Najpierw po losowaniu składu turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk była mowa o "grupie śmierci". Potem polskie siatkarki pokazały się ze świetnej strony w Lidze Narodów i zaczęły się pojawiać głosy, że może nie taki diabeł nie taki straszny, bo drużynę Stefano Lavariniego stać na sprawienie niespodzianki w meczu z Amerykankami lub Włoszkami. Ale Biało-Czerwone pierwsze potknięcie zaliczyły już w środę, przegrywając z Tajkami 2:3. Izabela Bełcik nie jest pewna, że w dalszej części tych zawodów przysłuży im się znalezienie się pod ścianą. Ale liczy na cudowną przemianę siatkarki, którą nazywa człowiekiem od czarnej roboty.
Izabela Bełcik: Od początku tych zawodów forma dziewczyn mocno faluje. W środę jeszcze w tie-breaku miały swoje szanse. Nie są jeszcze w takiej dyspozycji, w jakiej byśmy sobie tego - my, kibice i same siatkarki - życzyli. Wiadomo, że Tajki są wymagającym przeciwnikiem. One zawsze podgryzają tego, kto ma jakieś problemy. Szczególnie w przyjęciu. Zaczynają wtedy być groźne i pojawiają się problemy. Albo gdy są błędy na zagrywce. Jeśli nie odrzuci się ich od siatki, to robią z nami wiatrak w ataku.
Było do przewidzenia, że to będzie trudny mecz, ale przed nim stawiałam jednak, że to Polki wygrają 3:2. Widać, że dziewczyny nie są w optymalnej formie. Szczególnie dwie przyjmujące. Wróciła po kontuzji Martyna Czyrniańska i w ofensywie radzi sobie dużo lepiej niż zawodniczki, które dotychczas były podporą na tej pozycji. To jest znak zapytania. Jeśli przyjmujące się włączą, choćby jedna z nich - i w ofensywie, i defensywie - to moim zdaniem możemy grać i wygrywać nawet z Włoszkami. Ale jeśli nie, to będziemy mieć olbrzymie problemy.
Tak naprawdę w tym momencie liczylibyśmy właśnie na cudowną przemianę chociaż tej jednej przyjmującej i na chociaż jeden mecz. Przy takiej falującej formie można mieć odrobinę nadziei w przypadku Martyny Łukasik. Pokazywała teraz, że mimo wszystko potrafi nadal zdobywać punkty - była bardzo mocna na zagrywce. Tylko w porównaniu z Ligą Narodów np. bardzo brakuje mi jej ataku, rozwiązywania problemów. Może nie była wtedy główną postacią i nie było jej tak mocno widać, ale kończyła bardzo ważne piłki. Była człowiekiem od czarnej roboty. Teraz tego brakuje. Liczę, że ambicja nie pozwoli jej na to, by grać trochę pod kreską. Że jednego dnia pozmienia się w głowach dziewczyn na tyle, że wyjdą na pierwszy mecz po tej przerwie mocno skoncentrowane, złe i będę w stanie to przekuć na konkret w grze. Mam nadzieję, że podejdą do tego bardzo ambicjonalnie.
Nie wiem, czy one są na tym etapie mentalnie. Bo u siatkarzy jest sto procent pewności siebie i nawet jak grają trochę gorzej, to nie ma u nich nerwowych ruchów. Wszystko jest pod kontrolą, totalna akceptacja. Wiedzą, że nie grają wyśmienicie, ale nawet z 50-60 procent formy są w stanie wygrać ze średnimi zespołami. Oni w pewnym momencie seta potrafią docisnąć i takie większe wpadki im się nie zdarzają podczas turniejów, w meczach o coś. Dziewczyny chyba muszą do tego jeszcze dorosnąć. Mimo że widać, iż jest u nich dużo większa pewność siebie w porównaniu z poprzednim sezonem czy z tym, co było dwa lata temu. Ale nie wiem, czy są na tym etapie, by można było aż tak kalkulować. Bo jeszcze w głowach młodszych dziewczyn pojawia się taki moment zaskoczenia, rezygnacji albo nerwów zmierzających w niewłaściwą stronę, a wtedy zaczyna się powielanie błędów.
Ciężko byłoby mi stwierdzić, że możemy być spokojni, bo tu tylko powinęła nam się noga z Tajlandią, a teraz będzie dobrze i będziemy wygrywać. Od początku było wiadomo, że ten turniej będzie dla nas ciężki, bo przy superoptymalnej formie moglibyśmy mieć marzenia, że zajmiemy sobie pierwsze lub drugie miejsce. Teraz w marzeniach dalej jest to, że wygramy z USA czy Włoszkami, ale - będąc realistą - musimy się bić na tym turnieju o to, by może sprawić niespodziankę i by nasze punkty pozwoliły nam awansować na igrzyska z rankingu.
