• Link został skopiowany

AnalizaKibice nie wierzyli w to, co zrobił Leon. Wielka sensacja stała się faktem

Kibice przecierali oczy ze zdumienia, gdy na początku czwartego meczu finałowego Wilfredo Leon zaliczył zdumiewający jak na niego błąd. Ale potem zarówno on, jak i jego koledzy z Bogdanki LUK Lublin urządzili sobie w wygranym 3:0 spotkaniu z Aluronem CMC Wartą Zawiercie zabawę na strzelnicy. A zabawę tą zwieńczyli sensacyjnym mistrzostwem Polski.
Wilfredo Leon
PLS, Polsat Sport

Przed sezonem na triumf siatkarzy Bogdanki LUK Lublin stawiali raczej tylko najbardziej zagorzali kibice tego klubu. Cała reszta widziała ich najprędzej na miejscach 4-5 lub nawet niżej. Tymczasem mający zaledwie 12-letnią historię klub w czwartym sezonie występów w PlusLidze pokazał sceptykom, że wszystko jest możliwe.

Zobacz wideo Aluron CMC Warta Zawiercie doprowadza do stanu 2:1 w finale PlusLigi. Bartosz Kwolek zabrał głos

Złoty debiut i "helikopter" Leona. To największy atut Bogdanki

- Przyszedłem tu pisać historię i wygrywać trofea - mówił przed sezonem i w jego trakcie Wilfredo Leon, dla którego był to debiut w PlusLidze. Gwiazdor reprezentacji Polski po raz kolejny pokazał się, że nie rzuca słów na wiatr. Choć na początku sobotniego meczu zaskoczył wszystkich w hali.

Kibice i dziennikarze wypełniający halę Globus w Lublinie otworzyli szeroko oczy ze zdumienia i uśmiechnęli się pod nosem, gdy przy stanie 3:4 doświadczony przyjmujący posłał tzw. helikopter. Zaserwowana przez niego piłka poleciała dobre kilkanaście metrów na boiskiem i doleciała do wysoko umieszczonych trybun. Takie błędy oczywiście od czasu do czasu zdarzają się w siatkówce, choć zwykle nie Leonowi, liderowi klasyfikacji najlepiej zagrywających tego sezonu.

Zrehabilitował się w najlepszy możliwy sposób - zaciętą pierwszą partię zakończył asem. Partię, w której gospodarze przegrywali wcześniej 10:14 i 19:21.

O Bogdance przez cały sezon mówiło się, że to drużyna, która jak nikt inny w lidze ma wielką siłę rażenia w polu serwisowym. Złośliwi twierdzili, że z innymi atutami jest już gorzej, ale teraz Leon i spółka dobitnie pokazali, że pierwsze sformułowanie jest prawdą, a drugie można włożyć między bajki. Choć w trzecim meczu finałowym, który przegrali w środę na wyjeździe 1:3, rzeczywiście najbardziej uderzała ich znacznie słabsza niż zwykle dyspozycja serwisowa.

Bogdanka na siatkarskiej strzelnicy. Narada Aluronu nie pomogła

W sobotę zaś od drugiej partii zawodników Aluronu bombardowali już regularnie także inni przedstawiciele zespołu z Lublina. Przypominając, że mają w składzie też m.in. czwartego gracza klasyfikacji najlepiej zagrywających - Fynniana McCarthy'ego. To właśnie kanadyjski środkowy na początku drugiej odsłony dał sygnał do naporu, zdobywając bezpośrednio w ten sposób trzy punkty i mocno przyczyniając się do objęcia prowadzenia 6:1.

Siatkarze trenera Massimo Bottiego radzili sobie w tym elemencie tak dobrze, że kibicom po pewnym czasie znudziło się już nawet podnoszenie do góry kartek z napisem "As", które dla nich przygotowano w hali. Ale graczom Bogdanki nie zbudziło się punktowanie w ten sposób - w trzeciej odsłonie dwukrotnie zaplusował w ten sposób Kewin Sasak. Łącznie w całym meczu przy 15 błędach na zagrywce zanotowali dziewięć asów. U zawiercian było znacznie gorzej, bo mieli ich - odpowiednio - 13 i 0.

Mający kłopoty kadrowe przyjezdni nie mieli odpowiedzi na świetną dyspozycję rywali. Wielkie problemy z przyjęciem zagrywki przekładały się na słabszą skuteczność ataku. Dysponujący wielką siłą Georg Grozer, który dołączył do zespołu jako transfer medyczny tydzień temu i mocno przyczynił się w środę do przedłużenia finałowej, tym razem miał znacznie bardziej pod górkę. A z każdym kolejnym niepowodzeniem był też coraz bardziej sfrustrowany.

Przed czwartym setem trener Michał Winiarski długo przemawiał do swoich zawodników. Potem oni sami jeszcze w swoim kręgu się jednoczyli. Ale niewiele to dało, bo ostatnia partia szybko zaczęła się toczyć pod dyktando gospodarzy. Rozgrywający ekipy z Zawiercia Miguel Tavares przy stanie 14:22 próbował jeszcze mobilizować kolegów do walki, ale raczej nikt w zespole już wtedy nie wierzył w cud.

Aluronowi pozostało teraz przygotowywanie się do półfinału Ligi Mistrzów, który czeka ich za tydzień. A Leonowi i spółce fetowanie sensacyjnego triumfu.

Więcej o: