Był na sportowym dnie. Po tym, co zrobił, na jego narzeczoną wylał się hejt

Agnieszka Niedziałek
- Na razie jeszcze nie czuć rywalizacji o igrzyska, ale ten moment nadejdzie - mówi Sport.pl Kamil Semeniuk. Siatkarz włoskiej Perugii najważniejszej imprezie w sezonie podporządkował wszystko, przekładając nawet ślub. A gdy wspomniał o tym mediom, na jego narzeczoną wylał się hejt. Semeniuk, który rok temu sportowo był na dnie, wysyła dziś sygnał: "Maszyna" wróciła.

Poprzedni sezon był dla Kamila Semeniuka - jak mówi on sam - kubłem zimnej wody i lekcją pokory. Rok temu przyjeżdżał na zgrupowanie reprezentacji Polski, aby się odbudować. Teraz sytuacja zmieniła się nie do poznania. Siatkarz Sir Safety Perugii dołączył do kadry jako zdobywca wszystkich trofeów, jakie mógł w tym sezonie zdobyć z klubem. Mistrz Włoch, triumfator klubowych mistrzostw świata oraz Pucharu i Superpucharu Włoch marzy teraz o tym, by po raz drugi w karierze pojechać na igrzyska. Przyjmujący, który z Zaksą wygrał wcześniej dwukrotnie Ligę Mistrzów, jest w topowej formie i choć wszyscy widzą w nim znów pewniaka, to sam o swoich szansach na udział w paryskim turnieju olimpijskim wypowiada się nieco ostrożniej.

Zobacz wideo Fuzja Lubina i Gorzowa Wlk. w siatkówce. Artur Popko: Celem jest zwiększenie potencjału

Agnieszka Niedziałek: Po dwóch latach kibice i dziennikarze znów stosują wobec ciebie określenie "maszyna". Wtedy po świetnym sezonie w Zaksie byłeś jednym z liderów kadry. Teraz po świetnym sezonie w Perugii praktycznie z marszu zacząłeś występy w reprezentacji.

Kamil Semeniuk: Fakt, przeniosłem się od razu z sezonu klubowego na reprezentacyjny, ale nie mam z tym żadnego problemu. Wolę wręcz od razu przejść w rytm meczowy, by wypracowana w klubie forma nie przepadła. Bo fajnie jest odpocząć tydzień czy dwa, ale potem powroty do formy są dość ciężkie. Cieszę się więc, że jestem już z kadrą i od razu załapałem się na granie.

Kiedy się dowiedziałeś, że będziesz w składzie już na pierwszy turniej Ligi Narodów?

Początkowo nie byłem brany pod uwagę w planach pod kątem tego wyjazdu, ale trener od początku nas uczulał i prosił, abyśmy byli gotowi i dyspozycyjni, jeśli nastąpi taka konieczność. Więc jak tylko dostałem informację, że mam lecieć do Antalyi, powiedziałem: "OK, nie ma problemu". W tym okresie przejściowym - między występami w klubie a przyjazdem na zgrupowanie kadry - starałem się we własnym zakresie podtrzymać formę, m.in. wizytami na siłowni. Byłem więc gotowy. Spakowałem plecak oraz buty i jestem.

Masz pomysł, jak utrzymać tę wysoką formę aż do kluczowego okresu tego lata, czyli przełomu lipca i sierpnia?

Szczerze mówiąc, to nie zastanawiałem się nad tym. Priorytetem jest to, by być w pełni zdrowym. Na szczęście jestem zawodnikiem, który dba o siebie i swój organizm, więc myślę, że pod tym względem nic złego się nie wydarzy. A co do formy fizycznej, to na pewno nasz sztab szkoleniowy rozplanuje wszystko tak, aby tych sił starczyło na cały sezon reprezentacyjny.

Teraz przyjechałeś na kadrę ozłocony sukcesami klubowymi, ale rok temu byłeś w zupełnie innym miejscu...

Poprzedni sezon kadrowy na pewno mi bardzo pomógł. Pojawiłem się po nieudanym sezonie klubowym i dzięki wsparciu trenera Nikoli mogłem się odbudować nie tylko siatkarsko, ale i mentalnie. Zyskałem pewność siebie i przekonanie, że potrafię prezentować wysoki poziom i przenieść to na późniejsze występy w klubie. Z nim przez ostatnie miesiące zdziałaliśmy bardzo dużo i dzięki temu teraz w kadrze też jestem mentalnie podbudowany. Bo sukcesy dodają pewności siebie.

Wyznajesz zasadę, że wszystko jest po coś i ten poprzedni fatalny sezon w Perugii też był potrzebny?

Nie wiem, na pewno sobie tego nie planowałem (uśmiech). Czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby potem pójść naprzód. Może taki zimny prysznic był też potrzebny w mojej przygodzie z siatkówką? Mam nadzieję, że takich momentów będzie coraz mniej.

Gdy w tamtym sezonie rozmawialiśmy przed półfinałem Ligi Mistrzów z Zaksą, to mówiłeś mi wprost, że pewne rzeczy nie funkcjonowały w drużynie tak, jak powinny. Latem zmienił się m.in. trener. Co twoim zdaniem sprawiło, że po tak kiepskim sezonie kolejny okazał się pełnym sukcesem?

Wydaje mi się, że każdy z nas dostał po prostu kubeł zimnej wody na głowę i to wystarczyło. Dotarło do nas, że jeśli każdy z nas nie zbierze się w sobie i nie da z siebie maksa - nie tylko w meczach, ale i podczas treningów - to kończy się to tak, jak się skończyło, czyli nieudanym sezonem. Myślę, że każdy, kto był wtedy w drużynie, przyczynił się do takiego wyniku i wziął sobie to głęboko do serca. Można powiedzieć, że to była taka lekcja pokory. Każdy też z nowym nastawieniem i energią wszedł w nowy sezon. Zmiana trenera też mogła się przyczynić do tego, że teraz ta drużyna lepiej funkcjonowała. Ogółem nie było elementu, który w tym sezonie nie funkcjonował. Pod każdym względem wyglądało to bardzo dobrze, także jeśli chodzi o atmosferę. Oczywiście, były momenty kryzysowe, przegrywaliśmy spotkania, ale na szczęście nie były to momenty, które by decydowały o końcowym wyniku.

Powiedziałbyś z perspektywy czasu, że Andrea Anastasi nie umiał dotrzeć do tej drużyny, nie wyczuł jej? To doświadczony szkoleniowiec, ale coś chyba w poprzednim sezonie nie zagrało.

Nie wiem. Nie chciałbym kontynuować dyskusji na temat trenera Andrei i tego, jak to wtedy funkcjonowało. Może po prostu się nie dogadaliśmy i wyszło jak wyszło. Życzę mu jak najlepiej. W Piacenzie teraz też miał dość ciężki sezon, więc na pewno nie jest mu łatwo i nie mam zamiaru wytykać mu jeszcze dodatkowo ewentualnych braków czy złych cech. Jest naprawdę fantastyczną osobą, z którą można porozmawiać na każdy temat. Po prostu na linii zespół - trener w pewnym momencie coś się u nas wypaliło i przestało to funkcjonować tak, jak powinno.

Bolało oglądanie meczów LM jedynie w telewizji czy te wszystkie późniejsze sukcesy ci to osłodziły?

(śmiech) Zawsze fajnie jest grać w LM i to był chyba jeden z nielicznych sezonów, kiedy nie brałem udziału w tych prestiżowych rozgrywkach. Ale też było to ciekawe doświadczenie - praktycznie cały sezon graliśmy tylko w weekendy. Można było sprawdzić taki nowy wariant. Ale bardzo się cieszę, że w kolejnym sezonie wracamy już do występów na europejskich parkietach i przede wszystkim na te najważniejsze - do LM.

Pod koniec sezonu ligowego widziałam zdjęcie, na którym podczas dyskusji z sędzią używałeś charakterystycznej dla Włochów gestykulacji rękami. Po drugim sezonie w Italii przesiąknąłeś już tamtejszą kulturą i zachowaniem?

Fakt, mam już trochę typowo włoskich gestów, ale chciałbym tu podkreślić, że jestem dumny z mojego pochodzenia i kraju oraz będę cały czas reprezentował Polskę (uśmiech). Cieszę się też, jak czasem mogę nauczyć nieco polskiego kolegów z drużyny.

A jak twoja nauka języka włoskiego?

Nie jest źle, cały czas są postępy. Jestem samoukiem i mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z poziomu, który prezentuję po dwóch latach. Mogę porozmawiać z kolegami z zespołu i udzielać wywiadów czy występować w klubowych mediach. Oczywiście, do perfekcji jeszcze daleka droga, ale jeszcze mam czas, by mój włoski doszlifować.

Z Nikolą Grbiciem rozmawiasz częściej w tym języku czy po angielsku?

Jak do tej pory więcej po włosku. Łatwiej mi czasem, gdy nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś potrzebnego słówka po angielsku. Ale też trener już bardzo dobrze mówi po polsku.

Skoro tak, to wy, kadrowicze, pilnujecie się teraz mocniej, gdy jest obok?

Oczywiście. Gdzieś na początku było więcej swobody i luzu, bo nawet jak był z nami w windzie, to można było powiedzieć coś na jego temat, a i tak większości słów nie rozumiał. Teraz, gdy jedziemy razem windą, to jest cisza (śmiech). A tak naprawdę, to cały czas wtedy rozmawiamy, ale już na wszelki wypadek "nie obgadujemy" wówczas spraw dotyczących trenera.

Zamieniłeś się teraz rolami z byłymi klubowymi kolegami z Zaksy. Rok temu oni byli opromieni sukcesami, a ty musiałeś się odbudować, teraz jest odwrotnie. Gdy dotarłeś na zgrupowanie, to rzuciłeś im coś w stylu: "Dobrze was rozumiem, bo byłem niedawno w tym miejscu"? Pojawił się w ogóle ten temat?

Nie było go między nami, zawodnikami. Ale to w sumie ciekawe doświadczenie, że w przeciągu roku te role się aż tak odwróciły. Życzę chłopakom jak najlepiej i by też się odbudowali. Nie tylko fizycznie i siatkarsko, bo myślę, że to nie będzie problem - to bardzo dobrzy zawodnicy - ale by się odbudowali mentalnie. By ta historia, która wydarzyła się w klubie, została za nimi, by odcięli się od tego i zakończyli ten temat. Po prostu by otworzyli notes na nowej stronie i zapisywali kolejne kartki. Myślę, że nie będzie to raczej jakoś długo trwało, by zawodnicy, którzy w tamtym sezonie ciągnęli grę naszej reprezentacji, w tym roku też byli jej kluczowymi graczami.

Tobie rok temu trudniej było odbudować się psychicznie czy fizycznie?

Myślę, że mimo wszystko psychicznie. Miałem wtedy bardzo dużo momentów, gdy nie byłem pewny, czy dalej będę w reprezentacji. Czy prezentuję na tyle dobry i wysoki poziom, by dalej w niej być. Bardziej więc w tym, jak prezentowałem się wtedy na boisku, odgrywał rolę aspekt mentalny niż czysto siatkarski.

Mówiłeś mi wtedy, że na treningach czuć było mobilizację w walce o miejsce w składzie na najważniejsze turnieje. Teraz, kiedy stawka jest jeszcze większa, bo są nią igrzyska, już podczas pierwszych treningów w Spale dało się tę rywalizację wyczuć?

Jeszcze nie, bo zjeżdżaliśmy się w różnych terminach i na razie ciągle jesteśmy w rozjazdach. Tak naprawdę chyba był tylko jeden dzień, kiedy byliśmy wszyscy razem skumulowani w Spale. To był jeden popołudniowy trening. A tak cały czas funkcjonujemy na razie w grupach w związku z tym, kto kiedy zakończył sezon i kiedy był gotowy, by dotrzeć na zgrupowanie. Na razie więc jeszcze nie czuć tej rywalizacji o igrzyska, ale myślę, że ten moment nadejdzie. Przylecieliśmy do Turcji taką "14", na jaką mogliśmy sobie obecnie pozwolić. Na przykład z Tomkiem Fornalem czy z Wilfredo Leonem jeszcze nie miałem ani jednego wspólnego treningu.

W poprzednim sezonie olimpijskim pojawiłeś się w kadrze jako rewelacja sezonu klubowego i przebojem wdarłeś się do składu na igrzyska. Jak wspominasz tamto przetarcie z tą prestiżową imprezą? Jakub Kochanowski mówił mi kiedyś, że pierwsze zetknięcie z otoczką igrzysk może przytłoczyć. Masz to już za sobą, więc w Paryżu w razie czego będzie ci łatwiej?

Ciekawe pytanie. Poprzednie igrzyska odbywały się w czasie pandemii, bez kibiców na trybunach, więc atmosfera na pewno nie była taka, jaka będzie w tym roku. Ale tak, co do organizacyjnych spraw to można powiedzieć, że mam już bagaż doświadczenia. Bardzo bym chciał wziąć udział jeszcze raz w tej imprezie, bo jest naprawdę unikatowa. Myślę, że każdy sportowiec o tym marzy.

Poza pustymi trybunami na hasło "igrzyska w Tokio", co jeszcze przychodzi ci na myśl? Masz jakieś pozytywne wspomnienia czy tylko ból po przegranym ćwierćfinale?

Nie tylko to. To były moje pierwsze igrzyska i to w pierwszym sezonie reprezentacyjnym, więc mogę tylko miło wspominać ten turniej. Pomimo oczywiście smutnego dla kadry wyniku. Dobrze pamiętam stołówkę, która była otwarta praktycznie 24 godziny na dobę. Cała wioska olimpijska jest też czymś bardzo fajnym - w jednym miejscu jest tylu sportowców. Można spotkać kogoś sławnego czy ciekawego, kogo wcześniej widziało się tylko w telewizji.

Kogo ciekawego wtedy spotkałeś?

Huberta Hurkacza. Wcześniej znałem go jedynie z telewizji i szczerze mówiąc, to na tej podstawie wydawał mi się... wyższy i bardziej umięśniony niż na żywo (uśmiech). Było tam też wielu innych sportowców, obok których fajnie było chociażby przejść.

Poprzedni trener reprezentacji Polski Vital Heynen odliczał dni pozostałe do igrzysk w Tokio. Nikola Grbić tego nie robi, ale niedawno w Spale wygłosił przemowę przypominającą, po co się w tym roku zebraliście i na co pracujecie od dwóch lat. Jak ty sam podchodzisz do paryskiego turnieju?

Nie mam kalendarzyka, w którym skreślam dni pozostałe do rozpoczęcia igrzysk...I naprawdę skupiam się obecnie na pierwszym turnieju LN i gdy będę miał okazję wyjść podczas niego na boisko, to chcę zaprezentować się najlepiej jak tylko potrafię. Potem przyjdą kolejne dni i kolejne turnieje. Myślę, że czas na taką pełną koncentrację na igrzyskach przyjdzie po turnieju finałowym LN. Wtedy naprawdę będzie można wszystko w stu procentach podporządkować igrzyskom, na które mam nadzieję, że pojadę.

Nie skreślasz dni w kalendarzu, ale podjąłeś pewne dodatkowe kroki pod kątem przygotowań do igrzysk w Paryżu - z tego powodu przełożyliście z narzeczoną ślub.

Zgadza się. Pierwotnie planowaliśmy go zaraz po igrzyskach, ale - trochę za namową mojego taty - zmieniliśmy termin. Doszliśmy wspólnie z Kasią do wniosku, że ma on jednak chyba trochę racji, by skoncentrować się teraz w stu procentach na igrzyskach, a nie głową być przy sprawach organizacyjnych dotyczących ślubu. Rzeczywiście nie wyobrażam sobie, że miałbym teraz myśleć o menu, sali czy DJ-u i innych tego typu rzeczach związanych z tą ważną uroczystością. Bardzo dziękuję Kasi za wyrozumiałość, bo nie pierwszy i nie ostatni raz nasze plany są podporządkowywane siatkówce. Do tego - nie wchodząc w szczegóły - wspomnę tylko, że po wcześniejszym wywiadzie, w którym mówiłem o przełożeniu ślubu i emocjach Kasi z tym związanymi, wylał się na nią bezpodstawnie hejt [W rozmowie dla TVP Sport Semeniuk powiedział: "Broniłem tamtej daty, ponieważ wiedziałem, że Kasia będzie się zajmować tematem. (...) Pod naciskiem moich rodziców po paru dniach płaczu Kasia dała zielone światło, byśmy przesunęli ślub". - red.].

Niedawno byliście na weselu Aleksandra Śliwki. Czy wtedy przez chwilę było wam szkoda, że na własne przyjdzie czekać wam dłużej niż pierwotnie planowaliście?

To było nasze pierwsze wspólne wesele od dwóch lat. Przeważnie ja nie mogłem być na takich uroczystościach i Kasia musiała na nie chodzić sama. Myślę, że podjęliśmy słuszną decyzję. Choć Kasia już mi żartobliwie przypomniała, że jak nie pojadę na igrzyska, to nie będzie szczęśliwa, że zgodziła się na to przełożenie ślubu, więc lekka presja jest.

Nie jest tak źle - nie wspominała przecież o medalu.

Tak, ale jak nie będę w ogóle na igrzyskach, to i szansy na medal nie będzie. A tak na poważnie już, to mam wielką nadzieję, że nie tylko wezmę udział w tej imprezie, ale i wrócę z krążkiem. I będę mógł go zaprezentować w przyszłym roku na moim weselu.

Ucieszy cię możliwość pokazania gościom wtedy dowolnego medalu czy musi być złoto?

Zawsze celem jest zajęcie pierwszego miejsca, ale wiemy już, jak trudno jest zdobyć jakikolwiek medal na dużej imprezie. Gdy wracasz bez tego z najcenniejszego kruszcu, to przez chwilę czujesz smutek, ale potem już robi się miło i pojawia się satysfakcja.

Mówiąc żartobliwie, presja rodzinna dotycząca sukcesu w igrzyskach u ciebie chyba będzie największa, bo za sprawą igrzysk w Tokio zabrakło cię na ślubie brata.

I kuzyna też. Dobrze, że medale olimpijskie w Paryżu mają dać się podzielić na cztery części.

Komu byś przekazał trzy z nich?

Na pewno jedną tacie, drugą bratu, z Kasią będziemy mieć wspólną. A co do czwartej, to z pewnością znajdą się odpowiednie ręce.

Od niedawna ze względu na wyjazdy na mecze czy zgrupowania zaliczasz rozłąkę nie tylko z narzeczoną, ale i z waszym "futrzastym dzieckiem". Mocno tęsknisz na psem?

Oj tak, to nasz biszkoptowy słodziak. Ale mimo wszystko za Kasią tęsknię bardziej (uśmiech). Dzięki obecnej technologii, mimo dość częstych wyjazdów, jestem na bieżąco z rozwojem Scooby'ego - Kasia przesyła mi cały czas zdjęcia i filmiki z nim.

Z racji tych wspomnianych wyjazdów pewnie jesteś u niego numerem dwa i musisz się po powrocie wkupywać od nowa w jego łaski?

Zgadza się. Pies podobno zawsze na samym początku wybiera osobę, z którą ma najmocniejszą więź i u nas jest nią Kasia. Tym bardziej że sama go odbierała i pierwsze wspólne dni spędzili sami - ja byłem wtedy na turnieju finałowym Pucharu Włoch. Scooby nie słucha mnie tak dobrze jak Kasi. Widać, że jak nie ma mnie tydzień czy dwa, to trochę zapomina pewne rzeczy, więc można powiedzieć, że to taki "synek mamusi".

Ale podobno powitanie po niedawnych meczach towarzyskich kadry zgotował ci całkiem ładne.

O, tak! Z zabawą nie mamy żadnego problemu. Można powiedzieć, że ja odpowiadam za departament rozrywki, a Kasia jest od całej reszty.

Więcej o: