejszy jest efekt końcowy - przyznał środkowy AZS-u, Miłosz Zniszczoł. - Chcemy grać po prostu dobrą siatkówkę, bawić naszych kibiców, cieszyć się swoim towarzystwem na boisku. Bardzo dobrze się razem czujemy. Myślę, że dobrą atmosferę z treningów z szatni przekładamy na mecze i właśnie z tego jesteśmy bardzo zadowoleni. Przy tym fajnie jest też wygrywać i czujemy, że możemy coś ugrać w tym sezonie i chcemy o to walczyć - powiedział po spotkaniu kapitan olsztynian, Paweł Woicki.
Wynik pierwszego meczu 18. kolejki PlusLigi był zaskoczeniem. 11. w tabeli MKS Będzin podejmował 6. Cuprum Lubin i pokonał zespół Gheorghe Cretu w pięciu setach. - Zagraliśmy dobrze jako drużyna i to zaprocentowało - powiedział MVP spotkania, Krzysztof Rejno. - To był twardy mecz. Finalny wynik cieszy, choć delikatnie boli to, że nie udało się wygrać za trzy punkty - dodał kapitan drużyny z Zagłębia, Artur Ratajczak. Nie w każdym z setów na parkiecie pojawiał się dotychczasowy rozgrywający reprezentacji Polski, Grzegorz Łomacz. Partię numer dwa oglądał z ławki, a w trzeciej pojawił się tylko rotacyjnie. Jego zmiennik, Maciej Gorzkiewicz, nie wpłynął na stabilizację gry po stronie lubinian. Goście przegrali głównie w bloku, w którym ustąpili rywalom 9:22. W drużynie będzinian w tym elemencie najlepiej zaprezentowali się wspomniani Rejno (8 bloków) oraz Ratajczak (5). Dobre spotkanie rozegrali również Rafael Araujo (25 punktów, prawie 50 procent skuteczności) oraz Łukasz Kaczmarek (29, 46 procent).
Dużo kłopotów w pojedynku z AZS-em Częstochowa mieli siatkarze GKS-u Katowice. Największym atutem gości, który zadecydował o ich zwycięstwie, była mniejsza liczba błędów własnych - popełnili ich 27 przy 36 gospodarzy. Po ich stronie grał również najskuteczniejszy atakujący, Karol Butryn, który zdobył 25 punktów, kończąc połowę ze skierowanych do niego piłek. - Pierwszy set zagraliśmy naprawdę dobrze. Funkcjonowało wszystko: zagrywka, blok, obrona. W każdej akcji byliśmy agresywni i to przełożyło się na wysokie zwycięstwo. Rywale byli chyba zaskoczeni naszą postawą - przyznał kapitan GKS-u, Marco Falaschi. - Wkrótce jednak pojawiły się błędy w przyjęciu, dwa razy źle zaatakowaliśmy i rywale nas doszli. Taka jest siatkówka. Gospodarze zaczęli grać dobrze zagrywką, my zatraciliśmy naszą pewność i mecz się wyrównał - dodał włoski rozgrywający. Dzięki zwycięstwu katowiczanie utrzymali 9. pozycję w tabeli, którą AZS zamyka.
Pomimo zmiany trenera 18. kolejka PlusLigi przyniosła kolejną porażkę Effectora Kielce. Zespół Sinana Tanika tylko w pierwszym secie był w stanie grać wyrównanie z przeciwnikami; w dwóch ostatnich partiach radomianie w pełni kontrolowali wynik. - Trudno powiedzieć co się dzieje z naszą grą. Pierwszy set wyglądał całkiem nieźle. Od drugiego seta wszystko się załamało. Jest mi strasznie szkoda tego meczu, bo mogliśmy ugrać więcej. Zagraliśmy bardzo słabo - skomentował rozgrywający kielczan, Marcin Komenda. - Nie spodziewaliśmy się, że to się skończy tak szybko, w trzech setach. Popełniliśmy za dużo błędów, a radomianie zagrali dobry mecz. Zaprezentowali się znacznie lepiej na zagrywce i w obronie - dodał środkowy Effectora, Jędrzej Maćkowiak. Dzięki porażce BBTS-u zespół trenera Tanika utrzymał jednak 12. pozycję w tabeli. Czarni z 33 punktami zajmują 7. miejsce, wyprzedzając Lotos Trefl Gdańsk.