• Link został skopiowany

Polak padł na kolana. Niewiarygodny półfinał Ligi Mistrzów. Wystarczyło kilka minut

Agnieszka Niedziałek
Wystarczyło kilka minut środowego meczu półfinału Ligi Mistrzów, by u siatkarzy Jastrzębskiego Węgla poważny wyraz twarzy coraz częściej zastępowały uśmiechy. Czasem chyba wręcz uśmiechy niedowierzania. Zamiast mozolnej wspinaczki w ramach maratonu z ostatnich tygodni mistrzowie Polski w spotkaniu z Ziraatem Ankara zaliczyli spacerek zakończony wynikiem 3:0. Spocili się nieco tylko na jego finiszu. Tomasz Fornal po ostatnim kroku zaś zwrócił na siebie uwagę wymownym zachowaniem.
Jastrzębski Węgiel, LM
własne

Gdy siatkarze Jastrzębskiego Węgla pod koniec lutego walczyli u siebie w rewanżowym spotkaniu z Gas Sales Piacenzą o awans do półfinału Ligi Mistrzów, to przez całe spotkanie komplet publiczności szalał na trybunach. W teorii w kolejnym etapie powinno być jeszcze trudniej i jeszcze bardziej emocjonująco. Ale pierwsza odsłona rywalizacji z Ziraatem Ankara pokazała, że - przynajmniej na razie - tylko w teorii, bo przez dwa sety oglądaliśmy teatr jednego aktora. Turecka ekipa wyglądała wtedy tak, jakby nie odnalazła drogi do hali. W trzeciej partii trafiła pod właściwe drzwi, ale z ich otwarciem już sobie nie poradziła.

Zobacz wideo Jastrzębski Węgiel znowu bez pucharu Polski. Popiwczak: Naprawdę nie chcę już odpowiadać na pytania, dlaczego nam się nie udało

Sześć meczów w dwa tygodnie. Toniutti wrócił, Szymura nie

Półtora tygodnia temu jastrzębianie byli pełni złości i rozczarowania po przegranym finale Pucharu Polski. Po sobotnim pojedynku z Treflem Gdańsk (2:3), ich drugim ligowym w ciągu trzech dni, dominowały frustracja i zmęczenie. Ale i myśl, że kluczowy jest teraz dwumecz z Ziraatem.

Do rywalizacji o drugi z rzędu awans do finału LM siatkarze Marcelo Mendeza przystępowali, odczuwając skutki tego intensywnego grania. Ostatnio najtrudniejszą sytuację pod kątem zdrowia miało dwóch z nich - Benjamin Toniutti i Rafała Szymura. Francuski rozgrywający od wielu tygodni już zmaga się z kontuzją łydki i szkoleniowiec oszczędzał go przy okazji kilku meczów. Ale w środę był na parkiecie od pierwszej do ostatniej piłki. Mający od finału PP problem z mięśniem czworogłowym polski przyjmujący opuścił zaś nie tylko dwa ostatnie mecze PlusLigi, ale i w pojedynku z Ziraatem jedynie dopingował kolegów. Jego nieobecność jednak (zastępował go rezerwowy Marek Sedlacek) w środę nie spowodowała żadnych znaczących konsekwencji. A świetny występ zaliczył m.in. atakujący Jean Patry.

Przed rozpoczęciem tego ważnego pojedynku dało się zauważyć u gospodarzy dużą powagę i skupienie. Tak było na rozgrzewce, tak było też podczas pierwszych piłek. Szybko jednak okazało się, że w dwóch pierwszych setach o zaciętej rywalizacji nie mogło być mowy. Wraz z powiększaną szybko przewagą najpierw pojawiały się u nich delikatne uśmiechy. Z czasem wyrażały chyba nie tylko radość, ale wręcz zaskoczenie szybkim tempem wypracowywania przewagi i bardzo dużą nieporadnością rywali.

Największa gwiazda rywali tylko oklaskiwała kolegów. Trener chował twarz w dłoniach

Do Jastrzębia-Zdroju przyjechała największa gwiazda Ziraatu - Matthew Anderson. W ostatnich dniach w ekipie mistrza Polski zastanawiano się, czy pauzujący od ponad dwóch tygodni Amerykanin zagra w środowy wieczór. Całe spotkanie obejrzał jednak z kwadratu dla rezerwowych, a jego koledzy na boisku byli długo jak dzieci we mgle. Do bólu nieporadni. Nieraz atakowali z dużą mocą, ale niedokładnie i wtedy Tomasz Fornal co chwilę pokazywał im, że bloku nie było. Mocno osamotniony był Wouter Ter Maat, który jako jedyny w zespole gości w pierwszym secie zdobył indywidualnie więcej niż punkt. Gracze z Ankary najpierw mieli nietęgie miny po kolejnych błędach, potem już tylko zrezygnowani spuszczali głowy.

- Liczę, że gorzej jak dziś już być nie może - mówił po wspomnianym wcześniej spotkaniu z Treflem libero jastrzębian Jakub Popiwczak. Po środowym pojedynku podpisać pod jego słowami mogli się zawodnicy Ziraatu. I ich trener, który w trakcie drugiej partii momentami chował już podłamany twarz w dłoniach. Mało kto się spodziewał seta otwarcia zakończonego srogim laniem 25:13. W drugim gospodarze oddali przeciwnikom pięć "oczek" więcej. Jednym wychodziło niemal wszystko, drugim - niemal nic.

Całkowitego blamażu ekipie gości pozwoliła uniknąć ostatnia partia, w której po stronie jastrzębian nastąpiło lekkie rozprężenie, a przyjezdni wreszcie się przebudzili i poprawili grę. I to właśnie ten fragment spotkania sprawił, że trybuny się ożywiły na całego i atmosfera przypominała tę z rewanżu z Piacenzą. Wcześniej przebieg rywalizacji był po prostu zbyt jednostronny, a oglądanie chaosu po stronie ekipy gości siłą rzeczy nie porywało. 

Podwójne znaczenie gestu Fornala. "Nie rozmawiajmy już o tym". Dopełnić dzieła w Ankarze

Niewiele brakowało, by środowy pojedynek przedłużył się o dodatkową partię. Ale ostatecznie gospodarze wykorzystali czwartą piłkę meczową, broniąc w międzyczasie trzy setbole. Wynik - 30:28.

Udało im się zamknąć ten pojedynek zgodnie z założeniami - bez niepotrzebnego tracenia przewagi i dodatkowych sił przed spotkaniem rewanżowym. A wymownym podsumowaniem emocji, które im wtedy towarzyszyły, było zachowanie Fornala - głównego, obok Patry'ego, bohatera meczu. Po ostatniej akcji, gdy koledzy wznieśli ręce w geście radości i triumfu, przyjmujący reprezentacji Polski padł na kolana, pochylił się i w tej pozycji spędził chwilę. Czy to była bardziej ulga z wyszarpania rywalom tej partii czy też zmęczenie ostatnimi intensywnymi tygodniami?

- Powiedzmy, że wszystko po trochu - odpowiada potem siatkarz, który rozegrał tego dnia 200. mecz w barwach klubu ze Śląska.

Niedawno Bartosz Kwolek, którego Aluron CMC Warta Zawiercie też ostatnio grał bardzo dużo, rzucił mi, że chętnie przyjąłby nowy zestaw nóg. Gdy wspominam o tym filarowi Jastrzębskiego Węgla i pytam, czy też by skorzystał z takiej oferty, to ucina temat.

- Nie rozmawiajmy o intensywności grania. Co to teraz zmieni? Jest jak jest, trzeba się dostosować - kwituje. 

Czy zaskoczyła go skala nieporadności przeciwników w pierwszych dwóch odsłonach półfinału LM? Wicemistrz świata i mistrz Europy wskazuje, że to zasługa bardzo dobrej zagrywki jego zespołu, co z kolei zmuszało turecką ekipę do stałego grania na wysokiej piłce. To zaś - jak podkreśla - nie jest łatwe. 

W czasie gdy Fornal udzielał już wywiadów, to Toniutti pokazywał, że stęsknił się za siatkówką w okresie oszczędzania go. Tuż po środowym pojedynku zadowolony odbijał jeszcze piłkę z córką na środku boiska. Przygnębionemu Andersonowi na pocieszenie pozostała zaś jedynie rozmowa z Erikiem Shojim. Libero Zaksy Kędzierzyn-Koźle wpadł gościnnie na mecz, by spotkać się z kolegą z reprezentacji USA.

Mistrzowie Polski zrobili bardzo duży krok w kierunku powtórzenia ubiegłorocznego wyczynu, czyli awansu do finału LM. Dopełnić dzieła muszą za tydzień w Ankarze. Do wywalczenia przepustki wystarczą im dwa sety. Ale Fornal szybko zaznacza, że on i jego koledzy na pewno tak do tego nie podejdą.

- Ziraat to klasowi zawodnicy. Nie ma co odpuszczać. Nikt się przed nami nie położy. W środę pokrzyżowaliśmy po prostu im plan - wskazuje 26-latek. 

Teraz pora zrobić to po raz drugi i powtórzyć największy sukces klubu z Jastrzębia-Zdroju na arenie międzynarodowej.

Agnieszka Niedziałek

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: