Miało być "do trzech razy sztuka" w kontekście wygrania finału Ligi Mistrzów, ale skończyło się na tym, że trzy krzyżyki, które podczas Final Four w Łodzi miał narysowane na głowie Tomasz Fornal, oznaczały ostatecznie trzecie miejsce. Przyjmujący reprezentacji Polski tym meczem - tak jak m.in. Jakub Popiwczak i Norbert Huber - pożegnał się z Jastrzębskim Węglem. Z powodów zdrowotnych jednak tylko on mógł wystąpić w tym spotkaniu. Choć - mając na uwadze przebieg tego rozczarowującego dla klubu sezonu - Fornala mogą teraz mocno boleć plecy.
- Na pewno nie jest to przyjemne, kiedy gdzieś tam już czujesz to zwycięstwo przy stanie 2:0 w setach. Czuliśmy, że Zawiercie krwawi, że ma swoje problemy. Wydaje mi się, że po prostu w tym trzecim secie myśleliśmy, że chyba już samo się to wygra - mówił zawiedziony Fornal po sobotnim półfinale LM, który jego zespół przegrał z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:3.
On i jego koledzy mieli 22 godziny, by zapomnieć o tym wielkim rozczarowaniu i przystąpić do rywalizacji o trzecią lokatę w LM. Wygrali ją, choć to zwycięstwo to dla nich jedynie nagroda pocieszenia.
A ten niedzielny mecz miał szczególne znaczenie dla Fornala i kilku zasłużonych postaci utytułowanego klubu ze Śląska, bo był ich zbiorowym pożegnaniem. Sam przyjmujący po sześciu latach, w czasie których bardzo się rozwinął, przeniesie się teraz do Turcji. Już w sobotni wieczór wydawało się mało realne, że w tym niedzielnym pożegnaniu weźmie udział Huber, który w przyszłym sezonie zagra w Japonii. Środkowy pechowo doznał w czwartym secie półfinału urazu oka, który - jak się okazało po badaniach - wykluczy go z gry na ok. cztery tygodnie.
Tuż przed spotkaniem zaś wypadł dodatkowo Jakub Popiwczak. On może mówić o wyjątkowym pechu, bo w sobotę wrócił do rywalizacji po trzytygodniowej przerwie związanej z urazem uda, który teraz odnowił mu się podczas przedmeczowej rozgrzewki. Gracz, który jesienią przeniesie się do Aluronu po aż 13 latach w Jastrzębiu, musiał więc całe spotkanie oglądać jedynie z kwadratu dla rezerwowych.
Choć Halkbank od stycznia ma w swoich szeregach wielką gwiazdę, jaką jest Yoandy Leal, to jasne było, że sportowo jastrzębianie powinni sobie raczej z ekipą z Turcji poradzić. Zwłaszcza po tym co ta pokazała w półfinale z Perugią, a co było raczej antyreklamą siatkówki. Tyle że pozostawało pytanie, czy zawodnicy Mendeza podniosą się mentalnie po sobotnim meczu. Już wiemy, że odpowiedź jest twierdząca, choć trzeci set pokazał, że nie wyzbyli się największych grzechów tego sezonu, czyli falowania w trakcie meczu.
Znów podczas tego FF niepotrzebnie uwagę zwrócili na siebie sędziowie. To właśnie za sprawą ich nieporadności zawodnicy zaczęli się irytować. Gdy rozjemcy długo nie mogli podjąć decyzji po jednej akcji drugiej partii, to siatkarze aż łapali się za głowy. W pewnym momencie Fornal ruszył wręcz do stolika sędziowskiego, a po ostatnim punkcie w tej partii wymownie pokazał gestem skrzyżowanych rąk drugiemu arbitrowi, że ma dość tak słabej postawy decydentów. I nie był w tym odczuciu odosobniony.
Przez cały mecz zaś wychodził z siebie najbardziej przeżywający każdą akcję członek sztabu szkoleniowego Halkbanku. Mężczyzna już podczas piątkowego półfinału - na wniosek rywali z Perugii - został odesłany na trybuny, bo jego wielka ekspresja przeszkadzała drużynie z Włoch. Zarówno wtedy, jak i w niedzielę rzeczywiście był bardzo pobudzony - energicznie klaskał i podskakiwał praktycznie po każdej akcji. Ani przez chwilę nie mógł ustać spokojnie w miejscu. Większe powody do radości miał tylko w trzecim secie, który zespół z Ankary - przy chwilowo słabszej postawie jastrzębian - zapisał na swoje konto.
Ten zimny prysznic skutecznie zadziałał na jastrzębian, którzy w kolejnej odsłonie zwieńczyli dzieło. Zawodnicy i kibice Jastrzębskiego Węgla mogą teraz tylko żałować, że tak, jak domknęli mecz w niedzielę, tak nie zrobili tego dzień wcześniej. Tym razem znacznie lepiej spisało się u nich kilku graczy, a w sobotę w ataku Fornal był boleśnie osamotniony na skrzydłach.
I nie tylko w sobotę, bo w play off-ach aż kłuło w oczy to, że w pojedynkę często odpowiadał za zdobywanie punktów, dźwigając na plecach drużynę. Zawodził nieraz atakujący Łukasz Kaczmarek, zbyt nierówno grali też przyjmujący Timothee Carle i Luciano Vicentin. To, że to właśnie Fornal zdobył ostatni punkt w niedzielę, było więc symboliczne i w pełni zasłużone.
Tak jak przed tym sezonem mało kto myślał, że mistrzostwo Polski wywalczą siatkarze Bogdanki LUK Lublin, tak raczej mało kto obstawiał, że ci z Jastrzębskiego Węgla po raz pierwszy od pięciu lat nie znajdą się w czołowej trójce. Trudno było to też wyczuć, gdy w kwietniu - po 15 latach - ponownie sięgnęli po Puchar Polski. Tymczasem po tym długo wyczekiwanym sukcesie przyszła gorsza passa w kluczowym momencie sezonu.
Sam brak trzeciego z rzędu finału LM - tym bardziej przy przebiegu sobotniego półfinału - też można uznać za rozczarowanie. Ale niedzielne zwycięstwo sprawiło, że ten last dance Fornala, Popiwczaka, Hubera, a także odchodzącego po trzech latach Mendeza (po roku żegnają się też z klubem Carle i Vicentin) stał się słodko-gorzki.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!