Po wybuchu wojny na rosyjskich siatkarzy - podobnie jak na wielu innych sportowców - nałożono sankcje. Po początkowym oporze FIVB Rosjanie stracili między innymi mistrzostwa świata, które w 2022 roku miały odbyć się w tym kraju. Tamtejsze drużyny zostały też wykluczone z rozgrywek międzynarodowych.
Rosjanie liczyli, że wojna rozstrzygnie się w ciągu kilku dni i szybko wrócą do międzynarodowej społeczności - również tej sportowej. Jednak konflikt trwa od ponad roku i nie zapowiada się na to, żeby szybko się zakończył. Nie dziwi, że w tych warunkach tamtejsze media z entuzjazmem reagują na każdą próbę przywrócenia Rosji do zawodów sportowych.
Powoli zaczyna uginać się UEFA, która już przywróciła do gry reprezentacje Rosji do lat 17 i próbuje zmusić inne kraje do zaakceptowania tej decyzji. Na szczęście w siatkówce wciąż obowiązują sankcje. Tymczasem Rosjanie mają własne problemy wynikające z wywołanej przez nich wojny.
Biełogorje Biełgorod nie może grać na własnej hali. To ośmiokrotny mistrz Rosji, piąta drużyna rosyjskiej Superligi w poprzednim sezonie. W oficjalnym komunikacie na stronie klubowej czytamy, że klub będzie musiał grać w Tule, 500 kilometrów od Biełgorodu, który znajduje się blisko granicy z Ukrainą.
"W zgodzie z dekretem prezydenta Federacji Rosyjskiej nr 757 z dnia 19 października 2022 roku oraz biorąc pod uwagę obecną sytuację w regionie biełgorodzkim związaną ze Specjalną Operacją Wojskową, oraz zagrożeniem terrorystycznym, zarząd (Wszechrosyjskiej Federacji Siatkówki przyp. red.) zdecydował, że jest niemożliwym rozgrywanie meczów rangi mistrzowskiej w Biełgorodzie".
"Zagrożeniem terrorystycznym" są oczywiście ataki odwetowe ukraińskiej armii na Biełgorod i obwód biełgorodzki. Już w poprzednim sezonie Biełogorje z tego powodu nie mogło grać na domowym obiekcie i przeniosło się do Tuły. Teraz klub zdecydował, że przeprowadzka będzie stała. Drużyna będzie w Tule nie tylko rozgrywać swoje spotkania, ale również mieszkać i trenować. Pierwszy mecz ligowy w tym mieście zagra już 14 października.