Niespodzianka w polskiej grupie kwalifikacji olimpijskich. Mistrzynie zaskoczone

Jakub Balcerski
Amerykanki tak, jak wcześniej Polki, przegrały seta z Koreankami podczas turnieju kwalifikacyjnego do IO w Paryżu rozgrywanego w Łodzi. To niespodzianka, ale do sensacji jeszcze trochę zabrakło - mistrzynie olimpijskie pozbierały się i wygrały spotkanie 3:1 (20:25, 25:17, 25:19, 25:17). Z pewnością można je jednak nazwać dotychczasową rewelacją polskiej grupy kwalifikacji olimpijskich.

Choć na awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu Koreanki nie mają już raczej szans, bo przegrały trzy mecze i do spotkania z USA przystępowały tylko z jednym punktem w dorobku, to do tej pory grały z samymi największymi zespołami, o wiele lepszymi na papierze. I praktycznie każdemu sprawiły większe, lub mniejsze problemy.

Z Niemkami były o krok od wygranej, przegrały dopiero po tie-breaku. Polkom, które w meczu z nimi próbowały oszczędzić nieco sił, zdołały zabrać jednego seta. - Jestem zadowolony z zespołu. Nasza gra, choć nie wystarczyła do walki o wygraną, była naprawdę dobra. Sprawiliśmy Polkom sporo kłopotów - mówił nam po meczu trener Cesar Hernandez. Gładko poszło tylko Włoszkom, które grały z nimi jako pierwsze i przegrywały tylko na początku drugiego seta, maksymalnie trzema punktami, a i tak wygrały to spotkanie bezboleśnie w trzech partiach. Teraz Koreanki sprawiły jednak największą sensację turnieju w Łodzi: ugrały seta przeciwko mistrzyniom olimpijskim, a miały nawet szanse na walkę o zdobycie co najmniej jednego punktu.

Zobacz wideo Probierz się wzrusza? "Nie jestem chłodnym sukinsynem"

Koreanki zagrały bez żadnego respektu. Pokaźna niespodzianka przeciwko mistrzyniom olimpijskim

Ich gra jest irytująca, nieznośna. Potrafią podbijać piłkę w obronie w nieskończoność. Żeby wygrywać z nimi kolejne akcje, nie wystarczy zwykła cierpliwość i zawziętość. Trzeba bezlitośnie wykorzystywać swoje szanse, a jeśli poda się im rękę, to za chwilę można ją stracić. Amerykanki odczuły to w pierwszym secie, gdy Koreanki bez żadnego respektu oddalały się od nich, widząc, że faworytki popełniają błędy i oddają im punkty. Wygrały aż 25:20, będąc wyraźnie lepszą drużyną.

W drugiej partii było już 12:9 dla Koreanek, ale wtedy mistrzynie olimpijskie z USA obudziły się na dobre. Odzyskały kontrolę nad meczem i weszły na poziom, którego potrzeba było, żeby zacząć odrabianie strat. Tego seta zdominowały i wygrały do 17. Na początku kolejnego już tak dobrze nie było, ale ich rywalki nie mogły przekuć wyrównanej gry w choćby niewielką, dwupunktową przewagę. Najbliżej tego były przy stanie 13:13. Potem zespół trenera Karcha Kiraly'ego świetnie, bardzo mocno i precyzyjnie, atakował i wyrobił sobie jednak sporą przewagę i nawet gdy przeciwniczki odrabiały kilka punktów, to Amerykanki nie musiały się specjalnie martwić o końcowy wynik.

Ten ostatecznie brzmiał 25:19 dla złotych medalistek igrzysk w Tokio, które pierwszy raz objęły prowadzenie w całym spotkaniu. I już go nie oddały. Dobry rytm, który złapały w trzecim secie, udało im się utrzymać do końca spotkania, a w czwartej partii, choć Koreanki walczyły od końca i w końcówce odrobiły sporo punktów - wygrały 25:17 i 3:1. Już pojedynczy wygrany set jest jednak sporym sukcesem dla Korei, a ogółem całkiem pokaźną niespodzianką. W końcu Amerykanki po czterech rozegranych meczach mają za sobą już dwa przegrane sety, a wydawało się, że mecze z tymi teoretycznie słabszymi rywalami, będą wygrywać bardzo pewnie.

Rok temu Koreanki przegrywały 20 razy z rzędu. A jeszcze w Tokio był półfinał igrzysk

Jeszcze rok temu Koreanki pod wodzą Cesara Hernandeza były przecież jednym z najgorszych zespołów na świecie. Latem miały nawet serię aż 20 przegranych meczów, przerwaną ich jedynym zwycięstwem na mistrzostwach świata z Chorwatkami. Mogły łapać się tylko takich pojedynczych momentów, bo przeciwko największym rywalkom były bezbronne. W tym roku było tylko nieco lepiej - przegrały 13 spotkań z rzędu, w tym wszystkie 12 rozegrane na Lidze Narodów, a w dodatku, nie grając żadnego tie-breaka.

Wielu dziwiło się, że zespół, który jeszcze w 2021 roku był ogromną sensacją i rewelacją na arenie międzynarodowej - zwłaszcza, gdy podczas igrzysk olimpijskich wyrzucił z nich Turcję i finalnie zajął czwarte miejsce. Po tym sukcesie z kadry odeszły jednak dwie wielkie postacie -przede wszystkim Kim Yeon-koung, liderka zespołu, a także trener Stefano Lavarini, który odszedł prowadzić reprezentację Polski. Zespół przejął jego ówczesny asystent i przyjaciel, Cesar Hernandez, ale odtworzenie wyników uzyskiwanych przez zespół przed kilkoma miesiącami od początku było niemalże niewykonalnym zadaniem.

- Utrata Kim to było ponad 30 punktów mniej w meczu. Wiele osób oczekuje, że po prostu jakoś rozłożysz je na inne zawodniczki, ale najpierw musiałbyś je jakoś zdobyć, bo ona wiele z nich po prostu "produkowała". Była ogromna presja związana z tym, żeby to nie odbiło się na grze i wynikach zespołu. Nie poradziliśmy sobie z tym - mówi nam Hernandez.

Hernandez ciągle pomaga Lavariniemu. "Pozostajemy przyjaciółmi"

Teraz zespół popracował jednak nieco nad formą i choć do czołowych zespołów nadal im daleko, to gdy pytaliśmy trenerów, kogo obawiają się na turnieju w Łodzi, słyszeliśmy, że właśnie Koreanek. Może to zasługa także Hernandeza - dostał zaufanie od koreańskiego związku, czas na spokojną pracę i powoli, krok po kroku, sytuacja zespołu się poprawia.

A Hiszpan to nie tylko ciekawy trener i były współpracownik Lavariniego, ale także świetny siatkarski analityk. Po meczach z Polkami dzieli się zgromadzonymi danymi, czy założeniami taktycznymi ze sztabem włoskiego trenera polskiej kadry. - Przekazuję mu nasze notatki, potrafię też ostrzec przed zagrożeniami w grze ich i rywalek, jeśli takie dostrzegam. Pozostajemy przyjaciółmi, choć na boisku nasza relacja się oczywiście zmieniła i jesteśmy dla siebie rywalami - wskazuje Hernandez.

Teraz set wygrany przez niego i Koreanki przeciwko USA też może działać na korzyść Lavariniego i Polek. W końcu jeśli polski zespół pokona w środę o 17:30 Tajki 3:0 to będzie miał lepszy bilans od Amerykanek przed trzema najważniejszymi spotkaniami turnieju w Łodzi. A w nich i rozstrzygnięciach, na które wpłyną, nawet taki najmniejszy szczegół może mieć spore znaczenie.

Więcej o: