Polacy szaleli na boisku i poza nim. Sędzia zrezygnował po pierwszym secie

Agnieszka Niedziałek
Kamienna twarz Nikoli Grbicia po ostatniej akcji finału mistrzostw Europy była inna niż zwykle. Trener polskich siatkarzy po triumfie szybko opuścił boisko i wrócił z mokrymi oczami. Polscy rezerwowi regularnie żartobliwie pomagali Wilfredo Leonowi zagrywać, ale boiskowy malkontent takiego wsparcia nie potrzebował. Norbert Huber zaś w dwa dni zmienił się z kadrowego żartownisia w proroka.

Kamienny wyraz twarzy to znak firmowy Nikoli Grbicia podczas meczów. Tak samo było, gdy siatkarze Zaksy Kędzierzyn-Koźle pod jego wodzą w 2021 roku wygrali Ligę Mistrzów. Wówczas jednak zaraz po ostatniej akcji zaczął płakać ze szczęścia. Teraz, gdy reprezentacja Polski pod jego wodzą wywalczyła mistrzostwo Europy, a jego sztab szkoleniowy po wygranej z Włochami 3:0 rzucił się go ściskać, jego twarz pozornie nie wyrażała żadnych emocji. Ale tylko pozornie.

Zobacz wideo Karol Kłos po nieudanym dla Polaków Memoriale Wagnera: Nie zawsze da się wygrywać

Wielki mecz polskich siatkarzy. Brawo, brawo

Grbić, opuszczając boisko, zapytał o coś mężczyznę z obsługi mistrzostw. Wrócił po kilku minutach. Wciąż z poważną miną i od razu poprosił jednego ze swoich asystentów o chusteczki higieniczne. Widać też było, że mruga oczami. Po chwili usiadł na ławce rezerwowych i tak spędził sam kilka minut. 

Polscy siatkarze grali w sobotę jak z nut. Szkoleniowiec tradycyjnie nie pozwalał sobie zbytnio na okazywanie emocji podczas meczu. Złamał się raz - po świetnym ataku Wilfredo Leona z trudnej piłki pokiwał z uznaniem głową. Poza tym od czasu do czasu przybijał piątki swoim graczom, czasem niektórego poklepał po plecach. Ale jeszcze na kilka akcji przed końcem spotkania apelował energicznie do zawodników o skupienie i brak rozprężenia.

Ci go nie zawiedli. Choć na prezentację przed meczem wyszli uśmiechnięci i radośni, to potem już w pełni byli skoncentrowani. Szaleli zarówno ci na boisku, jak i ci poza nim. Ci pierwsi za sprawą rewelacyjnej gry, ci drudzy - poprzez oryginalne dopingowanie kolegów. Bo biało-czerwony kwadrat rezerwowych cały czas żył tym, co się działo na polu gry.

Naśladowali posyłającego potężne bomby serwisowe Leona. Machali ręcznikami i potrząsali głowami, gdy brylował Norbert Huber. W pewnym momencie nawet pomocniczy sędzia napomniał ich, by byli spokojniejsi. Ale potem oni dalej robili show, a arbiter zrezygnował.

Polscy siatkarze początkowo całkowicie stłamsili Włochów, choć to ci grali u siebie. W pewnym momencie gospodarze próbowali prowokacji, by się przebudzić, ale to nic nie dało. Tak samo jako seria punktowa Lavii w drugiej partii.

Włochom nie pomogła też wrzawa zapewniana przed wypełnione do ostatniego miejsca trybuny. Polacy szykowali się, że będą uciszać rzymską publiczność. Udało im się to tylko częściowo. A to dlatego, że kilka tysięcy gardeł wspierało ich - kibice Biało-Czerwonych znów nie zawiedli i licznie dotarli na ważny mecz swoich ulubieńców. 

- Mam nadzieję, że w finale będziemy mentalnymi kozakami i będziemy grać odważnie, napierać na rywala, narzucimy swój styl gry i sięgniemy po mistrzostwo Europy - mówił dwa dni temu Huber.

W sobotę 25-latek zagrał rewelacyjnie. Zdarzało mu się to już też wcześniej, ale nieraz świetną grę mąciły jego prowokacje, które mogły wytrącić z rytmu jego własny zespół. W półfinale dostał żółtą kartkę. Grbić powiedział potem, że gdyby był na boisku, to mógłby mu urwać głowę. W sobotę zobaczyliśmy zupełnie innego Hubera. Był skupiony, słuchał wskazówek i nie prowokował. Jedyne co zostało z jego wcześniejszych popisów, to show robione po zdobyciu ważnych punktów. Przechadzał się wtedy w stronę rezerwowych i świętował razem z nimi.

Leon zaś dwa dni temu zagrać świetnie, ale sam stwierdził, że zadowolony nie jest. Uważał, że popełnił za dużo błędów. A warunkiem, by był zadowolony, jest mała liczna błędów i złoty medal. W sobotę wreszcie spełniły się jego wysokie wymagania.

Więcej o: