• Link został skopiowany

Cała siatkarska Polska huczy po tym, co zrobił Bartman. "Farsa"

Agnieszka Niedziałek
Zbigniew Bartman, który w roli trenera do niedawna nie miał nawet grama doświadczenia, w najbliższych tygodniach odbierze srebrny lub złoty medal razem z siatkarkami ŁKS-u Commercecon. Dodatkowy smaczek w tej niecodziennej historii to fakt, iż w zespole gra jego życiowa partnerka. - Prędzej czy później bagienko się wyleje - słyszymy podczas jednej z rozmów na temat łódzkiego klubu.
Zbigniew Bartman
screen: facebook.com/przegladsportowy

Ekstremalne ryzyko - tak decyzję o zatrudnieniu Zbigniewa Bartmana w roli trenera ŁKS-u ocenia Aleksandra Jagieło. Sama, jako prezes czołowego klubu ekstraklasy siatkarek, by jej nie złożyła, ani - będąc na miejscu byłego reprezentanta Polski - nie przyjęła.

Zobacz wideo To oni pokonali Marcina Najmana i zabrali mu pas! Dwóch na jednego

Trzy zmiany zajęcia Bartmana w kilka tygodni. "Rzucenie bomby atomowej na zespół"

- Miesiąc pracy i finał. Niesamowite - uśmiecha się w rozmowie ze Sport.pl legendarny siatkarz Piotr Gruszka, analizując sytuację w Tauron Lidze. Już niedługo z pierwszego mistrzostwa Polski w roli trenera cieszyć się będzie albo prowadzący Bartman, albo pracujący w Developresie Rzeszów Stephane Antiga. Francuz jest trenerem od 11 lat, a w kobiecej siatkówce szósty rok. W przypadku szkoleniowca łodzianek to doświadczenie było do tej pory zerowe.

Bartman zawsze zwracał na siebie uwagę. Jako siatkarz był ekspresyjny, wybuchowy. I w trakcie gry, i po zakończeniu kariery nieraz zaliczał kontrowersyjne wypowiedzi. Na przykład krytykował fakt, iż w reprezentacji Polski gra pochodzący z Kuby Wilfredo Leon i że nie śpiewał on hymnu. Dwa lata temu z kolei dołączył do Clout MMA. W rozmowie ze Sport.pl odcinał się wtedy od udziału w inscenizowanych awanturach, jakich mnóstwo jest przy okazji walk z udziałem patoinfluencerów. - Mój warunek był taki, by odbywało się to na odpowiednim poziomie sportowym - oczywiście, na maksymalnym, na jakim się da - ale też na odpowiednim poziomie intelektualnym - zapewniał.

Ostatnią, przynajmniej jak na razie, walkę stoczył w czerwcu 2024 r. W tym roku w ciągu zaledwie kilku tygodni zmieniał zaś zajęcie aż trzykrotnie. Pod koniec stycznia wspomógł jako zawodnik drugoligowy klub Metro Family Warszawa, w którym przed laty zaczynał karierę (pierwotnie oficjalnie zakończył ją w 2023 r.), a 13 lutego ogłoszono, że został koordynatorem sportowym ŁKS-u. Sam wówczas tłumaczył na antenie Polsatu Sport, że ma być łącznikiem między drużyną, sztabem i władzami klubu.

W tej roli jednak nie popracował długo - 10 marca podano, że to właśnie on zastąpi dotychczasowego szkoleniowca Alessandro Chiappiniego. Jako siatkarz zebrał spore doświadczenie, ale jako trener nie miał żadnego, a objął kobiecy zespół, który należy do krajowej czołówki. I to przede wszystkim dlatego jego zatrudnienie wywołało takie poruszenie w środowisku siatkarskim.

Zaskoczenia nie kryli m.in. prowadzący w Polsacie Sport program o siatkówce Marek Magiera i Jakub Bednaruk. - Przyznam szczerze, że trzy razy patrzyłem na kalendarz, czy czasem nie mamy 1 kwietnia - stwierdził ten pierwszy. A drugi zwracał uwagę, że Bartman, który wcześniej nie przeprowadził choćby jednego treningu, przejmuje topowy zespół, ale też na to, iż nastąpiło to tuż przed najważniejszą częścią sezonu, czyli fazą play-off. - To rzucenie bomby atomowej na zespół - ocenił Bednaruk, który w przeszłości prowadził kilka klubów w PlusLidze.

Farsa i ekstremalne ryzyko. "Zbyszek ma czasem krótki lont"

Zmiany dokonano po jednej z ligowych porażek, na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej i trzy tygodnie po przegraniu finału Pucharu Polski.

- Od razu pomyślałam o trenerach, którzy się szkolą, a ich marzeniem jest objąć drużynę w Tauron Lidze. A tu przychodzi chłopak, który ma papierek od dwóch miesięcy i może być trenerem takiego zespołu. Dla mnie to trochę farsa - podsumowała wtedy w podcaście VolleyTime Paulina Maj-Erwardt. Zasłużona reprezentantka Polski i ŁKS-u do niedawna była dyrektor zarządzającą w łódzkim klubie. Odeszła w lutym, tuż przed pojawieniem się Bartmana.

O tym, że taki ruch może zostać odebrany przez niektórych jako lekceważenie kobiecej siatkówki i pracujących w niej od lat szkoleniowców, wspominają też Jagieło i Gruszka.

- Można np. zadać pytanie: "Dlaczego Zbyszek Bartman, a nie Wojciech Kurczyński, który jest drugim trenerem w ŁKS? Można gdybać i analizować, ale ostatecznie to Hubert Hoffman zarządza klubem, wykłada pieniądze, ma swoje wizje i plan oraz podejmuje decyzje - zaznacza Jagieło, prezes walczącego w tym sezonie o brązowy medal BKS-u Bostik ZGO Bielsko-Biała.

Dwukrotna mistrzyni Europy przyznaje, że sama była zaskoczona powierzeniem Bartmanowi prowadzenia tak mocnego klubu, ale też przypomina, że prezes Hoffman w przeszłości czasem podejmował już decyzje, które były odbierane jako kontrowersyjne.

- Ja nie podjęłabym takiej, będąc prezesem, a gdybym była Zbyszkiem, to nie przyjęłabym takiej propozycji. Ale każdy jest inny. Niektórzy lubią ryzyko, nawet ekstremalne. Bo dla mnie jest to ekstremalne wyzwanie - ocenia moja rozmówczyni.

Gruszka, który zna Bartmana jako dawnego kolegę z kadry, a przez chwilę także zawodnika, z którym pracował w klubie jako trener, świadomie nie udzielał się dotychczas w dyskusji na temat nowego trenera ŁKS-u. Przede wszystkim dlatego, że sprawę obserwuje z dystansu.

- Żeby coś takiego oceniać, to trzeba mieć wiedzę dotyczącą tego, co się dzieje w środku. Oczywiście, znam Zbyszka, jego wybuchowość. Wiadomo, że ma czasem krótki lont, ale obserwując jego zachowanie na meczach, widać, że jest zupełnie inne. Śledzę to na spokojnie i czekam, jaki ten zabieg będzie miał efekt - zaznacza rekordzista pod względem liczby występów w kadrze (450), który razem z Bartmanem 16 lat temu fetował zdobycie mistrzostwa Europy.

Zwraca on też uwagę na ryzyko związane ze zmianą trenera dokonaną tuż przed fazą play-off. - To sytuacja zero-jedynkowa, czyli uda się albo się nie uda. Ktoś zaryzykował i za to odpowiada. Na teraz pewnie w klubie są zadowoleni, bo osiągnęli lepszy wynik niż w poprzednim sezonie (łodzianki były wtedy piąte - red.). Ale też wiadomo było, że ŁKS pod względem sportowym teraz stać na to, by zdobyć mistrzostwo - zaznacza.

Trudny początek i skomplikowana sytuacja Góreckiej. "To niebezpieczne"

Początki drużyny z Łodzi, trzykrotnego mistrza Polski (1983, 2019, 2023), pod wodzą Bartmana łatwe nie były. Na koniec rundy zasadniczej straciła ona prowadzenie w tabeli, a rywalizację w ćwierćfinale zaczęła od sensacyjnej porażki ze Stalą Mielec 1:3. To właśnie po tym meczu doszło do emocjonalnej wymiany zdań między nowym trenerem a przedstawicielami klubu kibica.

Bartman na antenie telewizji Toya opowiadał potem, że drużyna była w dołku mentalnym i widział u zawodniczek panikę w trakcie spotkania. Sam zapewnił, że nie boi się wyzwań i krytyki. Zależało mu zaś, by zawodniczki miały spokojne głowy i walczyły do końca. Ciemne chmury przerzedziły się, bo ŁKS awansował najpierw do półfinału, a następnie do finału. Pojawia się tu pytanie, ile udziału w tym wyniku ma sam Bartman.

- Nie zapominajmy o tym, że tę drużynę budował i przygotowywał ktoś inny, a ma ona dużą jakość sportową. Mnie ciekawi, czy w momencie dołączenia do klubu przez Zbyszka od razu celem było to, by przejął drużynę - zastanawia się Gruszka.

Sam Bartman zapewniał w jednym z wywiadów, że oferta prowadzenia zespołu zaskoczyła go. O ile on, jako wcześniejszy koordynator, musiał się mierzyć niekiedy z sugestiami, że donosi prezesowi, to za sprawą przejęcia przez niego posady Chiappiniego w trudnym położeniu znalazła się Zuzanna Górecka. Przyjmująca reprezentacji Polski i ŁKS-u od kilku lat jest jego partnerką życiową. W związku z tym były siatkarz już wcześniej pojawiał się na meczach i treningach łodzianek, ale teraz nie jest widzem czy kibicem, a podejmującym decyzje trenerem.

- W moim odczuciu to bardzo trudna sytuacja. Byłam w zespołach, gdzie były takie prywatne relacje i naprawdę trudno jest zachować wtedy obiektywizm. Normalnym jest, że w domu rozmawia się z partnerem czy partnerką o pracy. Jeśli to są dobre rzeczy, to w niczym to nie przeszkadza. Jeśli jednak złe, to bardzo trudno wtedy odrzucić emocje i powiedzieć sobie: "Nie, o tym nie rozmawiamy". Dlatego to jest niebezpieczne. Wydaje mi się, że prędzej czy później to wzbudza pewne kontrowersje w drużynie. Czy popsuło to atmosferę w mojej? Tak. Było gadanie. Teoretycznie błaha sytuacja urastała czasami później do wielkiej rangi - wspomina Jagieło.

Gruszka z kolei dodaje, że w przypadku klubu z Łodzi na korzyść może zadziałać pod tym względem krótki czas pracy Bartmana. Przypomina on też, że Górecka zagrała bardzo dobrze w drugim meczu półfinałowym. - Może ona traktuje to jako dodatkową motywację. Może czuć, że musi podwójnie udowodnić swoją wartość - analizuje ekspert Polsatu Sport.

Z informacji krążących w środowisku siatkarskim wynika, że sytuację w ŁKS-ie dodatkowo komplikuje to, iż Bartman i Górecka nie są jedyną parą, w skład której wchodzi zawodniczka i członek sztabu.

- Trochę się śmiejemy, że to taki rodzinny klub. Ale nawet jakby nie wiadomo, jacy fajni wszyscy byli i jak bardzo by się starali, to prędzej czy później bagienko się wyleje. U nas jest jasno powiedziane, że obowiązuje zasada, iż nie ma związków między zawodniczkami i członkami sztabu - podkreśla prezes jednego z klubów Tauron Ligi, który woli zachować anonimowość.

Czy Bartman ma autorytet u siatkarek? "Zagryzie zęby i wytrzyma"

Skupiając się jednak na samym Bartmanie, to faktem jest, że poza potencjalnymi trudnościami związanymi z jego prywatną relacją z Górecką, prowadzi zespół złożony z wielu doświadczonych i utytułowanych zawodniczek, a wcześniej nie pracował z żadnym. Czy z tego względu może pojawić się problem z autorytetem?

- Podpisując kontrakt, dziewczyny chciały zdobywać z tym klubem jak najlepsze wyniki. Do tego za ich uzyskanie mogą liczyć na premie. Owszem, kiedy podpisywały umowy, był inny szkoleniowiec, ale one są na tyle profesjonalne i ambitne, że będą walczyły przede wszystkim o to, żeby zdobyć coś dla siebie. Sądzę, że bardzo starają się odkładać na bok wszelkie pozaboiskowe rzeczy i skupiać na swojej grze. Za chwilę zaczyna się też reprezentacja, w której chcą później wypaść jak najlepiej. Zostały ostatnie tygodnie sezonu i nawet jeśli komuś coś by się bardzo nie podobało, to zagryzie zęby i wytrzyma - twierdzi Jagieło.

Rywalizacja w finale Tauron Ligi, która toczy się do trzech zwycięstw, rozpocznie się we wtorkowy wieczór w Rzeszowie. Antiga pracę trenera zaczął tuż po zakończeniu kariery zawodniczej i w pierwszym sezonie zdobył z męską reprezentacją Polski mistrzostwo świata. Niedługo dowiemy się, czy teraz pierwsze podejście Bartmana do roli szkoleniowca, po niespełna dwóch miesiącach na stanowisku, zakończy się mistrzostwem Polski.

- Gdybym przegrał to złoto z Bartmanem, to na miejscu Stephane'a od razu zakończyłbym karierę trenerską - rzuca w luźnej rozmowie osoba ze środowiska siatkarskiego.

Antiga pracował wcześniej w Developresie w latach 2019–24. W każdym z pięciu sezonów drużyna z Rzeszowa pod jego wodzą wywalczyła srebro.

Więcej o: