• Link został skopiowany
Analiza

Niebywałe, co zrobił Wilfredo Leon. Ludzie myśleli, że to żart

Agnieszka Niedziałek
Gdy rok temu mająca za sobą dopiero trzeci sezon w PlusLidze Bogdanka LUK Lublin pozyskała Wilfredo Leona, wielu przecierało oczy ze zdumienia, zastanawiano się nawet, czy dla 31-letniego siatkarza nie będzie to sportowa emerytura. Tymczasem gwiazdor w wielkim stylu zamknął usta krytykom i sceptykom. Stał się liderem i mentorem zespołu, który zdobył historyczne mistrzostwo Polski.
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Wilfredo Leon w swoim bogatym dorobku miał już m.in. cztery triumfy w Lidze Mistrzów, tytuły mistrza Rosji i Włoch, ale nie kryje, że to właśnie zdobyte w tym sezonie z Bogdanką Puchar Challenge (trzecie pod względem rangi rozgrywki europejskie) i mistrzostwo Polski smakują mu najbardziej. I choć zapewnia, że nie przejmuje się tym, co o nim pisano, gdy klub z Lublina podpisał z nim kontrakt, to dobrze to pamięta.

Zobacz wideo Lublin wygrywa na inaugurację PlusLigi z Zawierciem. Sasak żartuje z Wilfredo Leona: Musi sobie wywalczyć miejsce

"Prezent dla Boga". Niektórzy myśleli, że transferowy hit to żart. Wielka gwiazda i wielkie ryzyko?

Gdy jesienią Leon powtarzał, że przyszedł do Bogdanki, by tworzyć historię i zdobywać trofea, to wiele osób reagowało wymownym uśmiechem. Tymczasem on szturmem podbił PlusLigę w swoim debiutanckim sezonie, a do tego dorzucił sukces na arenie międzynarodowej. Jesienią trudno było znaleźć osobę, która wskazałaby taki scenariusz.

- Zawsze powtarzam, że chcę więcej i mierzę wysoko. To nie było tylko moje marzenie. To także prezent dla Boga, który opiekował się naszą drużyną i mną. Dzięki niemu daliśmy radę i osiągnęliśmy ten sukces - zaznacza 31-letni siatkarz, który spojrzał przy tym w górę.

Już przy okazji wcześniejszych sukcesów odniesionych z reprezentacją Polski zawsze przypominał o swojej wierze i wdzięczności niebiosom. Wiele osób mogłoby zaś powiedzieć, że to on był darem niebios dla Bogdanki. Mowa bowiem o klubie, który powstał zaledwie 12 lat temu, a teraz rozgrywał czwarty sezon w ekstraklasie, w której dotychczas mógł się pochwalić zajęciem maksymalnie piątego miejsca.

Gdy pojawiły się pierwsze pogłoski, że błyszczący przez lata w takich gigantach jak Zenit Kazań czy Perugia gracz ma trafić do ekipy z Lublina, to niektórzy myśleli, że to żart. Ale gdy w rozmowach ze sponsorami władze klubu wspomniały o możliwości takiego transferu, to ci z radością zadeklarowali wyłożenie dodatkowych pieniędzy. A w finalizacji tego hitu pomógł fakt, że pochodzącemu z Kuby siatkarzowi i jego żonie Małgorzacie zależało - ze względu na dzieci - na przenosinach do kraju nad Wisłą.

O klasie sportowej Leona od lat nie trzeba nikogo w środowisku siatkarskim przekonywać. Ale pozyskanie go rok temu część uznała za niemałe ryzyko za sprawą przedłużających się kłopotów zdrowotnych zawodnika, który mocno eksploatowany był od najmłodszych lat.

- Kontrakt podpisano, gdy był kontuzjowany w Perugii i główne pytanie brzmiało, czy będzie w stanie grać u nas cały sezon. Naszym celem było przede wszystkim zadbanie o to, aby występował regularnie i bez urazów. By móc korzystać z jego poziomu, umiejętności i zalet mentalnych - podkreśla trener Bogdanki Massimo Botti.

Czy sam Leon czuje, że udowodnił coś niedowiarkom? - Ja nie walczę na parkiecie, aby udowadniać coś innym. Ja walczę dla siebie i koncentruję się na swoich celach. To kluczowe, a reszta mnie nie interesuje. To, co o mnie inni piszą czy mówią, jest drugorzędną sprawą. Pisano nieraz, że nie gram najlepiej albo że się robię stary. Nie mam z tym problemu. Robię swoje, dalej próbuję i osiągam sukcesy - podsumowuje.

Najsmaczniejsze złoto i techniczne popisy. Leon pokazał, że lepiej go nie drażnić

Wiceprezes Bogdanki Maciej Krzaczek zapewnia, że władze klubu od początku były przygotowane na odpowiednie zarządzanie zdrowiem swojej gwiazdy. - I to nie jest tylko kwestia Wilfredo, ale każdego zawodnika. Bo każdemu mogą przydarzyć się uraz, kłopoty przeciążeniowe czy słabszy okres - zaznacza w rozmowie ze Sport.pl działacz.

Leon dołączył do kolegów z nowego klubu tuż po intensywnym sezonie kadrowym, którego zwieńczeniem było wywalczenie wicemistrzostwa olimpijskiego w Paryżu. A doświadczony przyjmujący miał w tym duży udział. W kontekście zarządzania jego zdrowiem w klubie sam bardzo chwali Bottiego za otwartość i rozsądne podejście.

- Przede wszystkim zaufał mi. Jak powiedziałem mu, że danego dnia potrzebowałem więcej odpoczynku, to nie robił z tym żadnego problemu. Wiedział, kiedy był moment, by mocniej pracować, a kiedy można zrobić przerwę. Ale naszym głównym mottem było to, że trzeba było zapi***alać i tak też robiliśmy - wspomina z uśmiechem Leon.

Bardzo dobrze zdaje sobie on sprawę z upływu czasu i dlatego tym bardziej docenia osiągnięcia z ostatnich miesięcy. - To złoto w klubowej siatkówce jest dla mnie najsmaczniejsze, bo mam już prawie 32 lata. Nie mogę już wszystkiego robić tak, jak wcześniej, ale sukcesy wciąż odnoszę tak, jak wcześniej - wskazuje zadowolony.

Przez lata dał się poznać jako zawodnik, który swoimi zagrywkami i atakami sieje spustoszenie po drugiej stronie siatki. Ale w ostatnich miesiącach zaimponował reakcją na to, że nie jest już tak skoczny jak kiedyś. Zaczął bowiem szlifować technikę i dzięki temu w fazie play-off zobaczyliśmy w jego wykonaniu skuteczne kiwki czy zaskakujące rywali serwisy, które spadały w okolice trzeciego metra.

Ale Leon to wciąż przede wszystkim wielka moc i ogromna siła mentalna. A efektem tego było zdobycie przez niego w tym sezonie w PlusLidze 610 punktów (drugi punktujący w lidze), posłanie 86 asów (najlepszy zagrywający) i zanotowanie 52 bloków. Rozegrał 36 meczów i dziewięć razy wybierano go MVP spotkania, dzięki czemu zajął pod tym względem - ex aequo z Bartoszem Kurkiem z Zaksy Kędzierzyn-Koźle - pierwsze miejsce.

Przypominał też nieraz rywalom, że lepiej go nie drażnić, bo obraca się to przeciwko nim. Gdy w pierwszym meczu półfinału niektórzy z zawodników Jastrzębskiego Węgla chcieli go "zagotować", to skończyło się zwycięstwem Bogdanki 3:1, a Leon zdobył 25 pkt.

Hit sportowy i marketingowy. "Mentor, a nie gwiazdor"

Pozyskanie gwiazdy kadry było dla działaczy z Lublina strzałem w dziesiątkę nie tylko pod względem sportowym, ale i marketingowym. Wiele osób chciało na żywo obejrzeć "tego Leona", a on zawsze cierpliwie po meczu pozował wszystkim chętnym do zdjęć i rozdawał autografy. Przy okazji meczów wyjazdowych wystawiał tym samym na próbę cierpliwość klubowych kolegów, którzy przeważnie to na niego najdłużej czekali w autokarze.

Ale tak naprawdę to trudno w zespole znaleźć kogoś, kto miałby do niego jakieś "ale". - Nie starczyłoby mi czasu, by go wystarczająco wychwalić w tym wywiadzie. To jest klasa światowa. Jestem niesamowicie wdzięczny losowi, że jesteśmy razem w drużynie. Oczywiście, mocno nas ciągnął w tym sezonie za uszy, ale przy takim topowym zawodniku każdy chce być jak najlepszy. To też nasz duży plus - ocenia atakujący Kewin Sasak.

I dodaje, że Leon chętnie rozmawiał z nim na przeróżne tematy i dzielił się radami. Lidera swojej drużyny opisuje jako bardzo ciepłą osobę, która troszczy się nie tylko o siebie, ale i o innych. Na ten sam aspekt zwraca uwagę Krzaczek.

- Poza boiskiem to świetny człowiek. Pozytywna osoba, której nie zależy tak naprawdę na indywidualnym wykazaniu swoich umiejętności, ale na wyniku drużyny. To mentor, a nie gwiazda w negatywnym tego słowa znaczeniu. Ciągnie drużynę, wszyscy chcą mu dorównać. Potrafi też wziąć młodych zawodników pod swoje skrzydła i pokazać pewne rzeczy swoją postawę na treningu, jak i przed oraz po nim. Mieć go w drużynie to świetna sprawa - zapewnia działacz.

Wielkie znaczenie Leona w kontekście gry innych zawodników Bogdanki zauważają też osoby z zewnątrz. - Jego wpływ na drużynę jest fenomenalny. To wielki lider. Zawodnicy dookoła niego zawsze grają o te 10-15 procent lepiej niż zwykle - wskazuje trener Projektu Warszawa Piotr Graban.

W podobnym tonie wypowiada się Botti, którzy przyznaje, że czasem nawet Leon nie musi grać najlepiej. Wystarczy sama jego obecność na parkiecie, by jego koledzy wspinali się na swoje wyżyny.

- Bardzo dziękuję trenerowi za te słowa. Nie każdy szkoleniowiec tak o mnie mówił. Cieszę się, że drużyna mi zaufała. Powiedzieliśmy sobie, że idziemy wszyscy razem i wszyscy razem zrobiliśmy ten złoty medal - podsumowuje Leon.

Jednym z siatkarzy, który w tym sezonie pokazał się ze świetnej strony, jest Mikołaj Sawicki. 25-letni przyjmujący zaczynał jako rezerwowy, ale w fazie play-off błyszczał na całego.

- Jak się gra obok Wilfredo? Na pewno wziąłem się ostro za trenowanie przyjęcia, bo trzeba było mu troszkę pomóc - rzuca z uśmiechem.

Dokładność przyjęcia rzeczywiście od lat była słabszą stroną Leona, ale i pod tym względem się ostatnio poprawił. A Sawicki już na poważnie potwierdza wielkie znaczenie dla drużyny pochodzącego z Kuby zawodnika.

- Wniósł taką dojrzałość, pewność siebie na boisku, trochę większy spokój. Bo wiadomo, że on zawsze w każdym momencie może odpalić. Trzeba tylko na to poczekać - podsumowuje siatkarz, który za jakiś czas spotka się z Leonem na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Wcześniej jednak czeka ich jeszcze wspólne celebrowanie mistrzostwa kraju, w którym obaj mają znaczący udział.

Więcej o: