Gdy siatkarze Jastrzębskiego Węgla pod koniec lutego walczyli u siebie w rewanżowym spotkaniu z Gas Sales Piacenzą o awans do półfinału Ligi Mistrzów, to przez całe spotkanie komplet publiczności szalał na trybunach. W teorii w kolejnym etapie powinno być jeszcze trudniej i jeszcze bardziej emocjonująco. Ale pierwsza odsłona rywalizacji z Ziraatem Ankara pokazała, że - przynajmniej na razie - tylko w teorii, bo przez dwa sety oglądaliśmy teatr jednego aktora. Turecka ekipa wyglądała wtedy tak, jakby nie odnalazła drogi do hali. W trzeciej partii trafiła pod właściwe drzwi, ale z ich otwarciem już sobie nie poradziła.
Półtora tygodnia temu jastrzębianie byli pełni złości i rozczarowania po przegranym finale Pucharu Polski. Po sobotnim pojedynku z Treflem Gdańsk (2:3), ich drugim ligowym w ciągu trzech dni, dominowały frustracja i zmęczenie. Ale i myśl, że kluczowy jest teraz dwumecz z Ziraatem.
Do rywalizacji o drugi z rzędu awans do finału LM siatkarze Marcelo Mendeza przystępowali, odczuwając skutki tego intensywnego grania. Ostatnio najtrudniejszą sytuację pod kątem zdrowia miało dwóch z nich - Benjamin Toniutti i Rafała Szymura. Francuski rozgrywający od wielu tygodni już zmaga się z kontuzją łydki i szkoleniowiec oszczędzał go przy okazji kilku meczów. Ale w środę był na parkiecie od pierwszej do ostatniej piłki. Mający od finału PP problem z mięśniem czworogłowym polski przyjmujący opuścił zaś nie tylko dwa ostatnie mecze PlusLigi, ale i w pojedynku z Ziraatem jedynie dopingował kolegów. Jego nieobecność jednak (zastępował go rezerwowy Marek Sedlacek) w środę nie spowodowała żadnych znaczących konsekwencji. A świetny występ zaliczył m.in. atakujący Jean Patry.
Przed rozpoczęciem tego ważnego pojedynku dało się zauważyć u gospodarzy dużą powagę i skupienie. Tak było na rozgrzewce, tak było też podczas pierwszych piłek. Szybko jednak okazało się, że w dwóch pierwszych setach o zaciętej rywalizacji nie mogło być mowy. Wraz z powiększaną szybko przewagą najpierw pojawiały się u nich delikatne uśmiechy. Z czasem wyrażały chyba nie tylko radość, ale wręcz zaskoczenie szybkim tempem wypracowywania przewagi i bardzo dużą nieporadnością rywali.
Do Jastrzębia-Zdroju przyjechała największa gwiazda Ziraatu - Matthew Anderson. W ostatnich dniach w ekipie mistrza Polski zastanawiano się, czy pauzujący od ponad dwóch tygodni Amerykanin zagra w środowy wieczór. Całe spotkanie obejrzał jednak z kwadratu dla rezerwowych, a jego koledzy na boisku byli długo jak dzieci we mgle. Do bólu nieporadni. Nieraz atakowali z dużą mocą, ale niedokładnie i wtedy Tomasz Fornal co chwilę pokazywał im, że bloku nie było. Mocno osamotniony był Wouter Ter Maat, który jako jedyny w zespole gości w pierwszym secie zdobył indywidualnie więcej niż punkt. Gracze z Ankary najpierw mieli nietęgie miny po kolejnych błędach, potem już tylko zrezygnowani spuszczali głowy.
- Liczę, że gorzej jak dziś już być nie może - mówił po wspomnianym wcześniej spotkaniu z Treflem libero jastrzębian Jakub Popiwczak. Po środowym pojedynku podpisać pod jego słowami mogli się zawodnicy Ziraatu. I ich trener, który w trakcie drugiej partii momentami chował już podłamany twarz w dłoniach. Mało kto się spodziewał seta otwarcia zakończonego srogim laniem 25:13. W drugim gospodarze oddali przeciwnikom pięć "oczek" więcej. Jednym wychodziło niemal wszystko, drugim - niemal nic.
Całkowitego blamażu ekipie gości pozwoliła uniknąć ostatnia partia, w której po stronie jastrzębian nastąpiło lekkie rozprężenie, a przyjezdni wreszcie się przebudzili i poprawili grę. I to właśnie ten fragment spotkania sprawił, że trybuny się ożywiły na całego i atmosfera przypominała tę z rewanżu z Piacenzą. Wcześniej przebieg rywalizacji był po prostu zbyt jednostronny, a oglądanie chaosu po stronie ekipy gości siłą rzeczy nie porywało.
Niewiele brakowało, by środowy pojedynek przedłużył się o dodatkową partię. Ale ostatecznie gospodarze wykorzystali czwartą piłkę meczową, broniąc w międzyczasie trzy setbole. Wynik - 30:28.
Udało im się zamknąć ten pojedynek zgodnie z założeniami - bez niepotrzebnego tracenia przewagi i dodatkowych sił przed spotkaniem rewanżowym. A wymownym podsumowaniem emocji, które im wtedy towarzyszyły, było zachowanie Fornala - głównego, obok Patry'ego, bohatera meczu. Po ostatniej akcji, gdy koledzy wznieśli ręce w geście radości i triumfu, przyjmujący reprezentacji Polski padł na kolana, pochylił się i w tej pozycji spędził chwilę. Czy to była bardziej ulga z wyszarpania rywalom tej partii czy też zmęczenie ostatnimi intensywnymi tygodniami?
- Powiedzmy, że wszystko po trochu - odpowiada potem siatkarz, który rozegrał tego dnia 200. mecz w barwach klubu ze Śląska.
Niedawno Bartosz Kwolek, którego Aluron CMC Warta Zawiercie też ostatnio grał bardzo dużo, rzucił mi, że chętnie przyjąłby nowy zestaw nóg. Gdy wspominam o tym filarowi Jastrzębskiego Węgla i pytam, czy też by skorzystał z takiej oferty, to ucina temat.
- Nie rozmawiajmy o intensywności grania. Co to teraz zmieni? Jest jak jest, trzeba się dostosować - kwituje.
Czy zaskoczyła go skala nieporadności przeciwników w pierwszych dwóch odsłonach półfinału LM? Wicemistrz świata i mistrz Europy wskazuje, że to zasługa bardzo dobrej zagrywki jego zespołu, co z kolei zmuszało turecką ekipę do stałego grania na wysokiej piłce. To zaś - jak podkreśla - nie jest łatwe.
W czasie gdy Fornal udzielał już wywiadów, to Toniutti pokazywał, że stęsknił się za siatkówką w okresie oszczędzania go. Tuż po środowym pojedynku zadowolony odbijał jeszcze piłkę z córką na środku boiska. Przygnębionemu Andersonowi na pocieszenie pozostała zaś jedynie rozmowa z Erikiem Shojim. Libero Zaksy Kędzierzyn-Koźle wpadł gościnnie na mecz, by spotkać się z kolegą z reprezentacji USA.
Mistrzowie Polski zrobili bardzo duży krok w kierunku powtórzenia ubiegłorocznego wyczynu, czyli awansu do finału LM. Dopełnić dzieła muszą za tydzień w Ankarze. Do wywalczenia przepustki wystarczą im dwa sety. Ale Fornal szybko zaznacza, że on i jego koledzy na pewno tak do tego nie podejdą.
- Ziraat to klasowi zawodnicy. Nie ma co odpuszczać. Nikt się przed nami nie położy. W środę pokrzyżowaliśmy po prostu im plan - wskazuje 26-latek.
Teraz pora zrobić to po raz drugi i powtórzyć największy sukces klubu z Jastrzębia-Zdroju na arenie międzynarodowej.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!