Grbić podjął najtrudniejszą decyzję. "Nawet nie chcę sobie wyobrażać"

Agnieszka Niedziałek
Mateusz Poręba został skreślony tuż przed mistrzostwami Europy, ale i tak poleci na nie z reprezentacją Polski siatkarzy. Przez to decyzja Nikoli Grbicia co do rezygnacji z tradycyjnego modelu składu jest mniej ryzykowna, niż się mogło wydawać. Z wyborem na innej pozycji miał największy kłopot i po raz drugi go uniknął. - Nawet nie chcę sobie wyobrażać przyszłego roku - mówi trener, odnosząc się do igrzysk w Paryżu.

Z łatwością można ułożyć listę trenerów, którzy zazdroszczą Nikoli Grbiciowi kłopotu bogactwa, jaki ten ma w reprezentacji Polski. Już po raz kolejny w drugim roku pracy z Biało-Czerwonymi przekonał się on, z jak trudnymi decyzjami się to wiąże. Jego poprzednik Vital Heynen, zwykle sporo żartujący, też miał nietęgą minę, gdy musiał dokonywać trudnych wyborów i ogłaszać, kogo z mocnej stawki nie zabierze na ważny turniej. Teraz taki dylemat znów przerabiał Serb i przyznał, że czasem wolałby być w skórze szkoleniowców, którzy nie mają aż takiej szerokiej bazy. Z jednej strony w sobotę ogłoszono jego decyzję co do składu na rozpoczynające się w poniedziałek mistrzostwa Europy, ale Serb zostawił sobie tu pewną furtkę.

Zobacz wideo Karol Kłos po nieudanym dla Polaków Memoriale Wagnera: Nie zawsze da się wygrywać

"Dlaczego nie Poręba?". Grbić redukuje ryzyko

Tydzień temu można było podać prosty przepis na ożywienie spokojnego zwykle Grbicia. Wystarczyło spytać o kwestie dotyczące składu na ME. - Ktoś jeszcze może doznać kontuzji. Jak mogę to wiedzieć? Dlaczego to takie ważne? Dlaczego to takie ważne, by znać te 14 nazwisk? Dowiecie się tego, ale dlaczego musicie wiedzieć to teraz? - zwrócił się do dziennikarzy po ostatnim meczu Memoriału Huberta Wagnera. W Krakowie miał do dyspozycji 16 graczy.

Ostatnim sprawdzianem przed wylotem na czempionat Starego Kontynentu był sparing z Ukrainą w Łodzi (3:2). W składzie meczowym 15 zawodników, którzy po dwóch dniach odpoczynku po memoriale stawiło się na treningach w Spale. Już bez atakującego Bartłomieja Bołądzia. W początkowej fazie sobotniego spotkania Polski Związek Piłki Siatkowej publikuje informację o składzie na ME. Grbić zrezygnował z Mateusza Poręby, który - tak jak Bołądź - opuścił turniej finałowy Ligi Narodów i dołączył znów do kadry po uniwersjadzie w Chinach.

- Dlaczego nie Poręba? - rzuca z uśmiechem szkoleniowiec do grupki dziennikarzy czekających na niego w Łodzi po sparingu, by spytać go o wybory personalne przed ME. I szybko sam z siebie dodaje, że zawodnik Skry Bełchatów i tak pojedzie z kadrą, choć nie będzie oficjalnie w składzie. Ma za to pomagać w treningach.

- To oczywiście dodatkowy wydatek. Dodatkowy pokój i inne koszty i dlatego czekałem na wiadomość od Seby (Sebastiana Świderskiego, prezesa PZPS - red.), że to ok, że znajdzie rozwiązanie tej sytuacji. Czekaliśmy na potwierdzenie tego ze strony federacji. Kiedy dotarliśmy tutaj, to już to wiedziałem - relacjonuje Serb.

Poręba, który był w składzie drużyny, która w ubiegłym roku wywalczyła wicemistrzostwo świata, ma też być w gotowości na nagły wypadek.

- Jeśli coś by się stało np. jednemu ze środkowych, to praktycznie podczas całych ME możesz dokonać zmiany jednego zawodnika z powodów medycznych. Nawet w finale. Mateusz będzie cały czas z nami, co ułatwi sytuację - tłumaczy Grbić.

To sprawia, że model z trzema środkowymi, na który się po raz drugi z rzędu zdecydował, nie jest aż tak ryzykowny, jak się wcześniej wydawało. Kosztem jednego zawodnika występującego na tej pozycji - tak jak w lipcowym turnieju finałowym LN w Gdańsku - zabiera dodatkowego przyjmującego. Tamta impreza zakończyła się triumfem Biało-Czerwonych.

- Główny powód był taki, że rola środkowych jest mniej intensywna niż w przypadku innych zawodników. Jest ich trzech, więc mogą się zmieniać. Jednego dnia ktoś usiądzie na ławce, a kolejnego będzie zmiana. Do tego będą dni wolne od meczów itd. Pod kątem treningów tylko trzech środkowych w długim wymiarze czasy może być trudne i dlatego biorę Mateusza. Pomoże nam podczas nich. Dzięki temu inni odpoczną nieco i będziemy mieli większą opcję rotacji - relacjonuje Serb.

Grbić mówi o wyborze niemożliwym i najtrudniejszej decyzji. "Wszystko jest wtedy znacznie łatwiejsze"

Wobec kontuzji stopy wykluczającej z dalszej części sezonu kadrowego u Mateusza Bieńka Grbić nie miał wątpliwości co do obsady trzech miejsc na środku. Największe dylematy towarzyszą mu przy przyjęciu.

- Jak mówiłem w ubiegłym roku, przy długim turnieju wolę mieć tradycyjny model składu z czterema środkowymi, czterema przyjmującymi i dwoma atakującymi. Teraz mamy pięciu przyjmujących o bardzo zbliżonym poziomie i niemożliwością było wskazanie  "Ten nic mi nie da". Zdecydowałem się na wariant, z który mieliśmy w Gdańsku - zaznacza.

Tym samym w składzie na ME znaleźli się: Aleksander Śliwka, Wilfredo Leon, Tomasz Fornal, Bartosz Bednorz i Kamil Semeniuk. Pierwszy z nich podczas Memoriału Wagnera był testowany częściowo jako opcja awaryjna w ataku. W sobotnim sparingu przez chwilę znów nie było na boisku nominalnego atakującego, ale wtedy Śliwka odbierał zagrywkę, a za linią przyjęcia ustawił się Semeniuk.

- Wpuściłem wtedy Olka za Łukasza Kaczmarka, by ustabilizować przyjęcie, ale nie chodziło o to, by Semena testować na ataku. On miał wtedy być gotowy do pipe'a (atak z drugiej linii ze środka boiska - red.) - dodaje trener Polaków i zapewnia, że podczas długich ME będzie korzystał na ataku zarówno z Bartosza Kurka, jak i Łukasza Kaczmarka, a opcją awaryjną będzie tylko wpuszczanie Śliwki na tę pozycję.

Nieraz z nietradycyjnego modelu składu na ważny turniej w przeszłości korzystał z powodzeniem też poprzednik Serba Vital Heynen. Na mistrzostwa świata 2018, które zakończyły się obroną tytułu, zagrał trzech środkowych i trzech atakujących. Trzech środkowy i pięciu przyjmujących miał zaś podczas ME 2021, gdy jego drużyna wywalczyła brązowy medal.

Grbić już wcześniej wspominał o konsekwencjach kłopotu bogactwa, który ma w polskiej kadrze. Teraz znów do tego wrócił.

- To była dla mnie najtrudniejsza decyzja. Nawet nie chcę sobie wyobrażać przyszłego roku, kiedy będę musiał wybrać 12-osobowy skład na igrzyska - rzuca z poważną miną.

Następnie dodaje, że to jednak część jego pracy i musi to robić. Choć nie kryje, że są momenty, kiedy chętnie by się zamienił z kolegami po fachu, którzy nie mają aż tak wyrównanych kadr.

- Czasem łatwiej mieć siedmiu dobrych zawodników i nie masz wtedy żadnych wątpliwości. Nie masz wątpliwości co do wyboru 14-tki, co do tego, kto ma grać. Wszystko jest wtedy znacznie łatwiejsze. Ale to także znacznie bardziej wyczerpujące dla zawodników. Niektórzy z nich mają problemy z kolanem, plecami lub inne, ale muszą grać, bo bez nich na 100 procent drużyna przegra. Tego typu presja nie jest fajna. Musimy zaakceptować to, kim jesteśmy. Że mamy długą ławkę, należących do światowej czołówki zawodników. Nie będą grali cały czas, nie zawsze w pierwszym składzie, ale muszą być gotowi, by wejść - opowiada Serb.

Swoją decyzję co do składu na ME przekazał kadrowiczom w szatni tuż przed sparingiem z Ukrainą. W nim skorzystał z wszystkich poza Porębą. Szkoleniowcy takie informacje nieraz przekazują na spotkaniu w szatni po meczu.

- Wariant z informacją przed meczem pozwala łatwiej skupić się potem na grze - przyznaje Karol Kłos.

Doświadczony środkowy wie, jakie to uczucie, wypaść ze składu na ostatniej prostej. To właśnie z niego Grbić zrezygnował tuż przed turniejem finałowym LN i oglądał występy kolegów zza bandy reklamowej.

- Cały czas byłem gotowy. Taka była wtedy decyzja trenera i trzeba było schować dumę do kieszeni. A co teraz czułem, gdy okazało się, że jadę na ME? Radość - opowiada siatkarz Asseco Resovii Rzeszów.

Gdy jeden z dziennikarzy pyta żartobliwie, czy trzech środkowych to nie za mało jak na taki długi turniej jak ME, to Kłos rzuca tylko: "Poradzimy sobie". 

W większych nerwach na decyzję Grbicia czekali w sobotę przyjmujący, choć Leon zapewnia, że on zawsze przyjmuje takie rzeczy ze spokojem, niezależnie od sytuacji.

- Trener zdecydował, że będzie nas pięciu. Chyba dobrze wyszło to w LN i myślę, że teraz też będzie dobrze w ME. Każdy da z siebie 100 procent i mam nadzieję, że w każdym meczu będzie widać całą drużynę, a nie jednego zawodnika czy wyjściowy skład - dodaje przyjmujący Si Safety Perugii.

W niedzielę polscy siatkarze mają wolne, a w poniedziałek wylatują na rozpoczynające się tego dnia ME. Pierwszy mecz w fazie grupowej, którą rozegrają w Macedonii Północnej, czeka w czwartek. Zmierzą się wtedy z Czechami. 

Więcej o: