Wielki mecz w Pałacu Sportowym. Do czterech setów

- Sytuacja jest trudna, ale nie bez wyjścia - mówi przed meczem z Knack Randstad Roeselare Mariusz Wlazły. Żeby awansować do drugiej rundy play-off Ligi Mistrzów, jego drużyna musi wygrać cztery sety

Siatkarze PGE Skry Bełchatów grają najlepiej w historii klubu. W PlusLidze biją wszystkich rywali, silniejszych niż kiedykolwiek. W Lidze Mistrzów przeszli rundę grupową jak burza, rozbijając Trentino Volley i bardzo niewygodny dla nich VfB Friedrichshafen. Do fazy pucharowej awansowali z najlepszym dorobkiem. W imponującym stylu zdobyli Puchar Polski. Już wydawało się, że nie sposób ich zatrzymać. Okazało się jednak, że są tylko ludźmi, którzy mają prawo do słabszego dnia. Mieli pecha, ponieważ przytrafił się on tydzień temu podczas spotkania w Roeselare. Dlatego zamiast spokojnie czekać na rewanż i myśleć o kolejnym przeciwniku (najprawdopodobniej Zenicie Kazań, który pokonał na wyjeździe ACH Volley Bled 3:0), muszą martwić się o swój los.

Niestety, bzdurne przepisy europejskiej federacji sprawiły, że nawet wygrana 3:0 nie gwarantuje PGE Skrze awansu (w Belgii przegrała 1:3). Po ewentualnym zwycięstwie czekają ją siatkarskie rzuty karne, czyli tzw. złoty set. Pół biedy, gdyby był rozgrywany normalnie, a więc do 25 punktów. Grać trzeba jednak do 15, co nie do końca jest sprawiedliwe. Wystarczy, że przeciwnik będzie miał szczęście i szybko osiągnie przewagę. Tak jak choćby w trzeciej partii sobotniego spotkania PGE Skry z Resovią, kiedy goście przegrali wyraźnie, bo 21:25, ale do drugiej przerwy technicznej prowadzili. Jacek Nawrocki denerwuje się, gdy słyszy rozważania o dodatkowej partii. - Nie wolno myśleć o złotym, srebrnym czy brązowym secie, ale o zwycięstwie - podkreśla. Wcześniej jednak mówił, że wolałby konieczność wygrania 3:0 niż obecne zasady.

W sukcesie mają pomóc Skrze kibice, których w hali przy ul. ks. Skorupki będzie 9 tys. Wczoraj wieczorem w kasach zostało już bardzo mało biletów (dziś można je kupować w hali od godz. 14.30). - Może ten obiekt nie jest tak nowoczesny jak Atlas Arena, ale atmosfera jest w nim niesamowita - uważa Konrad Piechocki, prezes bełchatowskiego klubu. - Nie mieliśmy zastrzeżeń do współpracy z zarządem poprzedniej hali. Jedynym powodem jest właśnie chęć stworzenia takiej atmosfery, jakiej nie ma nigdzie indziej.

Dzięki trybunom, które zaczynają się tuż przy boisku, a poza tym wznoszą się niemal pionowo nad nim, podczas spotkań siatkarzy jest bardzo głośno. Mówią o tym wszyscy gracze PGE Skry. Prawie wszyscy, bo jedynym, który nie miał okazji tego przeżyć, jest Paweł Zatorski. 19-letni libero nigdy nie wystąpił w Pałacu Sportowym. - Ale byłem tam jako kibic - wspomina. - Pamiętam mecz, kiedy Krzysiek Ignaczak grał jako przyjmujący i atakował [w Lidze Światowej z Grecją, jeszcze za czasów Raula Lozano - przyp. red.]. Cieszę się, że sam będę mógł zagrać przed publicznością, która tak pomaga - dodał.

Ale nawet najlepszy i najgłośniejszy doping nie będzie miał znaczenia, gdy drużyna zagra poniżej swoich możliwości. Nawrocki podkreśla, że Roeselare tydzień temu zagrało bardzo dobrze, ale z pewnością potrafi jeszcze lepiej. - To drużyna niewygodna dla wszystkich, przygotowywana przede wszystkim na Ligę Mistrzów - przypomniał. - W spotkaniu z nami i tak popełniła więcej błędów niż zazwyczaj.

Wszyscy w bełchatowskim klubie przyznają, że wpływ na ich słabszą postawę w Belgii miało przemęczenie. Od 29 października, kiedy PGE Skra rozpoczęła sezon (spotkaniem z Fartem w Kielcach), rozegrała już 36 spotkań. Dla przykładu Roeselare miało o pięć mniej, ale zaczęło rozgrywki niemal miesiąc wcześniej (3 października). - Słyszałem narzekania naszych przeciwników, że w sobotę muszą zagrać mecz o Puchar Belgii. Odpowiedziałem, że my mamy coś takiego od kilku miesięcy. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że chłopcy nie mieli praktycznie żadnej przerwy przed sezonem. Po powrocie z reprezentacji od razu zaczęli ligę. Nic dziwnego, że czasami nie potrafią się maksymalnie zmobilizować - podkreśla Nawrocki.

Teraz jednak o motywację mistrzów Polski nie należy się martwić, co widać choćby po ich zachowaniu. Nie raz i nie dwa w tym sezonie pokazali, że potrafią walczyć. Na szczęście wszyscy są zdrowi. - Sytuacja jest trudna, ale nie bez wyjścia - jak zwykle spokojnie zapowiada kapitan PGE Skry.

Według Nawrockiego w rewanżu trzeba zagrać tak jak Roeselare u siebie. - Przede wszystkim uniemożliwić rozgrywającemu kombinacyjną grę. Podstawowym warunkiem jest jednak lepsza zagrywka. - W Belgii nie była taka, do jakiej się przyzwyczailiśmy. Przeciwnicy przyjmowali piłkę swobodnie i mogli nas rozrzucić w bloku - przypomina Wlazły. Trener chciałby, by drużyna serwowała przynajmniej tak jak z Resovią. Bełchatowianie popełnili w tym pojedynku aż 20 błędów, ale zdobyli bezpośrednio 10 punktów. - A 16-krotnie piłka wracała na naszą stronę bez ataku. Tym dziwniejsze jest to, co słyszałem podczas transmisji [Nawrocki przyznał, że specjalnie oglądał powtórkę - przyp. red.], że graliśmy bardzo słabo. Jeśli taka postawa ma się powtórzyć z Roeselare, to jestem za - stwierdził.

Podczas meczu zostanie zaprezentowany nowy nieoficjalny hymn klubu. Będzie nim fragment piosenki zespołu Lady Pank "Zawsze tam gdzie ty". Kibice dostaną tekst na specjalnych planszach. Poza tym zbierane będą pieniądze na leczenie Andżeliki Adamus, podopiecznej fundacji Anny Dymnej. Patronat nad akcją charytatywną objęli prezydent Łodzi Hanna Zdanowska i Uniwersytet Łódzki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.