40 tysięcy osób pod Spodkiem. "Zyskaliśmy złoto, straciliśmy cztery gwiazdy"

- Bardzo chciałem właśnie tak pożegnać się z reprezentacją - mówiła jedna z legend polskiej siatkówki. Kultowy Spodek po tym meczu zdawał się latać nad Katowicami. A pod nim co najmniej kilka centymetrów nad ziemią z radości i dumy unosiło się 40 tysięcy kibiców, dla których zabrakło miejsca w hali. Mija równo 10 lat, od kiedy Polska pokonała Brazylię w finale naszego, domowego, mundialu.

- Bardzo chciałem pożegnać się z reprezentacją przed polskimi kibicami. Gdyby przed mistrzostwami ktoś mi powiedział, że skończę karierę w kadrze w taki sposób, to na pewno bym mu nie uwierzył - mówi Mariusz Wlazły. Dziesięć lat temu w katowickim Spodku polscy siatkarze pokonali Brazylię 3:1 w finale mistrzostw świata i odebrali złote medale, a Wlazły odebrał też statuetkę MVP, czyli najbardziej wartościowego gracza turnieju. To był piękny wieczór, a później była piękna noc. Pod kultową halą fetowały dziesiątki tysięcy polskich kibiców.

Zobacz wideo Paweł Zatorski ujawnił prawdę o wielkim finale! "Nikomu nie życzę"

Według ostrożnych szacunków wieczorem 21 września 2014 roku pod katowickim Spodkiem zgromadziło się 40 tysięcy kibiców. Może radość, która zapanowała tam po ostatniej piłce finału, była nawet jeszcze piękniejsza od tej w obiekcie, w którym na trybunach było 11 tysięcy widzów?

 

To krótkie wideo Pawła Wilkowicza, wówczas reportera Sport.pl, odtworzono setki tysięcy razy. Przyznaję - w pierwszej chwili byłem szczęśliwy, że to Paweł wyszedł na zewnątrz, a ja mogłem przeżywać meczowe emocje na trybunie prasowej. Ale później zazdrościłem Pawłowi tego, że znalazł się w tłumie fetującym w stylu, jaki przypomina radość kibiców z Ameryki Południowej po sukcesach tamtejszych reprezentacji na piłkarskich mundialach.

61 500 widzów na siatkówce! "Szkoda, że ta chwila już się nie powtórzy"

Dla Polski mundial siatkarski w 2014 roku był świętem na miarę największych świąt futbolowych. Turniej zaczęliśmy niezapomnianym meczem z Serbią na Stadionie Narodowym. Zwycięstwo nad Serbią z trybun oglądało aż 61 500 widzów. - Szkoda, że ta chwila już się nie powtórzy. Atmosfera tamtego spotkania nam wszystkim zapadła w pamięć na zawsze. Wtedy na Stadionie Narodowym wytworzył się ładunek emocjonalny niezwykłej jakości - mówi Wlazły, który najpierw w tym meczu zagrał, a później wiele razy go oglądał. - Jasne! To jest wydarzenie, do którego lubiłem wracać. Mam wielką radość, że najpierw przeżyłem je z innej perspektywy niż sprzed telewizora, niż w roli kibica. Emocje tamtego dnia zebrałem sobie z różnych perspektyw. Były, są przeogromne. Odśpiewanie hymnu w wielu polskich halach jest piękne. W Spodku w Katowicach wszyscy śpiewamy go a cappella i to jest wielkie przeżycie. Ale nigdy i nigdzie "Mazurek Dąbrowskiego" nie zabrzmiał tak wspaniale, jak wtedy na Narodowym. Jak bardzo to nastrajało, jak bardzo wzruszało, rozpalało emocje, tego nie wyobrazi sobie nikt, kogo tam wtedy nie było - słyszymy od jednego z najlepszych polskich siatkarzy w historii.

Maraton horrorów. Nawet o tym nie marzyliśmy

Między 3:0 z Serbią na otwarcie MŚ na Narodowym a 3:1 z Brazylią w finale w Spodku polscy siatkarze przeżyli maraton. Turniej miał morderczy format, w drodze do złota nasza kadra musiała rozegrać aż 13 meczów. To wszystko w ciągu 22 dni!

Dla kibiców to był piękny, niezapomniany czas. Kadra prowadzona przez żółtodzioba Stephane’a Antigę wygrywała horrory z Iranem (3:2), Francją (3:2), Brazylią (3:2) i Rosją (3:2). Szkoleniowiec, który dopiero co był zawodnikiem i dla którego praca z Polską była pierwszą w nowej karierze, świetnie nastawił zespół, a gracze poświęcali się całkowicie. Kapitan Michał Winiarski grał na zastrzykach przeciwbólowych, nie zważając na to, że później za walkę mimo poważnej kontuzji pleców będzie słono płacił.

Polska była wyjątkowo zjednoczona i najmocniejsza od czasów legendarnej drużyny Huberta Wagnera. Złoto z 21 września 2014 roku było drugim dla polskiej siatkówki na MŚ po tym, które Wójtowicz, Bosek i spółka wywalczyli w Meksyku w 1974 roku.

Trener nie wytrzymał. "Panowie, o co wam chodzi?"

Co ciekawe, przed turniejem nie tylko Wlazły nie myślał o aż takim sukcesie. Wszyscy oceniali, że będzie dobrze, jeśli Polska awansuje do top 6, czyli do grona, które do końca będzie w walce o medale. Niepokój wzbudzały przedmundialowe zawirowania w kadrze. Antiga i Bartosz Kurek kiedyś byli treningowymi partnerami w Skrze Bełchatów, a teraz nie umieli się porozumieć i tuż przed mistrzostwami trener zrezygnował z - tak się wtedy wydawało - największej gwiazdy drużyny!

Warta przypomnienia jest pewna scenka z biura prasowego z Memoriału Wagnera 2014. Gdy na 12 dni przed startem mundialu stało się jasne, że Antiga skreślił Kurka, wśród dziennikarzy nastroje nie były najlepsze. Wielu twierdziło, że trener właśnie popełnił wielki błąd. I że najpewniej wkrótce zapłaci za niego posadą. W tych dyskusjach uczestniczył jeden z byłych szkoleniowców kadry i w pewnym momencie nie wytrzymał. "Panowie, o co wam chodzi? Najpierw baliście się, że trener nie ma jaj, a teraz się boicie, bo się okazało, że ma taaakie wielkie?" - zapytał dosadnie najbardziej marudzących kolegów.

"Wynalazek". Prezes triumfował. I obsypywał mistrzów złotem

Po finale jeden z dziennikarzy chodził nawet po Spodku z tabliczką na szyi, na której napisał sobie bodajże "Wynalazek". Jeśli mnie pamięć nie myli, był to efekt przegranego zakładu z Mirosławem Przedpełskim. Ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej wierzył, że Antiga mimo absolutnego braku trenerskiego doświadczenia poprowadzi Polskę do sukcesu.

Przedpełski był też przygotowany na nagrody. Chwalił się, że są rekordowo wysokie - związek wraz ze sponsorami przekazał wówczas drużynie aż 10 milionów złotych do podziału, co dawało 700 tys. złotych premii dla każdego z 14 mistrzów świata.

Siatkarze prosili: Odkodujcie chociaż finał

Natomiast szkoda, że nikt nie przygotował kibiców na to, że mundial zostanie zakodowany. Wrzucenie meczów Polski do płatnych kanałów Polsatu dziś nie byłoby możliwe, ale wtedy nie było jeszcze ustawy, która kazałaby takie spotkania pokazywać w otwartej, ogólnodostępnej telewizji. Wówczas dopiero finał odkodowano. O co zresztą apelowali nasi siatkarze.

Ten finał był tak naprawdę słodko-gorzki. - Było mi bardzo miło, że wszyscy osiągnęliśmy ten sukces. Że cała polska siatkówka wygrała. 21 września to był dzień triumfu naszej ligi, która rozwinęła reprezentantów do poziomu mistrzów świata. To był triumf wszystkich, którzy te mistrzostwa świetnie zorganizowali. I nasz też, bo nam się medal marzył. Ale nie złoty. O nim zaczęliśmy myśleć dopiero pod koniec turnieju. Traktowaliśmy turniej etapowo, każdy mecz był kolejnym etapem i dopiero przed ostatnimi pomyśleliśmy, że my ten cały turniej możemy wygrać - mówi Wlazły.

Zyskaliśmy złoto, a straciliśmy aż cztery gwiazdy. "Tak, pamiętam"

Wlazły tamtym meczem żegnał się z kadrą na zawsze. Antiga, kumpel z boiska, przekonał Wlazłego, by wrócił do kadry po latach nieobecności. Świetny atakujący wywalczył z Polską srebro MŚ 2006, ale później grał w reprezentacji coraz rzadziej, bo nie umiał porozumieć się z PZPS-em.

Antiga i Wlazły zawarli układ. - My sobie jasno określiliśmy warunki naszej współpracy. Obie strony wiedziały, czego od siebie wymagają. Wróciłem po kilku latach, ale tylko na jeden turniej. Bo chciałem się pożegnać z kibicami. Oczywiście od samego początku byłem szczery ze Stephanem […] Przed finałem poszedłem do Stephane'a i zapytałem, czy pamięta, że to jest mój ostatni mecz w reprezentacji. Odpowiedział: "tak, pamiętam, i zróbmy tak, żebyśmy go obaj zapamiętali jak najlepiej, żeby był zwycięski". Te jego słowa były dla mnie dodatkowym źródłem motywacji. Poczułem, jak fajnie po dojściu do takiego momentu byłoby postawić kropkę nad "i" - zdradzał kiedyś Wlazły w rozmowie ze Sport.pl.

- Gra dla barw narodowych to ogromne wyróżnienie i ogromna odpowiedzialność. Ja zawsze ją czułem. Z moją grą w reprezentacji było różnie ze względu na animozje z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej, ale nigdy nie wypowiadałem się w sposób negatywny na temat barw narodowych i na temat reprezentowania naszego kraju. Organizacyjnie zaniedbania związku nigdy nie miały wpływu na moje podejście do najważniejszych wartości - dodawał.

Przed tym ostatnim meczem wiedziałem, że to ostatni taniec Wlazłego. A wspaniale byłoby mieć go wtedy na dłużej, chociaż do igrzysk olimpijskich Rio 2016. Niestety, okazało się, że wraz z Wlazłym w tamtym finale MŚ z reprezentacją Polski pożegnało się jeszcze kilka innych legend: Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak.

A zatem 21 września 2014 przeszedł do historii polskiego sportu jako złoty dzień polskiej siatkówki, ale też jako ostatni dzień, w którym dla Polski grało kilku naprawdę wybitnych przedstawicieli tego sportu.

Więcej o: