Przed sezonem na triumf siatkarzy Bogdanki LUK Lublin stawiali raczej tylko najbardziej zagorzali kibice tego klubu. Cała reszta widziała ich najprędzej na miejscach 4-5 lub nawet niżej. Tymczasem mający zaledwie 12-letnią historię klub w czwartym sezonie występów w PlusLidze pokazał sceptykom, że wszystko jest możliwe.
- Przyszedłem tu pisać historię i wygrywać trofea - mówił przed sezonem i w jego trakcie Wilfredo Leon, dla którego był to debiut w PlusLidze. Gwiazdor reprezentacji Polski po raz kolejny pokazał się, że nie rzuca słów na wiatr. Choć na początku sobotniego meczu zaskoczył wszystkich w hali.
Kibice i dziennikarze wypełniający halę Globus w Lublinie otworzyli szeroko oczy ze zdumienia i uśmiechnęli się pod nosem, gdy przy stanie 3:4 doświadczony przyjmujący posłał tzw. helikopter. Zaserwowana przez niego piłka poleciała dobre kilkanaście metrów na boiskiem i doleciała do wysoko umieszczonych trybun. Takie błędy oczywiście od czasu do czasu zdarzają się w siatkówce, choć zwykle nie Leonowi, liderowi klasyfikacji najlepiej zagrywających tego sezonu.
Zrehabilitował się w najlepszy możliwy sposób - zaciętą pierwszą partię zakończył asem. Partię, w której gospodarze przegrywali wcześniej 10:14 i 19:21.
O Bogdance przez cały sezon mówiło się, że to drużyna, która jak nikt inny w lidze ma wielką siłę rażenia w polu serwisowym. Złośliwi twierdzili, że z innymi atutami jest już gorzej, ale teraz Leon i spółka dobitnie pokazali, że pierwsze sformułowanie jest prawdą, a drugie można włożyć między bajki. Choć w trzecim meczu finałowym, który przegrali w środę na wyjeździe 1:3, rzeczywiście najbardziej uderzała ich znacznie słabsza niż zwykle dyspozycja serwisowa.
W sobotę zaś od drugiej partii zawodników Aluronu bombardowali już regularnie także inni przedstawiciele zespołu z Lublina. Przypominając, że mają w składzie też m.in. czwartego gracza klasyfikacji najlepiej zagrywających - Fynniana McCarthy'ego. To właśnie kanadyjski środkowy na początku drugiej odsłony dał sygnał do naporu, zdobywając bezpośrednio w ten sposób trzy punkty i mocno przyczyniając się do objęcia prowadzenia 6:1.
Siatkarze trenera Massimo Bottiego radzili sobie w tym elemencie tak dobrze, że kibicom po pewnym czasie znudziło się już nawet podnoszenie do góry kartek z napisem "As", które dla nich przygotowano w hali. Ale graczom Bogdanki nie zbudziło się punktowanie w ten sposób - w trzeciej odsłonie dwukrotnie zaplusował w ten sposób Kewin Sasak. Łącznie w całym meczu przy 15 błędach na zagrywce zanotowali dziewięć asów. U zawiercian było znacznie gorzej, bo mieli ich - odpowiednio - 13 i 0.
Mający kłopoty kadrowe przyjezdni nie mieli odpowiedzi na świetną dyspozycję rywali. Wielkie problemy z przyjęciem zagrywki przekładały się na słabszą skuteczność ataku. Dysponujący wielką siłą Georg Grozer, który dołączył do zespołu jako transfer medyczny tydzień temu i mocno przyczynił się w środę do przedłużenia finałowej, tym razem miał znacznie bardziej pod górkę. A z każdym kolejnym niepowodzeniem był też coraz bardziej sfrustrowany.
Przed czwartym setem trener Michał Winiarski długo przemawiał do swoich zawodników. Potem oni sami jeszcze w swoim kręgu się jednoczyli. Ale niewiele to dało, bo ostatnia partia szybko zaczęła się toczyć pod dyktando gospodarzy. Rozgrywający ekipy z Zawiercia Miguel Tavares przy stanie 14:22 próbował jeszcze mobilizować kolegów do walki, ale raczej nikt w zespole już wtedy nie wierzył w cud.
Aluronowi pozostało teraz przygotowywanie się do półfinału Ligi Mistrzów, który czeka ich za tydzień. A Leonowi i spółce fetowanie sensacyjnego triumfu.