Tego Lavarini nie chciał zdradzić po wielkim zwycięstwie Polek. "Come on!"

Jakub Balcerski
Trener Amerykanek, Karch Kiraly po porażce z Polkami zniknął, a później nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Stefano Lavarini tak jak w poprzednich dniach, gdy przychodzi do mediów, robi show. Wielkie zwycięstwo z USA wytłumaczył czymś w rodzaju wykładu. - To atak zrobił największą różnicę - mówił Włoch.

Przeciwko Amerykankom znów zobaczyliśmy polskie siatkarki jak z Ligi Narodów. Te, które są w stanie pokonać każdego, nawet najtrudniejszego przeciwnika. To zwycięstwo 3:1 (27:25, 16:25, 25:23, 25:16) było jak piękny sen. Teraz nie chcemy się z niego budzić, a w niedzielę zobaczyć raczej spełnienie snów Polek: moment, gdy zapewniają sobie powrót na igrzyska olimpijskie.

Zobacz wideo Co z premiami dla siatkarzy? "Nie ma co liczyć na to, co w piłce"

Lavarini wygłosił dziennikarzom wykład. Wskazał najważniejszy element zwycięstwa z USA

Po meczu polskie siatkarki długo cieszyły się ze sobą na boisku. Podskakiwały, tańczyły i poklepywały się tuż po zakończeniu spotkania, a chwilę potem odreagowywały to, co się wydarzyło, już dużo spokojniejsze. Przed zejściem z boiska wszystkie razem zebrały się jeszcze obok Stefano Lavariniego, a trener powiedział do nich parę słów. - Come on! Jak powiedziałem coś dziewczynom, to było to skierowane do nich. Niczego wam teraz nie zdradzę - mówił już w strefie mieszanej w rozmowie z dziennikarzami Włoch.

Chwilę wcześniej wygłosił im wręcz wykład. Ze statystykami z meczu z USA w dłoni tłumaczył, co było dla niego najważniejsze. Jego palec zatrzymał się na skuteczności przyjęcia z ostatniego, czwartego seta. Tam widniało jasno: 31 procent. Najmniej w całym meczu. Lavarini od razu przesunął palec w stronę ataku. A tam już 52 procent. Najwięcej w całym spotkaniu.

- Jeśli kluczową różnicą byłoby przyjęcie, to mecz mógłby trwać 20 minut, bo przyjmowaliśmy bardzo źle porównując z Amerykankami. Dlatego tak potrzebujemy poprawy w tym elemencie. Ważne jest jednak to, czy jesteśmy w stanie znaleźć właściwe rozwiązanie w ataku, nie mając najlepszego przyjęcia. To atak zrobił największą różnicę przeciwko USA - ocenił szkoleniowiec. - To cieszy, tym bardziej że Amerykanki mają u siebie jedne z najlepszych przyjmujących na świecie. To nie tak, że w przyjęciu stoimy ty i ja - śmiał się, dyskutując z dziennikarzami Lavarini.

Nowa twarz Lavariniego. Wyliczył, ile razy się uśmiechnął i chciał zabrać telefon, bo myślał, że to jego własny

To jego nowa twarz, którą pokazuje w trakcie tego turnieju. Wydarzenia po meczu z Amerykankami to nic. Gdy rozmawiał z mediami po wygranej 3:0 z Kolumbią to na nasze pytanie o "ten raz, gdy się uśmiechnął" udał oburzonego. - Bo śmiałem się trzy razy, nie raz! - mówił ze śmiertelną powagą i dokładnie tłumaczył, kiedy i co go rozśmieszyło, albo sprawiło, że poważny wyraz twarzy wreszcie zmienił na uśmiech.

Za to po meczu z Niemkami, gdy dziennikarka "Przeglądu Sportowego, Edyta Kowalczyk, dołączyła do grupy dziennikarzy rozmawiającej z Włochem i przy włączonych dyktafonach pojawił się jej telefon, Lavarini nagle wyciągnął po niego rękę i go zabrał. Po chwili przeprosił i ze śmiechem przyznał, że jego telefon ma taką samo pęknięcie na szybce ekranu dotykowego. - Kiedyś położyłem go na ziemi i nadepnął mi na niego jeden z członków sztabu - przytoczył szkoleniowiec. I zawołał jednego ze sztabowców, położył telefon dziennikarki na podłodze i zaczął prezentować, jak doszło do wspomnianej przez niego sytuacji. Tym razem jego współpracownik wstrzymał nogę, a telefon już nie ucierpiał.

Mistrzynie olimpijskie przegrały z Polkami i ich trener zniknął. Potem nie chciał rozmawiać

Inaczej było w obozie rywali. Trener pokonanych przez Polki mistrzyń olimpijskich, Karch Kiraly po meczu gdzieś zniknął. Odnalazł się po drugim sobotnim spotkaniu, gdy analizował rywalki na kolejny dzień - Niemki, które przegrały z Włoszkami w trzech setach. Szkoleniowiec wychodził z hali przez strefę mieszaną - obok dziennikarzy w stronę boiska treningowego i wyjścia, pod które podjeżdżają autokary dla drużyn. Choć prośby o rozmowy były, to się nie zatrzymał. Z jego miny dało się wyczytać, że nadal przeżywa to, co wydarzyło się dwie godziny wcześniej.

- To prawdziwe rozczarowanie, bo byliśmy w stanie pokonać ten zespół - mówił o porażce z Polkami cytowany przez stronę amerykańskiego związku. - Prowadziliśmy w trzecim secie, mieliśmy wszystko pod kontrolą i potem pozwoliliśmy na to, żeby to nam uciekło. I to tylko dlatego, że nie wykonywaliśmy tego, co powinniśmy i co mogliśmy zrobić. Teraz wszystkie oczy zwracamy już na mecz z Niemkami. Mamy szansę, żeby wrócić jako silniejszy zespół, podnieść się i odpowiedzieć na to niepowodzenie z prawdziwą siłą i odpowiednimi rozwiązaniami - stwierdził Kiraly.

Trener rywalek Polek przekonany: Najważniejsza jest pewność siebie na boisku

Zalatany po ostatnim meczu przed decydującym starciem z Polkami był za to Davide Mazzanti. "Zabijasz mnie" - rzucił do rzecznika włoskiej kadry, gdy ten wskazał mu, że po wywiadzie po włosku, będzie musiał jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań po angielsku. I pomimo zmęczenia i faktu, że nie najlepiej radzi sobie w tym języku, to starał się wszystko zrozumieć i odpowiedzieć najlepiej jak mógł. - Czy trudno nam było się zebrać po porażce z Amerykankami? Nie, jak po każdym przegranym meczu. Nasze przygotowania do spotkania z Niemkami niczym nie różniły się od standardowych. Za to cieszę się, w jaki sposób zagraliśmy, bo przed kluczowymi spotkaniami zawsze najważniejsza jest pewność siebie na boisku - ocenił trener Włoszek.

Przeciwko Niemkom jego zespół postraszył Polki przed niedzielnym meczem zwłaszcza zagrywką. To tym elementem zapewnił sobie kontrolę nad spotkaniem i choć w drugim secie Niemki były blisko urwania zespołowi Mazzantiego jednej partii, to jego zawodniczki się nie dały. - W tym momencie kluczowy do rozstrzygania meczów jest jednak atak. Blok i zagrywkę mieliśmy na dobrym poziomie, sprawialiśmy nimi kłopoty rywalkom. Ale to skuteczność w wykorzystywaniu swoich szans w ofensywie jest dla nas elementem, na którym chcemy się w pełni skupić - zdradził.

Włosi "nie mają wielu informacji" o zmianie u Polek. Dobre informacje dla Lavariniego

Jest też dobra wiadomość dla Polek: Mazzanti przyznał, że jego zespół nie jest najlepiej przygotowany na wariant, który od połowy meczu z Niemkami stosuje Stefano Lavarini. - Nie mamy wielu informacji o Katarzynie Wenerskiej. Tyle, co z tego, jak prowadziła grę Polek w Lidze Narodów i jak przeanalizujemy te dwa ostatnie mecze. To jednak przed nami - wskazał trener Włoszek.

Po chwili uśmiechnął się jednak i dodał: "Ale musimy być gotowi na oba warianty, czyli także to, jak grają z Wołosz". Mazzanti za dobrze zna Stefano Lavariniego, żeby nie wiedzieć, że nawet jeśli ten nie zrobi sztuczki na początek meczu i nie zamieni znów rolami Wołosz i Wenerskiej, to właśnie grająca we Włoszech rozgrywająca i tak może się okazać kluczowa w niedzielnym meczu. Wchodzi przecież na podwójne zmiany, jak i niektóre ustawienia, gdy Lavarini widzi, że do zrobienia kolejnego przejścia przyda się jej doświadczenie. Z tej roli przeciwko Niemkom i Amerykankom wywiązała się bardzo dobrze.

U Włoszek w meczu z Niemkami mogła zaniepokoić zmiana kapitan Myriam Sylli. Przyjmująca zeszła z boiska w połowie trzeciego seta i nie wróciła już do gry, a poza nim przykładała sobie worek z lodem do twarzy. Nie stało się jej jednak nic groźnego, więc na mecz z Polską będzie gotowa. I zapowiada, że wygrana z Niemkami dała im parę pomysłów na to, jak najlepiej wykorzystać swoje atuty przeciwko Polkom.

Początek niedzielnego spotkania decydującego o bezpośrednim awansie na igrzyska w Paryżu zaplanowano na godzinę 20:30. Trzy godziny wcześniej w innym kluczowym spotkaniu dla sytuacji w tabeli turnieju Amerykanki zagrają z Niemkami. W przypadku wygranej Polki na pewno zagwarantują sobie wyjazd na przyszłoroczny turniej olimpijski. Za to jeśli przegrają z Włoszkami w czterech setach, potrzebują wygranej Niemek aż 3:0, a przy porażce 2:3 awans da im wynik 3:0 lub 3:1 dla drużyny Vitala Heynena. Gdyby nie udało się im awansować z turnieju w Łodzi, pozostaje także spora możliwość, że polecą do Paryża dzięki wysokiej pozycji w rankingu FIVB. Ten będzie się jednak liczył dopiero po przyszłorocznej fazie zasadniczej Ligi Narodów. Najlepiej byłoby, gdyby już teraz same zdecydowały o tym, że to im należy się bilet na imprezę, na której nie było ich już 15 lat.

Więcej o: