W 2008 i 2012 roku Michał Winiarski przegrywał olimpijskie ćwierćfinały jako jeden z najważniejszych i najlepszych siatkarzy reprezentacji Polski. Teraz w dniu, w którym Polska awansowała do ćwierćfinału (3:1 ze Słowenią), on też prawie awansował. Ale jak wiadomo, prawie robi wielką różnicę.
Dziesięć tysięcy Francuzów przeżywało w poniedziałkowy wieczór potężne emocje. Ich złota drużyna z Tokio była murowanym faworytem ćwierćfinału z Niemcami, a długo wydawało się, że Earvin Ngapeth i spółka już pożegnają się z turniejem.
Młody polski trener (rocznik 1983) robi z Niemcami kapitalną robotę. Najpierw z solidnego średniaka światowej siatkówki zrobił ekipę, która stała się postrachem dla największych. W eliminacjach olimpijskich w Rio de Janeiro Niemcy pokonali i Brazylijczyków, i Włochów. Teraz były kapitan reprezentacji Polski omal nie sprawił sensacji jeszcze większej.
Niemcy są na igrzyskach po raz pierwszy od 12 lat, a do strefy medalowej awansowaliby pierwszy raz w historii! Winiarski wykonał kapitalną robotę, co widzi się choćby po tym, jak działa w niemieckiej ekipie system blok-obrona, jak mądrze gra cały zespół i jaką jest jednością. Wielki gwiazdor Georg Grozer wciąż jest najbarwniejszą postacią. Ale haruje dla zespołu jak wszyscy. Z tych "wszystkich" wyróżnić można i Moritza Reicherta, który świetnie wspiera Grozera w ataku, i rządzącego na środku Anthona Brehme, i choćby doświadczonego rozgrywającego Lukasa Kampę. Ale prawda jest taka, że tu nie o pojedyncze laurki chodzi. Niemcy Winiarskiego to drużyna, która może niemal wszystko. I – to widać coraz wyraźnie – oni o tym doskonale wiedzą!
Znamienne były obrazki z końcówek pierwszego i drugiego seta. Zwłaszcza z drugiego, granego na przewagi. Po udanych akcjach kolegów na parkiet wpadali rezerwowi. Fetowali tak, jakby to już były decydujące piłki. Nakręcali się nawzajem. I kompletnie uciszali pełną francuskich kibiców halę.
Przy 0:2 w setach część trybun chyba przestała wierzyć. Ale nie przestali miejscowi siatkarze. I dzięki temu ci wszyscy ludzie wyszli z Areny Paris Sud nie w szoku, a z poczuciem ulgi.
Wśród kibiców był premier Francji Gabriel Attal. Jego miny na koniec nie widziałem. Natomiast miny francuskich dziennikarzy na trybunie prasowej mówiły wszystko – oni naprawdę nie spodziewali się, że będzie aż tak ciężko.
W półfinale Francuzi zmierzą się z Włochami. Ci byli jeszcze bliżej sensacyjnego odpadnięcia. W ćwierćfinale z Japonią przegrywali 0:2 i 21:24, ale ostatecznie wygrali 3:2.
Drugą parę półfinałową stworzą Polska i USA albo Brazylia. Naszego rywala poznamy późnym wieczorem – wyłoni go mecz, którzy zacznie się o godzinie 21.00.