- Po tym wszystkim, co przeszedłem, czuję, że dostałem drugie życie - stwierdził półtora miesiąca temu w wywiadzie na TVP Sport Norbert Huber. W maju ubiegłego roku doznał poważnej kontuzji ścięgna Achillesa, która wykluczyła z gry na ponad pół roku. Przed urazem błyszczał w Zaksie Kędzierzyn-Koźle, po powrocie do gry był głównie rezerwowym. Podobnie pewnie byłoby w reprezentacji Polski, gdyby nie pech Mateusza Bieńka. Huber podczas mistrzostw Europy w świetnym stylu zastąpił bardziej utytułowanego kolegę po fachu, któremu we znaki dały się problemy z piętą. A w wygranym 3:0 z Włochami sobotnim finale był jednym z dwóch głównych bohaterów.
Dorobek Hubera z finału ME to 12 punktów, 5 asów, 2 bloki i 56 procent skuteczności w ataku. Ale poza samymi suchymi liczbami warto zwrócić uwagę, że nieraz punktował w bardzo ważnych momentach. Choćby na początku meczu o złoto, co podkreślił też Bartosz Kurek.
- Norbi zaczął koncertowo pierwszego seta, a to uskrzydla i dodaje animuszu - zaznaczył kapitan Biało-Czerwonych.
Sam środkowy, który od jesieni będzie bronił barw Jastrzębskiego Węgla, przy pytaniu, czy to był jego najlepszy mecz w kadrze, odpowiedział z uśmiechem, że ten jeszcze przed nim. A jak ocenił sobotni?
- Było nawet, nawet. Nie skończyłem czterech piłek, miałem pięć błędów na zagrywce. Zawsze mogło być lepiej. Najważniejszy jest jednak sukces drużyny - rzucił.
To jednak trochę nadmierna skromność, bo chwalili go wszyscy. Łącznie z trenerem drużyny narodowej Nikolą Grbiciem.
- Zasłużył na to wszystko. Nie jest łatwo zastąpić takiego zawodnika jak Mateusz Bieniek, który jest dla nas niezwykle ważny. Norbert zagrał już wiele spotkań i ma w sobie tę jakość. To nie tak, że odkrywamy w nim coś nowego. Oczywiście, nie pokazywał tego wcześniej w reprezentacji, ale cieszę się, że zrobił to w tym turnieju - ocenił Serb.
Mniej oporów z pochwałami środkowy ma, gdy nie jest mowa tylko o nim, a o całym zespole. - Był to kawał dobrej siatkówki. Mam nadzieję, że się podobało i pokazaliśmy, że jesteśmy bardzo mocnym zespołem - skwitował.
Na antenie Polsatu Sport sam jednak przywołał korzystną dla siebie opinię. - Ktoś ostatnio powiedział, że to jak prezentowaliśmy się na środku, sprawiło, że nie mówi się, że (w kadrze - red.) kogoś brakuje. Tylko daliśmy tej drużynie coś, czego potrzebowała. Szkoda, że dzieją się takie sytuacje, gdzie kogoś brakuje w zespole z powodów zdrowotnych - podkreślił.
Generalnie Grbić jest bardzo zadowolony z gry 25-latka, ale ten zdołał też mu się nieco narazić w półfinale ME. Zarobił wtedy żółtą kartkę za prowokacyjny gest w kierunku sędziego. Szkoleniowiec przyznał, że rozumie frustrację siatkarzy, gdy arbiter jest słaby i często się myli, ale przypomniał, że takie działania mogą mieć kosztowne konsekwencje dla drużyny.
- Muszę czasem tam być, by niektórych pilnować. Masz żółtą kartkę i jeśli dostaniesz drugą, to będzie czerwona i doszłoby do straty punktu. Wtedy byłbym trochę wkurzony - przyznał Serb.
Ma on na boisku swojego pomocnika, który temperuje nieco zapędy m.in. Hubera. Jest nim Aleksander Śliwka, który ostatnie dwa sezony "pilnował" środkowego także w klubie. W tym roku nieraz kapitan Zaksy odciągał 25-latka od sędziego lub rywali. Czasem brał go też na bok i coś chwilę tłumaczył. Ten zwykle się uspokajał.
Kolegi z kadry - a od jesieni także z klubu - bronił nieco niedawno Tomasz Fornal. - Muszę byczka szlifować. Czuję, że mnie to czeka też w klubie. A tak na poważnie, to Norbi jest bardzo fajnym gościem i bardzo sympatycznym. Jeśli delikatne prowokacje czy zaczepienie sędziego sprawia, że gra lepiej, to uważam to za część sportu i siatkówki. Wiadomo, że nie można niektórych granic przekraczać, żeby nie wyglądać jak totalny burak albo buc. Ale jeżeli to jest robione ze smakiem i w dobrym stylu, to jest też fajne - podsumował przyjmujący Jastrzębskiego Węgla.
- Znakiem firmowym Hubera - poza wdawaniem się od czasu do czasu w dyskusje - stała się ekspresyjna celebracja zdobytych punktów. Czy to po efektownym bloku, czy po punktowej zagrywce, czy wreszcie po mocnym ataku siatkarz kroczy w charakterystyczny sposób przez boisko w stronę rezerwowych, rozkładając przy tym szeroko ramiona. Zwykle krzyczy też coś w ich stronę. Bardzo wiele okazji ku temu miał w sobotę w Rzymie. A jego koledzy stojący wtedy w kwadracie dopingowali tych grających.
- Widziałem, że chłopaki w kwadracie byli mocno nakręceni, co mnie też nakręcało. Pokazaliśmy, że jesteśmy świetnym zespołem i drużyną złożoną z bardzo wartościowych siatkarzy. Mamy mocny team, a każdy dołożył od siebie cegiełkę - analizował reprezentacyjny środkowy.
Na tle innych wyróżnia go też charakterystyczne poczucie humoru. Czasem nieco abstrakcyjne. Przykład tego dał m.in. w sobotę, gdy po finale w Rzymie został spytany o moment wzruszenia Grbicia - Nie widziałem tego, ale miał ręce na twarzy (zademonstrował to, kładąc dłonie po bokach głowy), a to często świadczy o tym, że ktoś płacze - stwierdził, wywołując rozbawienie u stojących przy nim dziennikarzy.
Po finale ME widać było po nim brak energii. Przyznał, że jest trochę zmęczony długim turniejem. Bo cięższe emocjonalnie spotkania niż to z Włochami były dla niego ćwierćfinał z Serbią i półfinał ze Słowenią. Zapewnił jednak w pewnym momencie żartobliwie, że on wywalczony właśnie złoty medal będzie świętował jedynie colą i słodyczami. Bo wrzesień jest u niego miesiącem trzeźwości.
W lipcu z kolei triumfował z reprezentacją w Lidze Narodów. Ta wygrana oraz złoto ME to jego pierwsze sukcesy w narodowych barwach od powrotu do niej po przerwie wynikającej z kontuzji. Które z tych osiągnięć ceni bardziej? Tu nie odpowiedział wprost.
- Ja bardziej jestem zadowolony, że jestem częścią tej drużyny, że mogę być na boisku, że jestem w stanie dostarczyć sobie oraz ludziom uśmiech i satysfakcję - podsumował.
W rozmowie z dziennikarzami tuż po finale w Rzymie przyznał z kolei, że poważna kontuzja była dla niego trudną, ale wartościową lekcją na tym etapie życia.
- Jestem zadowolony z tego, gdzie dzisiaj się znajduję. Mam świadomość, że wykonałem dobrą pracę - czy to w klinice, czy później w klubie. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy mi pomogli - dodał.
Przyznał też, że miał moment, gdy jego celem był powrót i rywalizacja na poziomie porównywalnym z tym sprzed urazu. - Moje myślenie zmieniło się po przeczytaniu książki "Nieustępliwy". Od tego czasu chciałem być jeszcze lepszy i nie zadowalać się tylko byciem dobrym - wspominał.
W sobotnim studiu Polsatu Sport zaś opowiadał, że wraz z kolegami z kadry byli tego wieczora spokojni i skoncentrowani. - Pokazaliśmy odwagę, ale przed nami wciąż dużo pracy - dodał ostrożnie.
Wówczas prowadzący program dziennikarz przyznał, że jest zdziwiony aż taką przemianą siatkarza, który jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt minut wcześniej szalał na boisku i generalnie przyzwyczaił do częstych żartów.
- To, co jest na boisku, to jest w pewnym sensie jakaś kreacja, która pozwala nam osiągnąć wielkie rzeczy. Kiedy mecz się kończy, światła gasną i jedziemy do hotelu, to jesteśmy zwykłymi Huberami - podkreślił poważnie 25-latek.