Polski przesyt siatkówką. Będzie mniejsza liga?

Kluby PlusLigi narzekają na małe zainteresowanie meczami. Mecze, podczas których trybuny się wypełniają, są rzadkością. - Powiększenie rozgrywek wychodzi nam bokiem - narzekają trenerzy i działacze.

W niedzielę w Łodzi padł rekord Europy w liczbie widzów na ligowym meczu siatkarzy. Pojedynek dwóch najlepszych drużyn ostatnich lat - PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów - obejrzało blisko 12,5 tys. ludzi. Gdyby w Atlas Arenie było jeszcze więcej miejsc, zapewne pobity zostałby rekord świata, który należy do Brazylijczyków. Finał ubiegłego sezonu między Sadą Cruzeiro a Sesi-SP Sao Paulo zgromadził na trybunach ok. 14 tys. fanów.

Wszystkim spada

Takie zainteresowanie jest jednak wyjątkiem. Zdecydowana większość klubów narzeka na frekwencję. Gorzej jest w Warszawie, Kędzierzynie-Koźlu, Jastrzębiu-Zdroju czy Bielsku-Białej. Nawet w Bydgoszczy trudno przyciągnąć więcej niż 2 tys. ludzi, choć Transfer jest jedną z rewelacji sezonu. Wyjątkiem był mecz z PGE Skrą, który obejrzało ponad 6 tys. fanów. Tyle że większość kibicowała mistrzom Polski.

- Myślałem, że będzie większy boom na siatkówkę po zdobyciu przez Polaków mistrzostwa świata. Kompletnie tego jednak nie widać. Na trybunach nie tylko nie ma więcej ludzi, ale wydaje mi się, że przychodzi ich nawet mniej niż przed rokiem. Może to szaleństwo potrwało przez tydzień i bardzo szybko się skończyło? - powiedział PAP Michal Masny z Jastrzębskiego Węgla. Tamtejsza hala ma 3 tys. miejsc, jednak w tym sezonie ani razu się nie zapełniła. Nawet na spotkaniach z PGE Skrą i Zaksą Kędzierzyn-Koźle, choć do kompletu brakowało niewiele.

Zaszkodziło powiększenie rozgrywek

- Liczyłem, że po mundialu pojawią się nowi kibice. Tacy, których na mecze przyciągnie sukces. Tak się jednak nie stało - opowiada Jakub Bednaruk, trener AZS Politechniki Warszawskiej. Mało tego, nawet część najwierniejszych fanów odsunęła się od siatkówki. Dlaczego? Najbliższa prawdy jest teoria, że polskiej siatkówce zaszkodziło powiększenie rozgrywek. Z powodu mistrzostw świata sezon zaczął się później, a do rozegrania jest więcej spotkań. Dlatego drużyny muszą wychodzić na boisko dwa razy w tygodniu. Przez 58 dni rozegrały 13 spotkań, a najlepsi jeszcze więcej, bowiem występują w europejskich pucharach. - Kiedyś rodzina dwa razy w miesiącu szła na mecz. Teraz musiałaby wyjść przynajmniej cztery razy, a to już dużo wyższe koszty - tłumaczy Sebastian Świderski, trener Zaksy. W Jastrzębskim Węglu narzekają też na późne godziny rozpoczęcia środowych spotkań. Jeden z kibiców pisał na forum, że nie jest w stanie przychodzić w środku tygodnia na wieczorne mecze, które kończą się po godz. 22, ponieważ pracuje w kopalni, a następnego dnia musi wyjść do pracy na godz. 5.

Więcej meczów to także wyższe koszty dla klubów, które w większości muszą płacić za wynajęcie hal. A dochody z biletów nie wzrosły. - Obniżyliśmy ceny do 5 i 10 zł, więc cena nie jest przeszkodą - podkreśla Bednaruk. Dodaje, że w Warszawie najgorsza frekwencja też jest w środy.

Podwojona frekwencja w Gdańsku

Powiększenie PlusLigi nie podniosło jej poziomu, choć akurat Cuprum Lubin, jeden z dwóch beniaminków, spisuje się bardzo dobrze. Na żadnym jego meczu w roli gospodarza nie było mniej niż 2 tys. kibiców, a PGE Skrę i Asseco Resovię przyszło obejrzeć po 3,5 tys. ludzi. Na przeciwnym biegunie jest BBTS Bielsko-Biała, z 600-osobową frekwencją na meczu z Cuprum.

Problemów nie ma w Bełchatowie, Rzeszowie i Gdańsku, co pokazuje, że wartość drużyny ogromnie wpływa na liczbę kibiców. - W sumie nie mamy problemów z zapełnieniem hali, chociaż BBTS czy MKS Będzin wzbudzają mniejsze zainteresowanie - tłumaczy Katarzyna Zięba, rzeczniczka prasowa Asseco Resovii. Wtedy wicelider zaprasza zorganizowane grupy młodzieży, żeby na trybunach nie było pustych miejsc. Świetna postawa Lotosu Trefla Gdańsk pozwoliła niemal na podwojenie frekwencji w porównaniu z poprzednim sezonem. - U nas zainteresowanie też jest większe. Nawet jeśli zostają nam jakieś bilety, to jest ich mniej niż rok temu - opowiada Grzegorz Stawinoga, wiceprezes PGE Skry. Ale w Bełchatowie czy Rzeszowie w składach jest w sumie aż dziewięciu mistrzów świata.

To jednak wyjątki. - To normalne, że jeśli czegoś jest za dużo, ludzie odczuwają przesyt - uważa Świderski. - Chyba naprawdę meczów jest za dużo - wtóruje Bednaruk. Dlatego władze ligi już zastanawiają się nad powrotem do 12-zespołowych rozgrywek. - Dwa najsłabsze kluby najprawdopodobniej pożegnają się z PlusLigą - słyszymy od jednego z prominentnych działaczy. Tym bardziej że w przyszłym sezonie są mistrzostwa Europy i Puchar Świata, więc rozgrywki nie rozpoczną się wcześniej.

10 rzeczy, których możesz nie wiedzieć o cheerleaderkach

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.