Ale inne zespoły podczas LN były na innym etapie przygotowań, próbowały różnych opcji, grały w innych składach. Nie da się teraz powiedzieć na sto procent, że przy przygotowaniu coś nie wyszło, choć na koniec na pewno wszyscy - siatkarki i trenerzy - będą mieli swoje odczucia w tej sprawie. Ale dochodzą też choćby kwestie zdrowotne - komuś trochę trzeba było odpuścić, czy ktoś nie był teraz na sto procent sprawny w porównaniu z tym, co prezentował w LN. Tego teraz nie wiemy, nikt nie wywleka swoich urazów na światło dzienne.
Tym garniturem gramy praktycznie od początku. Z małą zmianą, bo dołączyła Martyna Czyrniańska. Dziewczyny dźwigają któryś turniej z kolei, gdzie grają o coś. Głowa musi być bardzo mocna na tak długi sezon. To nie tylko kwestia fizyczna, ale i psychiczna. One wiedzą, że to jest najważniejszy turniej i chcą się zmobilizować i skoncentrować, chcą grać dobrze, ale widzą, że coś tam im na to nie pozwala. Zagrywka i inne elementy nie wychodzą tak, jak do tej pory. Mam nadzieję, że niemal staną na głowie, tupną nogą w szatni i powiedzą sobie: "Jak nie teraz, to nigdy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy". Bez momentu dekoncentracji. A jak mają kilkupunktową przewagę, to nie ma miejsca na odpoczynek. Nie można dać rozwinąć skrzydeł przeciwniczkom. Nie jesteśmy jeszcze zespołem, który może sobie tak lawirować siłami.
... to nawet nie jest kwestia głowy. Tzn. czasem jest, a przeciwniczki zdobędą punkt czy dwa i uwierzą, że z tymi Polkami da się grać. Ale to też kwestia tego, jak radzimy sobie z własnymi błędami. Jeśli jesteśmy pewni siebie, to jedna pomyłka w przyjęciu czy druga w ataku nie eliminuje u nas dobrej gry. Zawodniczka wychodzi znów i atakuje, bo chce się poprawić, wręcz mówi do rozgrywającej "Dawaj do mnie. Bo zepsułam jedną piłkę, a wiem, że potrafię to zrobić dobrze". A tu jest bardziej "Ojej, próbowałam w prawo, w lewo i nic mi nie wychodzi. Ktoś mnie podbił". Pojawia się irytacja, wkracza niepewność, wręcz być może dziewczyny nie mówią "Dawaj do mnie" a "Poszukajmy innego rozwiązania". Wtedy jeśli Magda Stysiak nie skończy nam akcji po takim przestoju, to jesteśmy zagubieni. To jest nasz problem póki co.
Podwójne zmiany też nie wnoszą tyle dobrego, co wcześniej. To też kwestia niepewności. Polegamy na tym, co nam uciągną Magda Stysiak z Martyną Czyrniańską, która ma jeszcze dużo siły i świeżości. Liczymy, że Agnieszka Kąkolewska doda parę punkcików w ataku. Wczoraj też miała momenty, by to zrobić, ale jak dołożyła siły, to piłka poszła w aut. Widziałam jej minę. To bardzo irytujące dla zawodnika, gdy tak nie wychodzi. Trzymam też bardzo mocno kciuki, by przyjmujące Martyna Łukasik lub Olivia Różański miały dzień konia.
Na samym początku ME widać było, że Asia była mniej zgrana z dziewczynami, ale teraz bym się tego nie czepiała. Trener wie, jak jest na treningach i wie, która rozgrywająca jest w lepsze formie oraz która co zrobi lepiej. Na początku ME czasem zdarzyło się jej na siłę przyśpieszać, ale potem było już lepiej. To też bardziej doświadczona zawodniczka. Przecież trener sobie nie strzela w kolano! Asia ma na koncie wiele meczów o coś, trzeba z tego doświadczenia korzysta. Nie będzie się gotować, a będzie dawać pewność siebie innym zawodniczkom i uspokajać.
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Dowiemy się dopiero np. przy okazji piątkowego meczu z Niemkami. To wymagający przeciwnik i spodziewam się zaciętych końcówek. Podczas nich dziewczyny mogą sobie udowodnić, czy są w stanie walczyć punkt za punkt i rozstrzygać takie końcówki na swoją korzyść, czy nie. Trudno mi to teraz ocenić. Nie jestem pewna, że są teraz w takiej formie fizycznej i psychicznej, że jak będą pod ścianą, to będą tylko i wyłącznie grać dobrze. Bo są tam młode siatkarki, które mogą się zagotować. Oczywiście, nie życzę im tego. Ale realnie patrząc, z Niemkami - nawet z falującą formą - są w stanie wygrać. Mogą też pokusić się o niespodziankę z Amerykankami lub Włoszkami. Zobaczymy, co nam to da - awans na igrzyska czy awans w rankingu.