Od początku sezonu wiadomo było, że wielką wartością w ofensywie Aluronu CMC Warty będą przyjmujący Aaron Russell i Bartosz Kwolek. Nikt jednak nie miał prawa wtedy przypuszczać, że w trzecim meczu finału bohaterem zawiercian będzie też atakujący Georg Grozer. A to dlatego, że będący wciąż gwiazdą światowego formatu 40-letni Niemiec dołączył do drużyny trenera Michała Winiarskiego...zaledwie pięć dni temu. Wspomniany tercet grał pierwsze skrzypce w meczu, dzięki któremu co najmniej jeszcze o trzy dni przedłużone zostały nadzieje Aluronu na pierwsze w historii mistrzostwo Polski.
O ile mecz otwarcia zmagań o złoto był jednostronny, to drugi był wręcz deklasacją. Zawiercianie aż w dwóch partiach zostali rozbici do 14, a jakby tego było mało, to stracili z powodu urazu mięśni brzucha Jurija Gladyra. 40-letni środkowy, który nieraz pokazywał, że w jego przypadku wiek to tylko liczba, był drugim wielkim osłabieniem ekipy wicemistrzów Polski, bo przed finałem przez kontuzję stopy wypadł Karol Butryn.
Niektórzy myśleli, że już przy pierwszej okazji mający zaledwie 12-letnią historię klub z Lublina zapewni sobie niespodziewane mistrzostwo. Myśleli też tak niektórzy z kibiców Bogdanki, którzy dotarli do Sosnowca (zawiercianie rozgrywają tam swoje domowe mecze w play off-ach) z balonami symbolizującymi dwa trofea (klub wcześniej w tym sezonie triumfował w Pucharze Challenge). Podobno wstępnie zaplanowano też już w Lublinie fetę, gdyby to już teraz zakończyła się rywalizacja. Ale na razie i balony, i feta muszą poczekać.
Chwilę przed rozpoczęciem trzeciego spotkania finałowego w oddalonym o 80 km Jastrzębiu-Zdroju zakończyła się rywalizacja o brąz. Będący pod ścianą gospodarze próbowali szarpać, by przedłużyć walkę z Projektem Warszawa, ale ich nadzieje rozpłynęły się wraz z przegraniem tie-breaka. Sporo osób było przekonanych, że tego samego wieczora zakończy się też cały sezon PlusLigi. Nie brakowało też przed środowym meczem głosów, że zawiercianie trzeci raz tak słabo już nie zagrają. Ale chyba nikt nie przypuszczał, że role aż tak się odwrócą. Że Bogdanka z rozpędzonej maszyny, która bezlitośnie miażdży rywala, potem stała się - przynajmniej na jakiś czas - bezbronną ofiarą. Ale tak się właśnie stało.
Po kontuzji Butryna Aluronowi doszedł kłopot z limitem obcokrajowców (rezerwowy atakujący to Amerykanin Kyle Ensing). W ubiegłym tygodniu zawiercianie w trybie last minute dokonali transferu medycznego, pozyskując Grozera. O ile dzień później Niemiec jeszcze nie był w stanie wiele zadziałać, co było zrozumiałe ze względu na brak zgrania, to w środę już w pierwszym secie szalał tak, jak przyzwyczaił do tego w PlusLidze 13 lat temu w barwach Asseco Resovii Rzeszów.
Właściwie to cała drużyna z Zawiercia rzuciła się wtedy przeciwnikom do gardeł. Widać było, że przedmeczowe rozmowy miały prosty przekaz - to ostatnia szansa i nie ma wstrzymywania ręki. Grozer atakował wtedy z 70-procentową skutecznością (7/10). A że ma wielką moc, to wiadomo od dawna. I dlatego raz, gdy piłka po jego ataku odbiła się z dużą szybkością od bloku rywali, sprawdzony został refleks stojącego przy boisku Winiarskiego. Drugim mocnym punktem był Kwolek i tak na przemian punktował to jeden, to drugi, a przewaga gospodarzy rosła - 8:5, 12:6.
Goście zaś utracili wszystkie swoje atuty. W dwóch wcześniejszych meczach to oni gnębili rywali zagrywką, a teraz to rozgrywający Marcin Komenda musiał biegać co chwilę za piłką. Wcześniej w tym finale Bogdanka dzięki swojemu kapitanowi i klasie skrzydłowych potrafiła z mizernego przyjęcia wyczarować bardzo dobrą skuteczność ataku. Ale nie tym razem. Dotychczas błyszczące trio Wilfredo Leon-Kewin Sasak-Mikołaj Sawicki było całkowicie przygaszone.
Nieco nerwowo wśród graczy Aluronu zrobiło się tylko raz w tej partii, gdy ich przewaga stopniała do 20:19, ale potem oddali rywalom już tylko punkt. A graczom z Lublina pozostało zagryzanie zębów ze złości i frustracji.
Zaczęli się nieco podnosić w drugim secie, którego otworzyli prowadzeniem 3:0. Efekt dała m.in. zmiana Mateusza Malinowskiego, który wszedł za Sasaka na atak. Ale szczęście gości nie trwało długo. Jeszcze po zepsuciu przez Kwolka dwóch ataków z rzędu prowadzili 16:14. Ale potem sami znów wpadli w dołek i nie potrafili wykorzystać dużej liczby błędów ekipy Winiarskiego. Kilka minut później było już 24:20 dla tej ostatniej, a przeważający na trybunach jej fani skandowali "Ostatni, ostatni". Doczekali się spełnienia tego życzenia już w kolejnej akcji.
Grozer zadyszkę złapał w secie numer trzy, w którym skończył zaledwie dwie z siedmiu piłek. Jego koledzy również nie byli w stanie utrzymać mocnego tempa, które wcześniej narzucili. A Bogdanka wreszcie zaczęła przypominać zespół, który oglądaliśmy wcześniej w tych play off-ach. Pierwsze skrzypce nie po raz pierwszy w fazie pucharowej grał Mikołaj Sawicki, wspierany przez Malinowskiego. W ich cieniu tym razem nieco był Leon.
Gdy było 18:11, to wydawało się, że tym razem goście nie popełnią drugi raz tego samego błędu co w secie wcześniejszym, ale niektórzy mogli nabrać nieco wątpliwości, gdy przewaga zaczęła topnieć (20:16). Ale tym razem wyciągnęli wnioski.
Wydawało się, że zrobili to na tyle skutecznie, że doprowadzą do tie-breaka. Bo co prawda w połowie czwartej odsłony sytuacja nie była dla nich zbyt dobra (11:14), ale nieco później doszło do dużej zmiany pod tym względem. Kluczowe wydawały się dwie świetne zagrywki Sawickiego, po których zawodnicy z Lublina wyszli na prowadzenie 21:20. Potem prowadzili jeszcze 24:22, ale nie wykorzystali dwóch piłek setowych. A gospodarze skorzystali z trzeciej piłki meczowej i mogli świętować powrót do życia w walce o złoto.