Polski siatkarz w szoku. Już przeszedł do historii. Rzeczywistość lepsza niż marzenie

Agnieszka Niedziałek
Jeżeli historia któregoś z siatkarzy Jastrzębskiego Węgla nadaje się na film, to z pewnością Jarosława Macionczyka. Kilka dni po 45. urodzinach został ściągnięty awaryjnie przez ten utytułowany klub ze sportowej emerytury, by tydzień temu zdobyć mistrzostwo Polski, a teraz stanąć przed szansą na dołożenie triumfu w Lidze Mistrzów. Weteran, który większość kariery występował w 1. lidze, już zapisał się w historii, ale w niedzielę może to zrobić po raz kolejny.

W ostatnich latach miano weterana wzbudzającego wielkie uznanie należało zawsze w Jastrzębskim Węglu do Jurija Glaryra, o którym niektórzy mówią, że jest jak wino. Ale w tym sezonie środkowy, który latem skończy 40 lat, musi się tym tytułem podzielić z Jarosławem Maciończykiem. Rozgrywający marzył o tym przez całą karierę, a udało mu się to... kilka miesięcy po jej pierwotnym zakończeniu. Gdy więc zadzwoniono do niego w tej sprawie, to początkowo myślał, że chodzi o występ w drużynie oldbojów.

Zobacz wideo Jastrzębski Węgiel zwycięzcą PlusLigi! Rafał Szymura: Siatkówka gigantyczna!

Rzeczywistość okazała się lepsza niż wielkie marzenie. Myślał, że chcą go do drużyny oldbojów

Tydzień temu, tuż po zdobyciu po raz pierwszy w karierze mistrzostwa Polski, Macionczyk nie był w stanie ukryć wielkiego wzruszenia.

- Czy trzeba mnie uszczypnąć? Nie, nie mam problemu z tym, by uwierzyć w to, co się dzieje. Może trochę do tego za późno doszło, ale cieszę się, bo lepiej późno niż wcale. Czuję dumę i zaszczyt ze zdobycia mistrzostwa w barwach tak bliskiego mi klubu, który znajduje się niedaleko mojego rodzinnego miasta. Zawsze chciałem tu grać. Okazało się, że na koniec mojej przygody z siatkówką to się udało. I to nie tylko zagrać, ale jeszcze zdobyć złoty medal - opowiadał wtedy pochodzący z Wodzisławia Śląskiego siatkarz.

Macionczyk rozbrat siatkówką ogłosił już po poprzednim sezonie, w którym rywalizował w I lidze z MKS-em Będzin. Latem zaczął pracę na pełen etat w firmie spedycyjnej, ale już jesienią został wezwany na ratunek po raz pierwszy. Wtedy wspomógł jeden ze swoich byłych klubów - występujący również na zapleczu PlusLigi BBTS Bielsko-Białej, który miał spore kłopoty z rozgrywającymi. Współpraca ta skończyła się w drugiej połowie grudnia i gdy wydawało się, że Macionczyk wróci na sportową emeryturę, to dostał niespodziewany telefon z Jastrzębskiego Węgla.

- Gdy zadzwoniłem do niego pierwszy raz, to myślał, że chodzi o występ w drużynie oldbojów. Poprosiłem go, żeby nam pomógł w treningach i ewentualnie żebyśmy go wpisali do składu pierwszego zespołu, gdyby coś się działo. Był mocno zdziwiony, ale bardzo się podpalił do tego pomysłu - wspominał cytowany na stronie PlusLigi Leszek Dejewski, drugi trener Jastrzębskiego Węgla.

Mistrzowie Polski mieli wtedy coraz większe trudności z duetem rozgrywających. Problemy zdrowotne dokuczały bowiem zarówno Benjaminowi Toniuttiemu, jak i rezerwowemu Edvinsowi Skrudersowi. Francuz z powodu kłopotów z łydką potrzebował nieco odpoczynku, ale kontuzja biodra Łotysza okazała się poważniejsza. Na jastrzębian wciąż nałożony jest zakaz transferowy, przez co nie mogli sprowadzić zawodnika zagranicznego, a w Polsce żaden klub nie chciał oddać rozgrywającego.

Nagroda MVP na początek i kilka pobitych rekordów. Debiutant mający 45 lat i 104 dni

- Są kluby i osoby, którym się nie odmawia, więc wyszedłem z tego założenia, że muszę spróbować swoich sił - stwierdził weteran w komunikacie Jastrzębskiego Węgla z 30 stycznia, gdy klub ogłosił pozyskanie go.

Już cztery dni później Macionczyk zadebiutował w jego barwach, zostając przy tym najstarszym siatkarzem w historii PlusLigi. Pobił rekord należący dotychczas do 43-letniego libero Krzysztofa Wójcika, który także ustanowił go jako zawodnik jastrzębian. Rozgrywający uczcił to dodatkowo zdobyciem nagrody dla MVP w spotkaniu z GKS-em Katowice.

Po ostatnim meczu finału PlusLigi udzielał on jednego z kilku wywiadów, gdy podszedł do niego Bartosz Kwolek. Siatkarz Aluronu Warty Zawiercie wspominał ze śmiechem czasy, gdy rywalizował z Macionczykiem w I lidze. Mistrz świata z 2018 roku i wicemistrz globu 2022 był wtedy juniorem i grał w barwach SMS-u Spała. Jego kolegą z zespołu był wtedy Tomasz Fornal, który teraz jest liderem Jastrzębskiego Węgla i ważną postacią reprezentacji Polski.

Zarówno Kwolka, jak i Fornala nie było jeszcze na świecie (urodzili się w 1997 roku), gdy Macionczyk zaczynał występy w Górniku Radlin (1996-99). To właśnie w tej drużynie w sezonie 1998/99 zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej jako...libero. Na tym poziomie występował też później jeszcze w AZS-ie PWSZ Nysa, Jadarze Radom i BBTS-ie. Większość czasu jednak spędził w I lidze.

Na debiut w Lidze Mistrzów przyszło mu zaczekać do rewanżowego spotkania półfinałowego z Ziraatem Bank Ankara. Gdy jastrzębianie wygrali potrzebne im do awansu dwa sety, to trener Marcelo Mendez dał odpocząć podstawowym zawodnikom i posłał do gry zmienników. Jednym z nich był Macionczyk, który został wtedy nie tylko najstarszym debiutantem w europejskich pucharach, ale i najstarszym finalistą LM. Miał wtedy 45 lat i niespełna dwa miesiące. W niedzielę może zostać najstarszym zwycięzcą - mając 45 lat i 104 dni.

Niezależnie od wyniku niedzielnego finału z Itasem Trentino Macionczyk już przeżył przygodę życia. Co powiedziałby osobie, która rok temu by mu powiedziała, że tak potoczą się jego losy?

- Nie wiem. Życie pisze takie nieprzewidywalne scenariusze. Już się przyzwyczaiłem, że nie można nikomu mówić "nie" ani "tak" w tego typu sytuacjach. Chciałem znowu wskoczyć w buty siatkarskie i trochę pobiegać, pograć. Fajnie się to zaczęło i fajnie się to kończy. To jest taka klamra - podsumowuje weteran.

Więcej o: