Po kilku pierwszych akcjach trener Nikola Grbić uśmiechał się, stojąc tyłem do boiska, bo gra polskich siatkarzy układała się jak z nut. Potem czasem mocno się krzywił, bo jego zawodnicy łapali też chwilowe - typowe dla meczów z dużo słabszym rywalem - spadki koncentracji. Mecz z Egiptem, zgodnie z przypuszczeniami, nie miał wielkiej historii. Był po prostu pierwszym z pięciu ostatnich sprawdzianów Polaków przed igrzyskami i dodatkowym źródłem informacji o najbardziej egzotycznym z grupowych rywali w tej imprezie.
Historia pojedynków Polaków z Egipcjanami jest bardzo jednostronna. W ostatnich 18 latach drużyna z Afryki wygrała tylko raz - 3:2 w 2008 roku na otwarcie rywalizacji w fazie interkontynentalnej Ligi Światowej. Tamten wynik w polskich mediach nazywano zimnym prysznicem i wypadkiem przy pracy. Dlatego teraz głównym pytaniem nie było ani to, kto wygra, ani jaki będzie wynik, a jedynie ile punktów mistrzowie Europy pozwolą zdobyć przeciwnikom w każdym z trzech setów.
Smaczku temu spotkaniu dodawał też fakt, że o ile od ostatniego pojedynku tych zespołów minęły trzy lata (wtedy też zmierzyły się w Memoriale Wagnera), to na kolejny czekać będą zaledwie 15 dni. Trafiły bowiem do tej samej grupy w turnieju olimpijskim w Paryżu, razem z Brazylijczykami i Włochami. I prawdopodobnie dlatego trener Egipcjan w piątek w Krakowie wystawił na początku głównie rezerwowych.
Dla Polaków był to pierwszy mecz od momentu, gdy Grbić dokonał wyboru składu na igrzyska. Chociaż w Krakowie z drużyną wciąż przebywają Karol Kłos i Jakub Popiwczak, którzy odpadli na ostatniej prostej w tej wewnętrznej rywalizacji. Serb - w przeciwieństwie do trenera przeciwników - postawił w w piątek sporym stopniu za graczy, których można się spodziewać w wyjściowym składzie w Paryżu. Byli m.in. na rozegraniu Marcin Janusz, na ataku Bartosz Kurek, na przyjęciu Tomasz Fornal, a na środku Mateusz Bieniek.
Jako formę testowania można uznać pojawienie się w pierwszej szóstce obok Fornala Kamila Semeniuka, a obok Bieńka Norberta Hubera. Cały mecz z ławki obejrzał zaś Wilfredo Leon, ani na chwilę nie pojawił się też Jakub Kochanowski. Ale też szkoleniowiec przyzwyczaił - zarówno w turniejach towarzyskich, jak i w fazie interkontynentalnej LN - do rotowania składem. Polacy, którzy wciąż trenują intensywnie z myślą o igrzyskach, jednak w dowolnej konfiguracji byli zdecydowanym faworytem tego spotkania.
Zaczęli bardzo pewnie, bo od prowadzenia 4:0. Chwilę potem właśnie operator uchwycił odwróconego tyłem do boiska Grbicia, który wyraźnie się uśmiechał. Mina mu zrzedła, gdy dwukrotnie ataku nie skończył Kurek, który wciąż pracuje nad zgraniem z Januszem. Polacy zaliczyli wyraźny spadek koncentracji w połowie seta, a Egipcjanie zmniejszyli wtedy straty z sześciu do trzech punktów. W pewnym momencie byli teoretycznie blisko do zredukowania jej jeszcze bardziej, ale Ahmed Azab przepychał piłkę w nieregulaminowy sposób. Sytuację wyjaśnił trwający dość długo challenge. Gdy sędziowie jeszcze się naradzali, to Kurek - widząc już powtórkę na ekranie podwieszonym u sufitu hali - już się cieszył z punktu.
Od tego momentu Polacy trochę jakby się przebudzili i wskoczyli znów na wyższe obroty. Gdy prowadzili 17:11, to Grbic dokonał podwójnej zmiany. Wielu kibiców będzie teraz pilnie obserwować zwłaszcza Łukasza Kaczmarka, który ma być zmiennikiem Kurka i wciąż walczy o powrót do formy. Jego obecność w składzie na igrzyska to dowód zaufania, jakie ma do niego szkoleniowiec. W pierwszym secie po kilku akcjach trener wrócił jednak do podstawowego ustawienia i to ono zapewniło przypieczętowanie zwycięstwa w nim.
Kolejną porcję mozolnej gry Polacy pokazali w pierwszej połowie drugiej partii. Bo najpierw prowadzili 5:2, ale zaraz potem dominował remis. Szczególnie w obronie widać było wówczas, że gospodarze grają ostrożnie, nie chcąc ryzykować niepotrzebnej kontuzji na dwa tygodnie przed igrzyskami. Ta ostrożność sprawiła, że przez pewien czas Egipcjanie byli w stanie prowadzić z nimi grę "punkt za punkt", a momentami nawet wychodzić na jednopunktowe prowadzenie (8:7, 11:10). Ale w drugiej części tego seta sytuacja już wróciła do normy. Tym bardziej, że zespół gości zaczął popełniać zbyt dużo prostych błędów, by dać choćby szansę pomylić się rywalom.
Bez takich przejściowych kłopotów Polacy przeszli przez ostatnią odsłonę, a efektem była pełna kontrola. Grbić dokonywał kolejnych zmian i testował różne ustawienia. Na ataku zaczął Kaczmarek, który w drugim secie znów zmienił Kurka, po czym sam został zastąpiony przez Bartłomieja Bołądzia. Ten ostatni do Paryża pojedzie jako rezerwowy. Pojawił się znów będący zmiennikiem Janusza Grzegorz Łomacz oraz przyjmujący Aleksander Śliwka.
Śliwka - tak jak Kaczmarek - wciąż musi się odbudować po sezonie klubowym. Krótkie wejścia w piątek jeszcze tego nie zwiastują. Odebrał sześć zagrywek i miał 33 procent dokładnego przyjęcia, a w ataku nie skończył żadnej z dwóch piłek, które do niego trafiły. Pewnym punktem drużyny po raz kolejny w ostatnich tygodniach okazał się Fornal. Dość dobrze spisał się też Semeniuk, który co prawda miał 44 proc. skuteczności ataku, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że piłka trafiała do niego najczęściej w całej drużynie - aż 25 razy.
W sobotę Polaków czeka znacznie trudniejszy sprawdzian - zagrają z Niemcami. W niedzielę, na zakończenie, zmierzą się ze Słoweńcami. Okres przedolimpijskich sprawdzianów zakończą zaplanowane na przyszły weekend spotkania z Japończykami i Amerykanami w Gdańsku.