Katarzynę Wenerską można nazwać cichą bohaterką Polek z kilku względów. Po pierwsze, jest rozgrywającą, a z siatkarkami występującymi na tej pozycji jest trochę jak z obrońcami w piłce nożnej - głównie zauważa się ich błędy. Przy sukcesach zaś splendor przeważnie spływa głównie na zawodniczki, które kończą wystawiane przez nią piłki. Po drugie, 30-latka nie przepada za publicznymi wystąpieniami. Ale teraz nie ma wyjścia, bo po raz drugi w tym sezonie pokazuje, jak ważną dla kadry postacią jest.
Wenerska stanowi wzorcowy przykład tego, że nigdy nie jest za późno na to, by zabłysnąć jaśniej na siatkarskim niebie. Debiut w reprezentacji zaliczyła dopiero dwa lata temu. Wtedy też przeniosła się z plasującego się pod koniec tabeli TauronLigi Jokera Świecie do Developresu Rzeszów. O ile jednak dotychczas w kadrze była solidną rezerwową, to tego lata pokazała wyraźnie, że stać ją na to, by być główną dyrygentką drużyny narodowej.
Pomogła jej w tym trochę kontuzja nadgarstka Joanny Wołosz, z powodu której kapitanka Biało-Czerwonych opuściła całą Ligę Narodów. Wiele osób spodziewało się, że brak jednej z liderek będzie mocno zauważalny, ale Wenerska sprawiła, że tak wcale nie było. Zbierała pochwały z każdej strony i błysnęła do tego stopnia, że zaczęły pojawiać się głosy, iż powinna wychodzić w podstawowym składzie w kolejnych ważnych tegorocznych imprezach, mimo powrotu do kadry Wołosz.
Trener Stefano Lavarini jednak postawił na tę ostatnią i każdy kolejny mecz wykorzystywał jako okazję na jej ponowne zgrywanie się z drużyną. Tak było przy okazji trzech sierpniowych spotkań towarzyskich z Turcją, tak było też podczas rozpoczynających się nieco później mistrzostw Europy. Podczas tego turnieju Wenerska pojawiała się tylko na zmianach, a wiele osób wskazywało, że wyraźnie widać różnicę w zgraniu obu rozgrywających z resztą drużyny.
Szkoleniowiec jednak był konsekwentny i także podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk przez długi czas jego pierwszym wyborem była Wołosz. Wyjątek stanowiło spotkanie z Koreą Południową, gdy odwrócił role. Kapitanka zespołu rozpoczęła także bardzo ważny piątkowy mecz z Niemkami. Bardzo ważny, bo środowa wpadka z Tajkami (2:3) mocno skomplikowała drogę Polek po bilet do Paryża w tej imprezie. Najpierw Wenerska w tym dreszczowcu (3:2) wchodziła tylko na podwójnej zmianie, ale od drugiej partii to ona była pierwszą rozgrywającą i wydatnie przyczyniła się do zwycięstwa.
- Cieszę się, że trochę się uspokoiłam, bo było to dla mnie nieco nerwowe wejście. Pod koniec drugiego seta powiedziałam sobie: "Kasia, przecież potrafisz grać, jazda" - wspominała potem w rozmowie z dziennikarzami.
W sobotę, przed spotkaniem z USA, wrócił więc temat - na kogo tym razem postawi w podstawowym składzie Lavarini. Od pierwszej piłki zagrała Wenerska, która o tym, że będzie w wyjściowej szóstce, dowiedziała się podczas rozgrzewki.
- Na pewno nie było to dla mnie łatwe wejście, ale mecz z Niemkami dodał mi trochę pewności i to mi pomogło. Miałam w sobie gdzieś tam spokój. Wiedziałam, że nie mogę panikować, bo to na pewno nie pomoże drużynie. Wiem, co potrafię i grało mi się tego dnia całkiem dobrze - analizowała.
A efektem tego "całkiem dobrze" ze strony jej i pozostałych Polek było bardzo ważne zwycięstwo nad Amerykankami 3:1. Dzięki pokonaniu mistrzyń olimpijskich z Tokio ekipa gospodarzy mocno zwiększyła swoje szanse na wywalczenie przepustki na igrzyska już w niedzielę, ostatniego dnia turnieju kwalifikacyjnego w Łodzi (drugą szansą jest przyszłoroczny awans ze światowego rankingu).
- Wygrałyśmy 3:1, ale oczywiście nie było wcale tak z górki. Cieszy zaś, że wyszłyśmy bardzo zmotywowane. Wiedziałyśmy, o co gramy i to było bardzo dobre spotkanie z naszej strony. Myślę, że już od pierwszego seta - choć wtedy jeszcze było u nas trochę nerwowo - było widać tę naszą pewność, która poprowadziła nas do zwycięstwa - wspominała rozgrywająca Developresu.
Kluczowy dla losów sobotniego meczu była trzecia partia. Przy stanie 1:1 w setach Amerykanki prowadziły m.in. 15:10, ale potem popis dały waleczne siatkarki Lavariniego, które zwyciężyły 25:23.
- Miały wtedy wysokie prowadzenie i przegranie tego seta mogło je podłamać. Sprawiłyśmy im wtedy trochę kłopotów - wskazała Wenerska.
I chwaliła całą drużynę za wkład w to zwycięstwo. O ile zaś podczas LN Polki zbierały pochwałę za miłą dla oka grę, to podczas ME i dotychczas w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk na pierwszy plan wysuwały się duże przestoje w ich grze. Sobotni występ był pierwszym, za sprawą którego można było wrócić myślami do miłych obrazków z początku sezonu.
- To był bardzo dobry mecz z naszej strony. Podobny do tych z LN. Czy nie byłoby go bez porażki z Tajlandią i męczarni z Niemcami? Nie wiem, możemy tu tylko gdybać. Po prostu cieszymy się, że wygrywamy. A w niedzielny wieczór chcemy pokonać Włoszki i wywalczyć bilet do Paryża - podkreśliła.