Ten intensywny sezon dla Asseco Resovii jest na razie słodko-gorzki. Słodycz zapewniło zdobycie dwa tygodnie temu Pucharu CEV. Gorzką pigułkę siatkarze z Rzeszowa musieli przełknąć zaś przede wszystkim 13 lutego, gdy stało się jasne, że zabraknie ich w turnieju finałowym Pucharu Polski. W pierwszym przypadku Paweł Zatorski dołożył cegiełkę do historycznego sukcesu na parkiecie, w drugim - obserwował niemoc kolegów z boku z powodu kontuzji. Pauzował przymusowo półtora miesiąca, a ów uraz - jak się okazuje - był groźniejszy, niż się to mogło wydawać kibicom.
Gdy jeden z najbardziej utytułowanych reprezentantów Polski w styczniu przestał pojawiać się na boisku, wiele osób po prostu dopisało go do listy kluczowych kadrowiczów z urazami. Bo wykluczeni z gry byli wtedy już przyjmujący Aleksander Śliwka i środkowy Jakub Kochanowski, a wcześniej przymusową przerwę zaliczyli m.in. rozgrywający Marcin Janusz oraz przyjmujący Wilfredo Leon. Oszczędzany potem w klubie bywał też atakujący Bartosz Kurek, który z powodów zdrowotnych stracił już drugą część poprzedniego sezonu reprezentacyjnego.
Na początku lutego libero Resovii poinformował o urazie biodra i próbach jego zdiagnozowania. "Niestety, jestem kolejnym przypadkiem przeżywającym spore perturbacje i próbującym wrócić do pełnej sprawności w tym szalonym sezonie" - napisał wówczas w mediach społecznościowych. Te perturbacje były naprawdę spore, o czym wcześniej za bardzo nie mówił.
- Tak naprawdę na początku nie wiedziałem, czy w ogóle wrócę na boisko, bo pierwsze diagnozy lekarzy były bardzo brutalne i bardzo mnie wystraszyły. Po kilku kolejnych zastrzykach czułem, że nastąpiła minimalna poprawa, co już mnie cieszyło. Potem nastąpił przełom i byłem w stanie dołączyć do zespołu - wspomina Zatorski.
Trener Resovii Giampaolo Medei wprowadzał go stopniowo - najpierw zaliczał epizody, 9 marca pierwszy po przerwie występ w pełnym wymiarze, a potem odpoczynek. W dwumeczowym finale Pucharu CEV oraz późniejszych spotkaniach ligowych Zatorski grał zwykle cały czas, ale to nie znaczy, że jego problem całkowicie zniknął.
- Niestety, jeszcze nie jest idealnie, ale na tyle dobrze, że mogę brać udział w treningach na 100 procent i wychodzić na boisko, co bardzo mnie cieszy - zaznacza mistrz świata z 2014 i 2018 roku oraz wicemistrz globu 2022.
Zatorski nie chce wdawać się w szczegóły dotyczące jego kontuzji. Na pytanie, kiedy będzie ona już całkowicie przeszłością, uśmiecha się lekko i mówi, że sam chciałby to wiedzieć. Zwraca uwagę, że o takie prognozy łatwiej w przypadku złamania kości czy naderwania mięśnia.
- Biodro jest dość niewdzięczne, jeśli chodzi o leczenie. A dodatkowo w przypadku mojej pozycji na boisku jest bardzo mocno używane, jeśli można tak powiedzieć. Dlatego czeka mnie na pewno długa i trudna walka, by może nie tyle być w pełni sprawnym, co by nie odczuwać jakiegokolwiek bólu. Cieszy mnie to, że wróciłem, mogę grać i nie myśleć już tak naprawdę o tej kontuzji - wskazuje ubiegłoroczny mistrz Europy.
Środowy mecz ligowy z Bogdanką LUK Lublin obejrzał co prawda z kwadratu dla rezerwowych, ale tym razem nie chodziło o biodro. Jak przekazał Sport.pl prezes rzeszowskiego klubu Piotr Maciąg, libero doznał drobnego urazu ręki. Nie stanowi to jednak poważnego zagrożenia dla kolejnych występów i widać to było też po tym jak Zatorski z pełną energią rozgrzewał się podczas przerw na wszelki wypadek. Nie musiał jednak wchodzić awaryjnie - Resovia wygrała 3:1, a zastępujący go Michał Potera został MVP spotkania.
Wieloletni filar kadry niemoc czuł zaś, gdy nie mógł pomóc kolegom w styczniu i lutym. M.in. w przegranych ligowych hitach z Jastrzębskim Węglem i Aluronem CMC Wartą Zawiercie, czy przy niespodziewanych przegranych z Indykpolem AZS Olsztyn i beniaminkiem Exact Systems Hemarpolem Częstochowa. Ale przede wszystkim w ćwierćfinale Pucharu Polski, który przesądził, że turniej finałowy tych rozgrywek obejrzeli jedynie w telewizji.
- Walczyłem wtedy bardzo o powrót na boisko. Wówczas zaczęły się moje problemy zdrowotne. Starałem się pomagać zespołowi, jak tylko mogłem, ale byłem mocno wyłączony z gry i treningu. To był etap poszukiwania diagnozy i szansy na powrót. Marzymy, by Resovia była w finałach wszystkich rozgrywek, ale nie było nam to dane. Na pewno mieliśmy przez to trudne momenty mentalne - zdarzyło się kilka trudnych przepraw w lidze z teoretycznie słabszymi zespołami. Ale mam nadzieję, że koniec końców także dzięki takim trudnym chwilom jesteśmy teraz silniejsi i mogliśmy celebrować zdobycie Pucharu CEV - podsumowuje MVP turnieju finałowego Ligi Narodów 2023.
Triumf w tych europejskich rozgrywkach klubowych wywołał u Zatorskiego wielką radość, ale też wzruszenie. Rewanżowy pojedynek z niemieckim SVG Lueneburgiem był jego pierwszym od ponad dwóch miesięcy występem przed własną publicznością.
- Dopiero po tym meczu poczułem, jak bardzo mi tego brakowało - przyznaje.
Duże wzruszenie towarzyszyło mu także, gdy w poprzednim sezonie sięgnął po długo wyczekiwany w klubie z Rzeszowa - pierwszy od 2016 roku - medal mistrzostw Polski. Tamten brąz był pierwszym krążkiem doświadczonego kadrowicza w barwach drużyny, do której dołączył trzy lata temu. Który z tych dwóch sukcesów klubu jest dla niego cenniejszy?
- Każde kolejne trofeum w Resovii niesamowicie cieszy. Powtórzę to, co powiedziałem po ubiegłorocznym brązie - miasto, klub i tutejsi kibice zasługują na sukcesy, na dobre chwile. Mam nadzieję, że będziemy ich dostarczali im jak najwięcej. Dlatego niezależnie od tego, który to mój medal, to czułem wtedy wielką radość - zapewnia Zatorski.
Resovia została pierwszym w historii męskim klubem z Polski z triumfem w Pucharze CEV na koncie. W 2021 roku 33-letni libero w barwach Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle również zapisał się w dziejach siatkówki - jako pierwszy krajowy triumfator Ligi Mistrzów.
- Nie myślę wcześniej o tym, co dane zwycięstwo będzie dla mnie oznaczało. Ale rzeczywiście, każde trofeum, które zamyka w jakiś sposób taką małą klamrą kolejne etapy i stanowi kamień milowy, bardzo cieszy. Jako dziecko nawet nie marzyłem, że będzie mi dane wygrać ME czy MŚ, LM, Puchar CEV. To się po prostu dzieje. My, zawodnicy, skupiamy się jednak na pracy, a ona przynosi po prosty dobre efekty - opowiada "Zator".
Resovia w tym sezonie udział w europejskich pucharach zaczęła od LM, ale po słabszym występie pożegnała się z nią już po fazie grupowej. To w ten sposób trafiła do ćwierćfinału Pucharu CEV. Libero przyznaje, że początkowo on i jego koledzy z zespołu czuli mały niedosyt po odpadnięciu z tych najbardziej prestiżowych rozgrywek kontynentalnych.
- Marzyliśmy o tym, by walczyć w nich do samego końca. Ale teraz mało kto z nas o tym pamięta - zapewnia.
Radość ze zdobycia Pucharu CEV też już zeszła na dalszy plan, bo przed rzeszowianami kluczowy moment rywalizacji w PlusLidze. Na kolejkę przed końcem fazy zasadniczej zapewnili sobie awans do fazy play-off z czwartego miejsca. Zatorski ma nadzieję, że niedawny sukces na arenie międzynarodowej poniesie jego i kolegów do kolejnego znaczącego osiągnięcia na krajowym podwórku. Podwórku, które stanowi wielkie wyzwanie ze względu na intensywność planu gier.
- Głęboko wierzę, że ten sukces da nam kopa na dalszą część trudnych w tym sezonie zmagań o nazwie Plusliga. Mimo że skończyliśmy już przygodę z wszystkimi innymi rozgrywkami w tym sezonie niż nasza liga, to i tak tych meczów jest i będzie cały czas bardzo dużo. Będziemy grali często, ciężko szukać tak naprawdę luki w kalendarzu. Mam nadzieję, że po prostu dotrwamy - tym bardziej niesieni tymi dobrymi emocjami - do końca sezonu. I że jeszcze nieraz w tym roku będziemy się cieszyli z naszymi kibicami - podkreśla utytułowany kadrowicz.