Jastrzębski Węgiel przeszedł przez fazę grupową Ligi Mistrzów jak huragan. Komplet sześciu zwycięstw (wszystkie za 3 pkt), bilans setów 17:4, pełna dominacja. Mogli dzięki temu liczyć na potencjalnie łatwiejszego rywala w 1/8 finału, choć absolutnie nie oznacza to, że łatwego. Mistrzowie Polski trafili bowiem na Olympiakos Pireus.
Grecki zespół w grupie B zajął drugie miejsce z bilansem 4-2. Faworytem rywalizacji był rzecz jasna Jastrzębski, ale drużyna z Pireusu miała swoje argumenty. Dość powiedzieć, że na początku roku ograli 3:1 włoskie Vero Volley Monza z Kamilem Semeniukiem w składzie. Zaś do ćwierćfinału weszli pokonując dwukrotnie 3:1 francuskie St. Nazaire. Poza tym doskonale znani z rywalizacji reprezentacyjnej Słoweniec Alen Pajenk oraz Serb Aleksandar Atanasijević mieli wystarczająco dużo jakości, by sprawić polskiej ekipie sporo kłopotów.
Olympiakos w pierwszym secie długo pokazywał, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Gospodarze aż do wyniku 15:15 szli z Jastrzębskim łeb w łeb, sprawiając polskiej drużynie niemało kłopotów zagrywką. Dopiero od tego momentu zespół prowadzony przez Marcelo Mendeza sam odrzucił nieco rywali od siatki i zaczął wykorzystywać przewagę jakości. Skuteczne ataki Antona Brehme i Tomasza Fornala, a także lepsza gra blokiem dały jastrzębianom wygraną 25:20 w partii otwarcia.
Drugi set zakończył się podobnie, polski zespół wygrał go 25:21, choć przebieg był nieco inny. Jastrzębski już na początku wypracował sobie przewagę czterech punktów (6:2) po błędach rywali w ataku. Mistrzowie Polski nie mieli większych kłopotów z pilnowaniem tej zaliczki. W pewnym momencie było nawet 18:12, ale Olympiakos zdobył trzy punkty z rzędu przy zagrywce Dragana Travicy. Losów tej partii to jednak nie odmieniło.
Biorąc pod uwagę przebieg poprzednich setów, mało kto spodziewał się czegoś innego w trzecim. A tu niespodzianka. Bardzo niemiła z perspektywy Jastrzębskiego. Od stanu 10:10 z polskim klubem stało się coś niewytłumaczalnego. Na kolejnych jedenaście akcji, ich łupem padła tylko jedna. Olympiakos dominował na zagrywce, dominował blokiem, a jastrzębianie rozlecieli się jak domek z kart. Zresztą ostateczny wynik mówi wszystko. 25:14 dla gospodarzy i sensacyjne przedłużenie tego spotkania.
Cokolwiek popsuło się od połowy trzeciego seta z grą mistrzów Polski, nie było w stanie się naprawić w czwartym secie. Olympiakos z drużyny zdominowanej przeistoczył się w maszynę. Lepszy serwis, lepszy atak, znacznie lepsze przyjęcie i kapitalnie grający Atanasijević. Efekt? 25:20 i doprowadzenie w tym spotkaniu do zupełnie niespodziewanego tiebreaka.
Set nr 5 przez długi czas był grą błędów. Dość powiedzieć, że Jastrzębski pierwsze cztery punkty zdobył błędami rywali. Jednak do zmiany stron to gospodarze prowadzili 8:7 po nieudanym ataku Łukasza Kaczmarka. Drużyny szły punkt za punkt i stawało się jasne, że kto się pomyli, ten słono zapłaci.
Niestety pomyłka, a nawet dwie, przydarzyły się Jastrzębskiemu. Złe przyjęcie i fatalny atak Fornala w jednej akcji, a potem koszmarne rozegranie Toniuttiego w drugiej. W efekcie to Olympiakos wygrał 15:12, a cały mecz 3:2. Dla Jastrzębskiego sytuacja przed rewanżem jest jasna. W Polsce muszą wygrać za pełną pulę lub 3:2 i Złotego Seta.